sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 12: "Łamacz kodu"

PAMIĘTAJ O TAGU #HybrydyPL I PISZ O NAS NA BIEŻĄCO! FANARTY, TEORIE, POMYSŁY, OPINIE O ODCINKU, ULUBIONE CYTATY, POSTACIE - PODZIEL SIĘ SWOIM ZDANIEM Z RESZTĄ CZYTELNIKÓW. MOŻESZ ZNALEŹĆ HYBRYDY TAKŻE NA WATTPADZIE.

29 STRON W WORDZIE. JEST MOC, LUDZIE. PRĘDZEJ SIĘ ZESRACIE, NIŻ TO PRZECZYTACIE. Anyway, ogłoszenia parafialne. Sprawa wygląda tak. W ankiecie ponad 20 osób zaznaczyło "czytam i komentuję". To co to znaczy? Że macie nas w dupie, czy coś? Czy robicie nas w konia? 
Ja rozumiem, że nie każdy ma czas pisać komenta na sześć stron, ale krótki tekst by się przydał, bo przynajmniej wiedziałybyśmy, że mamy dla kogo pisać.
No to podsumowując - nie będzie następnego rozdziału, jeżeli nie będzie komentarzy. Koniec kropka. Dziękuję, miłego czytania.
A, no i zagubiłyśmy listę z informowanymi osobami na twitterze, więc miło by było, gdybyście się odezwali.
(Potraktujcie to jako szczerą groźbę, bo ja już się zastanawiam nad usunięciem tego bloga - xoxo, Loks.)
_____________________________
Jest takie stare powiedzenie – że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Hybrydy w to nie wierzą, bo najzwyczajniej w świecie nie mogą. Hybrydy uważają, że to, co próbuje cię zabić, zwykle sprawia, że jesteś zły lub smutny. Siła pochodzi od innych, tych dobrych rzeczy. Od rodziny, przyjaciół, satysfakcji z ciężkiej pracy. To są rzeczy które sprawiają, że jesteś sobą; i to ich należy się trzymać, kiedy wszelka nadzieja znika.
Faith Maiden zwykle prowadziła samochód zgodnie z zasadami panującymi na drogach. Ale czasami łamała przepisy. I nawet się tym nie przejmowała. Na przykład teraz, kiedy pędziła jakieś 150 kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, co chwilę spoglądając na Jacksona i Lydię na tylnym siedzeniu.
– Przeżyje? – dopytywał się Jackson. Faith westchnęła ciężko, zmieniając bieg, kiedy widziała już światła szpitala majaczące w oddali. Jeszcze tylko kawałek. Próbowała uleczyć dziewczynę swoją krwią, ale:
a) to było ugryzienie wilkołaka;
b) jej krew wcale na nią nie wpłynęła, ku zdziwieniu Faith.
A podpunkt b mógł oznaczać tylko jedno. Że Martin była czymś. Czymś z ich tak zwanej rodziny, czyli istotą supernaturalną. Problem w tym, że Faith nie wiedziała jeszcze, co to było. I to chyba okazało się najgorsze w tym wszystkim.
Niepewność.
– Nie wiem, Whittemore – odpowiedziała w końcu, kręcąc lekko głową. Cholernie martwiła się o Hayley. Nie wiedziała, gdzie podziała się Deliah. A o Kayle zupełnie zapomniała. Podsumowując, wpadły wszystkie w okropne tarapaty. Bo Maiden domyśliła się, że taki od początku był plan Petera. Chciał je rozdzielić. Bo wiedział, że w pojedynkę nie zrobią nic, kompletnie nic. – Nie mam pojęcia, co się stanie tej nocy.
Faith wzięła głęboki oddech i zaczęła liczyć od tysiąca w dół.
To będzie bardzo długa noc. Miała rację od samego początku.
Deliah Bree-Grimm wpadła do klinki Deatona i odepchnęła go z drogi, kiedy próbował ją zatrzymać. Po prostu wpadła na zaplecze i rzuciła metalowym stołem przez całe pomieszczenie, aby dostać się do Scotta, który siedział w rogu z podkulonym ogonem. W przenośni, oczywiście.
– Młody, jesteśmy po kolana w gównie, a ty siedzisz i płaczesz nad jakąś dziewczyną?! – wrzasnęła, a Alan uniósł brwi i wycofał się z pola walki. Nie było sensu jej podskakiwać, nie teraz. – Wstawaj, ale już! Ryczysz jak baba!
Spojrzała na Scotta i serce jej z lekka zmiękło, bo wyglądał jak zbity psiak. Taki mały szczeniaczek. I płakał. Naprawdę płakał. Hybryda westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że jednak odrobinę zbyt gwałtownie zareagowała. W końcu… właśnie zdemolowała Alanowi klinikę.
– …słuchaj, McCall – Deliah uklękła przed chłopakiem i poczuła coś dziwnego. Takie coś w klatce piersiowej, taki jakby ucisk. Coś było nie tak z jedną z nich, bardzo nie tak. Stawiała na Hayley. Po prostu widziała, jak Peter odjeżdża w Jeepie Stilinskiego razem z nim, notabene, a czuła tam Moontrimmer. Zabrali jedną z jej przyjaciółek. Coś było na rzeczy. – Sadystyczny dupek porwał twojego najlepszego kumpla i jedną z nas czterech.
Oczy Scotta zabłyszczały. Wiedział, że Peter zabrał Stilesa, ale nie miał pojęcia o tym, że któraś z Hybryd też wpadła w jego sidła. Wytarł policzki z łez i zapytał cicho:
– Którą?
– Ma Hayley.
Scott zacisnął pięści. No, to ładnie się popisał, nie ma, co. Pilnował swojej partnerki na balu. Tej, która kupiła mu garnitur za nie wiadomo ile dolców. Tej, która pozwoliła mu prowadzić swoje Lambo. Tej, która pomogła mu pogadać z Allison.
Hej, Peter właśnie porwał jego najlepszego kumpla i ulubioną Hybrydę. Miał przerąbane.
– Więc nie siedź tu jak ten załamany emo chłopiec, tylko podnieś dupę i pomóż mi – ciągnęła Deliah. McCall odetchnął głęboko, kiwając głową. Podniósł się z miejsca i po chwili pociągnął Grimm w górę, aby i jej pomóc wstać. Wybiegli do poczekalni, gdzie wpadli na Deatona, ale Deliah zdążyła tylko rzucić krótkie:
– Przepraszam za stół, Alan!
I już ich nie było.
Hayley siedziała cicho. Leżała sobie na tylnym siedzeniu Jeepa Stilinskiego i obserwowała, jak mijają latarnie uliczne. Liczyła je sobie w myślach, to jej dawało jakieś zajęcie. Zbierała siły, aż w końcu udało jej się podnieść do pozycji siedzącej, ale to by było na tyle.
– Witamy z powrotem w krainie żywych, Hayley – uśmiech Petera powitał ją jak grom z jasnego nieba. Jęknęła cicho. Nie było jej stać na nic więcej, póki co. – Ach, no… i jednak wybrałaś fiolet.
Wskazał na jej zakrwawioną sukienkę, a ona zmarszczyła czoło i skrzywiła się. Nie trzeba było tego robić. Trzeba było kupić coś, co wcale nie przypomina fioletu. Jeszcze jej zniszczył sukienkę za tyle dolców, i on, i Shiro. Hayley mruknęła coś pod nosem o "brutalnej zemście", przysięgając w duchu, że nigdy im tego nie wybaczy.
I tych białych butów. O cholera, ile one kosztowały.
– Hej, Stilinski, nie bądź na mnie zły – zaczął Peter, a Stiles zerknął w lusterko, sprawdzając, jak miewa się Hayley. Niby wcześniej nie za bardzo mu na niej zależało (co innego, gdyby to była Faith), ale teraz czuł się za nią dziwnie odpowiedzialny. – Jeśli przeżyje, stanie się wilkołakiem. Będzie niezwykle potężna.
– A raz w miesiącu będzie tracić rozum i zechce mnie rozerwać na strzępy. – odpowiedział wściekle chłopak, próbując skupić się na drodze.
– Biorąc pod uwagę, że jest kobietą... – Peter westchnął ciężko, robiąc dramatyczną pauzę. Hayley wywróciła oczami, zirytowana, ale zaraz potem skrzywiła się niemiłosiernie, czując, jak fala bólu przebiega przez całe jej ciało. Stiles podskoczył na swoim miejscu, na chwilę tracąc panowanie nad kierownicą. – …dwa razy w miesiącu.
– Coś ty jej zrobił? – Stiles wskazał głową na Hayley, która na tylnym siedzeniu traciła przytomność. Peter wzruszył ramionami obojętnie.
– Nic takiego. Ugryzłem tylko.
– I z czym to się wiąże? Nie wygląda najlepiej.
– Spokojnie. Jak by ci to najłatwiej wyjaśnić… oh, jeżeli szybko nie dostanie krwi hybrydy, która ma w sobie choć krztę wilkołaka, no to… umrze. Ciekawe, prawda? Moim zdaniem bardzo ciekawe. Zamierzam przetrzymać ją tak długo, aż będzie na skraju, bo jestem ciekawy, czy wtedy to też zadziała.
– Kayle i Deliah są wilkołakami. Pozwól mi po nie przynajmniej zadzwonić. Rozerwą na strzępy i ciebie i mnie, jeżeli Hayley umrze.
Peter uśmiechnął się drwiąco, wcale nie biorąc na poważnie słów chłopaka. Zerknął przez ramię na Moontrimmer, która zasnęła z wycieńczenia, po czym spojrzał na Stilinskiego i powiedział:
– Wydaje mi się, że nie słuchałeś, Stiles. Hayley to eksperyment. I w tym momencie jest szczurem laboratoryjnym, a nie potężną Hybrydą.
– Czyj to samochód? – Stiles wskazał na srebrne auto, kiedy piętnaście minut później zatrzymali się na podziemnym parkingu. Peter rzucił na ziemię Hayley, którą jak dotąd ciągnął uparcie za ramię, a dziewczyna jęknęła cicho przy kontakcie z betonem. Stiles chciał jej pomóc, naprawdę. Chciał pomóc jej wstać i posadzić w jakimś bezpiecznym miejscu, ale wiedział, że jeżeli chociaż spróbowałby to zrobić, to załatwiłby sobie długą i bolesną "rozmowę" z Peterem.
– Należał do mojej pielęgniarki – wyjaśnił znudzony Hale, otwierając powoli bagażnik. Hayley uniosła się na rękach, próbując usiąść, ale po chwili ponownie opadła na ziemię, poddając się. I tak nic tu już nie mogła zdziałać; była zbyt osłabiona jadem wilkołaka. Czuła się coraz gorzej.
– A co się stało z... Dobry Boże! – Stiles już miał pytać o wspomnianą pielęgniarkę, ale w tej samej chwili Peter podniósł klapę i ich oczom ukazało się martwe ciało rudej kobiety. Stilinski cofnął się o krok, zszokowany. Przypomniał sobie, że to ta sama kobieta, której Faith skręciła kark kilka dni temu w szpitalu.
Peter wzruszył ramionami, ponownie tego wieczoru.
– Polepszyło mi się – uciął krótko, zamykając bagażnik. Po chwili rozłożył na nim laptopa. Stiles rzucił spojrzenie w stronę Hayley, która w końcu podniosła się do pozycji siedzącej. Oblizał usta, zdenerwowany i z lekka zmartwiony.
– Nie będziesz miał tutaj połączenia – zaczął Stiles, wskazując palcem na komputer. Znowu zerknął na Hybrydę, i tym razem odkrył, że i ona na niego patrzy. Uśmiechnęła się blado, zapewniając, że nie jest aż tak źle. Peter podał chłopakowi maleńkie urządzenie, a on kiwnął głową. – MiFi. Jasne.
Miał się już nie odzywać, ale wtedy zobaczył laptopa Apple.
– I lubi Macintosha. Mają tak wszystkie wilkołaki, czy to osobisty wybór? – dodał.
– Włącz. Podłącz się. – Peter zignorował jego ostatnie słowa.
– Zabijasz całą magię bycia wilkołakiem – Stiles westchnął ciężko, zaczynając pracę. – Nadal potrzebna ci nazwa użytkownika i hasło Scotta, a ja niestety nie znam ani jednego, ani drugiego.
– Znasz oba.
– Nieprawda – zaprzeczył Stilinski, a Hayley mruknęła coś o sprawianiu sobie kłopotów, ale najwyraźniej tylko Peter ją usłyszał, bo westchnął ciężko z politowaniem, odwrócił się, kopnął ją w rękę, na której się opierała, i upadła z powrotem na beton. Znowu. Zaczynało ją to denerwować, ale nie mogła zrobić zbyt wiele.
– Nawet gdybym nie słyszał twojego bicia serca, to i tak poznałbym, że kłamiesz. – Peter zwrócił się ponownie do Stilesa, który obserwował skrzywdzoną Hayley. Hale pstryknął chłopakowi palcami przed nosem, aby zagarnąć jego uwagę.
– Przysięgam na Boga, że...
Nie zdążył dokończyć, bo Peter złapał go za kark i przygwoździł do laptopa. Stilesa aż głowa zabolała, ale nic się nie odzywał. Usłyszał tylko, że Hayley poruszyła się na swoim miejscu, krzycząc coś o zostawianiu go w spokoju.
Broniła go. Nadal go broniła. Trudno było mu to przyznać, ale w tym momencie naprawdę mu imponowała.
– Potrafię być bardzo przekonywujący, Stiles. – powiedział Peter, nadal wbijając palce w kark swojego kozła ofiarnego. – Nie każ się namawiać. A jeżeli potrzebujesz motywatora… – Peter odwrócił się nieznacznie i znowu kopnął Hybrydę, tym razem w brzuch. Zajęczała żałośnie. Stiles wyrwał się z uścisku wilkołaka.
– Zostaw ją, ona i tak ma już swoje problemy, nie widzisz?!
– Tak, Stiles, to prawda, ale twoje serce dziwnie przyspiesza, kiedy dzieje się jej krzywda.
Po długim siedzeniu na korytarzu, Faith wcale nie uśmiechało się siedzieć w szpitalu ani minuty dłużej. Martwiła się, wiedziała, że Hayley jest w niebezpieczeństwie a musiała siedzieć i niańczyć Lydię Martin.
– Gdzie ona jest?! – z zamysłu wyrwał ją głos Jacksona. Oderwała wzrok od gazetki i rzuciła ją na koniec skórzanej kanapy. Splotła ręce na klatce piersiowej i marszcząc czoło zaczęła przyglądać się mu uważnie. Jak na zawołanie podskoczyła z miejsca, gdy tylko zauważyła, że w stronę chłopaka zmierza Szeryf i chwyta go za ramię. Był wściekły. Bardzo wściekły.
– Co się jej stało?
Szeryf zacisnął pięść, poczym palcem drugiej ręki wskazał na salę, w której leżała Lydia. Whittemore przełknął ślinę i oparł się o ścianę, najwyraźniej przerażony konfrontacją z ojcem Stilesa.
– Nie wiem. Poszedłem jej szukać i... – odpowiedział szybko, a szeryf prychnął niezadowolony. Faith ruszyła w ich stronę bojąc się, że przez napływ negatywnych emocji, Stilinski może zrobić coś głupiego.
– Oddaliłeś się aż na pole i napotkałeś ją po drodze w takim stanie? – wycedził przez zęby, chwytając chłopaka za marynarkę. Maiden zacisnęła usta w cienką linię. Powinna była się wycofać, coś podpowiadało jej, że rozmowa zejdzie na inny tor i wyjdzie na jaw, że Lydia była ze Stilesem i to on był za nią odpowiedzialny. – Nie okłamuj mnie, synku.
– Nie, ja...
– Co się jej przytrafiło? – Szeryf zapytał ostrzej, nie przejmując się tym, że wszyscy obecni w pomieszczeniu z ciekawością przyglądają się jak stróż prawa szarpie za ubrania nastoletniego łobuza. Nie obchodziło go to. Widział, w jakim stanie jest Lydia, to nie był maleńki siniak na jej skórze, tej dziewczynie musiało przydarzyć się coś okropnego.
– To nie moja wina.
Jackson robił się coraz bardziej wściekły. Miał już nie mieć nic wspólnego z tą dziewczyną a tym czasem wszyscy obwiniają go oto, że stała się jej krzywda. Faith położyła rękę na dłoni szeryfa, odciągając go od chłopaka na bezpieczną odległość. Mężczyzna pokiwał głową, dziękując jej tym samym. Wziął głęboki wdech, jakby starając się zapanować nad sobą.
Nim jednak Faith zdążyła zareagować, Jackson unosił się już w powietrzu na wysokości dwóch centymetrów, a tata Stilesa trzymał go obiema dłońmi za marynarkę.
– To twoja dziewczyna! Bierzesz za nią odpowiedzialność! – ryknął na całą salę. Prawda była taka, że nie potrafił nad sobą zapanować. Wszystko zaczęło się, kiedy stracił Claudię. Po prostu… nie potrafił się odnaleźć.
– Szeryfie – upomniała go Faith, robiąc przerażoną minę. Głos dziewczyny podziałał jak kubeł zimnej wody. Spojrzał na nią zaskoczony. Jak mógł tak się wydurnić przy dziewczynie swojego syna?
–  Nie jest moją dziewczyną. – zaprotestował Whittemore, uspokajając się trochę, kiedy uwolnił się z uścisku policjanta. –  I to nie ja przyszedłem z nią na bal.
– Więc kto?
Maiden zrobiła krok w tył. A później kolejny i kolejny. Tak, aby nikt nie zauważył, że nagle zniknie z pokoju. Wcale nie miała ochoty na TĄ rozmowę z szeryfem. Nie teraz, nie, kiedy był wściekły.
– Naprawdę chce pan wiedzieć? – Jackson uśmiechnął się, zadowolony, że to właśnie Stiles jest wszystkiemu winny. Wiedział, że to zaboli mężczyznę najbardziej. Szeryf spoglądał na niego zniecierpliwiony.
– Poszła ze Stilesem – oznajmił. Oczy Stilinskiego automatycznie powędrowały w kierunku Faith, która stała już w przejściu, zadowolona, że jednak uda się jej uciec.
– Faith – mruknął Szeryf i zaczął do niej powoli iść. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła. Złapała się za dłonie i uniosła je ku górze, pracując tym samym na image grzecznej dziewczynki – Wyjaśnisz mi to?
– Więc… – zaczęła. Cholera. Jak miała z tego wyjść żywo? – Stiles poszedł z Lydią.
– A co z tobą? – zapytał. Faith otworzyła szeroko w ustach gotowa dać mu godzinny wykład, który ułożyła właśnie w głowie – …Niech lepiej ktoś odszuka mojego syna. Wyjaśnicie mi to razem.
Chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w swoją stronę.
– Mówiłem ci już, że ten chłopak wepcha cię w niezłe bagno? – mruknął, siadając z nią na kanapie. – Ale spokojnie, porozmawiamy sobie z nim. O wszystkim. – spojrzał znacząco w stronę Faith. Chciała szeryfowi wszystko wyjaśnić, od początku do końca, ale zbyt bardzo nie panował teraz nad emocjami i wszystko mogłoby potoczyć się bardzo źle. Z drugiej strony strasznie bawiło ją zachowanie mężczyzny. Lubiła go, cholernie. I strasznie nie chciała go stracić.
– Dobrze, szeryfie – pokiwała twierdząco głową i mimowolnie uśmiechnęła się. – Tak też zrobimy – jej głos lekko zadrżał. Hayley, błagam, usłysz mnie. Przeszło przez jej myśl, kiedy zamknęła oczy, starając się myślami połączyć z przyjaciółką. Nie panowała jeszcze nad tą mocą, ale teraz była to sprawa życia i śmierci. Wszystkie ruchy były dozwolone.
Krew leniwie zaczęła lecieć z jej nosa. Szybkim, zwinnym ruchem zatarła wszystkie ślady.
Jeszcze raz. No dalej, Maiden. Dasz radę.
Hayley, błagam, usłysz mnie.
Głos Faith rozpłynął się po głowie Hayley niczym miód. Dziewczyna westchnęła, zaskoczona, po czym starała się ze wszystkich sił, aby jej przyjaciółka ją usłyszała.
Żyję. Jeszcze. Potrzebuję Kayle.
Powtarzała te słowa w kółko, mając nadzieję, że dotrą do adresatki. I że zrozumie ona ich cały sens, bo mogły przecież nie dotrzeć do niej w całości. Jęknęła, kiedy ból znowu przybrał na sile. Kończył jej się czas, naprawdę. Miała go coraz mniej.
Szpital.
Hayley była pewna, że Faith chciała przekazać jej coś więcej, ale tylko na tyle było ją stać. Tylko na jedno słowo. Przynajmniej teraz Moontrimmer wiedziała, gdzie będzie mogła znaleźć pomoc. Przekręciła głowę, aby spojrzeć na Stilesa i Petera.
– A co będzie, jak już odnajdziesz Dereka? – zapytał Stiles, nadal pracując nad zlokalizowaniem komórki swojego najlepszego przyjaciela.
– Nie myśl za dużo. – upomniał go Peter. – Pisz.
– Wymordujecie ludzi, prawda?
– Tylko tych winnych.
– Pomogę ci, ale pod kilkoma warunkami – westchnął ciężko Stilinski, zerkając ukradkiem na Hayley. Wiedział, że wszystko słyszy, ale nie dała już rady się ruszyć. Było mu jej szkoda, tak bardzo. Peter do tego czasu kopnął ją już kilka razy, zupełnie tak, jakby chciał sprawdzić, ile jeszcze wytrzyma. – Nie nie będziesz mieszał w to Scotta, to po pierwsze. A po drugie… pozwolisz mi uratować Hayley.
– Nie jesteś bohaterem, Stiles – Peter wywrócił oczami, zirytowany zachowaniem chłopaka. – Tym bardziej ona nie jest potężna. Żadna z nich nie jest, kiedy są oddzielnie. Właśnie, są teraz same. Rozdzielone. Wiesz, dlaczego wilki polują w stadach? To dlatego, że ich ulubiona ofiara jest zbyt duża, żeby jeden wilk dał jej radę. Potrzebuję Dereka i Scotta. Obu. Tak, jak Hybrydy potrzebują siebie nawzajem.
– Scott ci nie pomoże. – uznał pewnie Stiles, kontynuując pracę. Peter uśmiechnął się z drwiną.
– Pomoże – powiedział, zadowolony z siebie. – Bo to ocali Allison. A ty mi pomożesz, bo wtedy może pozwolę ci pomóc Hayley. I pomożesz mi, bo to ocali Scotta. Przyjaciela, którego tak dobrze znasz, że posiadasz nawet jego nazwę użytkownika i hasło.
Stiles wahał się jeszcze przez chwilę. Ale potem zerknął jeszcze raz przez ramię na bezbronną Hayley i zmiękło mu serce. Nie potrafił jej tak skrzywdzić, za nic. Reszta Hybrydy rozerwałaby go na strzępy, gdyby się dowiedziały. Stiles zamknął na chwilę oczy, a potem szybkim ruchem wpisał nazwę w program. Peter uniósł brwi, niedowierzając.
– Jako nazwę użytkownika podał "Allison"? – zapytał z zaskoczeniem. Stiles wziął głęboki oddech, kiedy wpisywał hasło. – Jako hasło także podał "Allison"?
– Nadal chcesz go w swoim stadzie? – odpowiedział pytaniem na pytanie Stilinski. Ta wypowiedź była pełna sarkazmu. Jak na Stilesa przystało. A potem zerknął na mapę i zmrużył oczy, zaskoczony wynikiem. – Chwila. Tam go trzymają? W jego własnym domu?
Hayley coś wpadło do głowy. Ale nie tylko jej.
– Nie w – zaczął Peter, zamykając laptopa. – Pod. Wiem dokładnie gdzie.
W tej samej chwili po całym parkingu rozniosło się echem głośne wycie wilka. Hayley poruszyła się nieznacznie, słysząc swoją przyjaciółkę. Deliah. I drugie wycie, którego nie znała, ale zgadywała, że to Scott. Jej Scotty. Chłopak, z którym poszła na ten cholerny bal.
– I nie jestem jedyny.
– Scott, to nie na tym polega – Deliah próbowała wyjaśnić swojemu przyjacielowi, jak w odpowiedni sposób łapać zapachy. Opornie im to szło. – Wiesz, co? Może powinniśmy znowu spróbować wycia. Serio, może to podziała. Dajesz.
McCall kiwnął głową i zawył, raz a donośnie. Przez chwilę panowała cisza, podczas której Deliah z nadzieją i skupieniem wpatrywała się w las rozciągający się na około nich. A potem odezwał się Derek. Co prawda z daleka, no ale zawsze to coś. Grimm uśmiechnęła się pod nosem, klepiąc przyjaciela po ramieniu z dumą.
Czas. Kończy nam się czas.
Głos Faith Maiden rozległ się z nikąd i Deliah wiedziała, że tylko ona ją słyszała. Hybrydzi bonus. Ciekawe. Tylko w jakim kontekście kończył im się czas?...
– Daj kluczyki – Peter wyciągnął otwartą dłoń w stronę Stilesa, który nadal nerwowo zerkał w stronę Hayley. Ta dziewczyna właśnie wykrwawiała się na jego oczach i nic nie mógł na to poradzić, kompletnie nic.
– Tylko ostrożnie. Nie zapala od razu. – dodał jeszcze, oddając kluczyki wilkołakowi. Sądził, że ten chce zabrać mu auto, ale Peter zgiął tylko metal w dłoniach i oddał go chłopakowi, który z bólem w sercu przyjął swoją własność. – Nie zabijesz mnie?
– Jeszcze nie rozumiesz? Nie ja jestem tym złym.
Gdyby Hayley mogła, prychnęłaby z irytacją. Ale nie mogła. I bardzo żałowała. Ale okazało się, że Stiles doskonale potrafi ją wyręczyć.
– Zamieniasz się w olbrzymiego potwora z czerwonymi oczami i kłami – zaczął, wściekły, że ten facet próbuje wcisnąć mu taki kit. – I że niby nie jesteś tym złym?
Peter westchnął ciężko. Naprawdę był już zmęczony całą tą sytuacją i prawie pewien tego, że Hayley nie zdoła na czas uzyskać krwi swojej siostry, albo tej upartej Alfy. Była martwa. W tym momencie, Peter Hale spisał Hayley Moontrimmer na straty, i był z tego cholernie dumny.
– Lubię cię, Stiles – powiedział Hale, udając szczerość. Zabawny był czasami, a przynajmniej to właśnie wtedy pomyślała sobie Hayley. – Jako, że mi pomogłeś, podaruję ci coś w nagrodę. Mam cię ugryźć?
Przez chwilę Stiles nie odpowiadał. Najnormalniej w świecie zamarł, a te słowa chyba nie do końca do niego dotarły.
– Co?
– Czy mam cię ugryźć? – kiedy Peter powtórzył pytanie, Hayley miała ochotę wstać i przywalić mu w nos. Jeden stracony dzieciak wystarczy. Dlaczego chciał przemienić też Stilesa? Tego idiotę, o którego jakoś tak dziwnie chciała dbać? – Jeśli cię to nie zabije, choć istnieje ryzyko, to staniesz się jednym z nas.
– Jednym z was?
– Tak, wilkołakiem. Mam ci to narysować? Pierwszej nocy w lesie zabrałem Scotta, ponieważ potrzebowałem nowego stada. Mogło trafić na ciebie. Byłbyś tak samo potężny, jak on. Nie musiałbyś stać w jego cieniu, patrzeć, jak rośnie w siłę, staje się szybszy, popularniejszy, jak zdobywa dziewczynę. – w tym momencie, nie wiedzieć czemu, Stiles zerknął na Hayley, ale prędko odwrócił wzrok. – Bylibyście sobie równi. Może nawet więcej. Tak czy nie?
Hayley patrzyła, jak Peter łapie chłopaka za rękę i zbliża ją do swoich kłów. Zrobiło się jej nie dobrze, ale ledwo miała siłę się ruszyć. Wszystko ją bolało, nawet oddychanie sprawiało jej trudność. Chciała się poddać, naprawdę, chciała. Ale wiedziała, że nie może. Elijah nigdy by jej nie wybaczył.
Modliła się w duchu, żeby Stiles zmienił zdanie. Żeby te cholerne argumenty Petera wcale na niego nie wpłynęły, i ten jeden raz jej modły zostały wysłuchane.
Idę w niedzielę do kościoła, nie ma innej opcji – pomyślała, śmiejąc się w duchu, gdy Stiles wyrwał swoją rękę z uścisku Alfy.
– Nie chcę być taki, jak wy – powiedział, i choć Hayley wydawało się, że mówił szczerze, to jednak jej słuch był w tym momencie naprawdę uszkodzony.
– Wiesz, co przed chwilą usłyszałem? – zapytał Hale, nachylając się lekko w stronę Stilinskiego. – Twoje serce zaczęło bić troszkę szybciej, kiedy powiedziałeś "nie chcę". Tak samo, jak kiedy widziałeś, że krzywdzę naszą małą Hybrydkę. Możesz sobie wierzyć, że mówisz prawdę, ale okłamujesz samego siebie. Żegnaj, Stiles.
Peter miał już wsiadać do swojego samochodu, zadowolony z tego wieczoru, ale w ostatniej chwili odwrócił się i zasalutował w stronę Hayley.
– Narazicho, Moontrimmer. Najpewniej się już nie zobaczymy. Szkoda kiecki, serio.
Zatrzasnął drzwi swojego auta i odjechał z piskiem opon, a Stiles rzucił się w kierunku Hayley. Upadł na kolana zaraz obok niej, delikatnie odchylając materiał sukienki, aby zobaczyć rany po pazurach wilkołaka. Przełknął głośno ślinę. To naprawdę wyglądało okropnie.
– Hej, będzie dobrze, zabiorę cię stąd, okay? – szepnął, a dziewczyna skinęła głową. Tylko na to było ją stać. Stiles jeszcze nie miał okazji zobaczyć, jak którakolwiek z nich płacze; to był pierwszy raz. W oczach Hayley szkliły się łzy, i przez to naprawdę zrobiło mu się słabo. Nie wiedział, dlaczego tak nagle mu na niej zależy; być może dlatego, że chciała go ratować. Pomimo wszystko, chciała pomóc. I tym mu naprawdę imponowała.
– Dzieciaku, odsuń się! – nieznajomy głos sprawił, że Stiles podskoczył na swoim miejscu i automatycznie się odwrócił, aby spojrzeć na jego właściciela. W jego stronę biegł wysoki blondyn, którego skądś znał. Zaraz, zaraz… czy to nie ten barman z Beacon Grill? Jak on się nazywał?
– Stary, kim ty jesteś?!
– Matt Donovan, znam Hybrydy. Faith kazała mi ją znaleźć – wskazał na Hayley, która patrzyła na niego z nadzieją. Bez dłuższego namysłu podszedł bliżej i wziął Hybrydę na ręce, by po chwili zanieść ją do SUV-a. – Na to ty czekasz, dzieciaku?! Nowy w tym biznesie jesteś?! Otwórz mi drzwi! – wrzasnął Matt, wściekły, że Stiles jak ten kołek przypatruje mu się z drugiego końca parkingu. – Spokojnie, Hayley – dodał, kiedy już położył ją na tylnych siedzeniach. – Pomoc już jedzie, będzie dobrze. Trzymaj się, bądź silna.
– I jak? – Scott dreptał za Deliah, która co chwilę brała głęboki oddech, próbując wyczaić Dereka. To nie było proste, bo Kate Argent była Łowcą i wiedziała, jak doskonale ukrywać wszelkie ślady. Obydwoje podskoczyli, przerażeni, kiedy idealna leśna cisza została zakłócona przez dzwonek telefonu Grimm, którego pilnował Scott, od kiedy zgubił własny. – Słucham?
– McCall?! – nieznajomy dla Scotta głos rozbrzmiał w słuchawce. Chłopak zmarszczył czoło, ale Deliah spojrzała na niego z wielkim zainteresowaniem.
– …tak? Kto mówi?
– Matt Donovan, kolega twoich supernaturalnych koleżanek. Jest tam gdzieś jakaś Hybryda z tobą? Może to mój szczęśliwy dzień?
– Jest Deliah.
– Boże, błogosław Alfę. Dawaj ją.
Scott przekazał swoją komórkę Deliah, a ona trzęsącymi się dłońmi odebrała urządzenie i nawet nie przystawiała go do ucha.
– Matt, mów, co masz – powiedziała, a chłopak po drugiej stronie połączenia zaśmiał się cicho, szczęśliwy, że słyszy jej głos.
– Gdzie jesteście?
– Widzę dom Dereka pomiędzy drzewami.
– Ach, strzał w dziesiątkę. Mam tu obok siebie Stilinskiego i ten cudowny człowiek – Matt położył większy nacisk na słowo "cudowny", wypowiadając je z dozą czystej ironii, – zlokalizował Dereka już jakiś czas temu, Peter go zmusił. Jesteście prawie na miejscu.
– Prawie? – Deliah rozejrzała się w około, ale poza zniszczonym domkiem nie dostrzegła nic więcej. – Co masz na myśli?
– Kate trzyma Dereka pod jego domem. To jakieś lochy, czy coś. Wiesz, jak w średniowieczu.
– Ta, kojarzę średniowiecze. Smród, bród i ubóstwo – Deliah zerknęła na Scotta. Na jej ustach błąkał się jakiś dziwny uśmiech, którego McCall nie mógł rozpracować, dlatego po prostu ją obserwował, w kółko zadając sobie jedno pytanie: "kim do cholery jest Matt Donovan?". – Dzięki, Matt. Jesteś cudny.
– Zawsze do usług, pani Dracula.
Ledwo zauważalny uśmiech pojawił się na ustach Deliah, gdy zakończyła połączenie. Rzuciła telefon za siebie, a Scott, ku jego własnemu zdziwieniu, złapał go bez problemu. Zadowolony z siebie podrzucił go jeszcze w powietrze, uśmiechając się z dumą, a Grimm uniosła brwi.
– Widzisz, Scotty? – zapytała, kierując się w stronę małego pagórka. – Jak już z tobą skończę, to nikt nie będzie w stanie nas pokonać.
– Nas? – Scott zmarszczył czoło, z lekka zaskoczony. Deliah pokiwała głową.
– No, tak. Teraz jesteś jednym z nas, Scott. Witaj w pokręconej rodzince supernaturalnych istot. Dzisiaj umordujemy nielubianego wujaszka. – zakończyła, siłą wyrywając czarną kratę ukrytą pod roślinami. Obydwoje weszli do ciemnego tunelu prowadzącego prosto pod dom Dereka.
Kayle Mikaelson naprawdę świetnie się bawiła w towarzystwie Petera Parkera. Naprawdę, dawno już nie czuła się tak lekko i rześko, tak… żywo. Poza tym, chłopak był naprawdę miły i sprawiał, że się uśmiechała, tak szczerze, a to ostatnimi czasy było naprawdę rzadkim widokiem.
Nie trzeba więc chyba dłużej tłumaczyć, dlaczego nie słyszała, jak jej komórka dzwoni. Jakieś dwadzieścia trzy razy. Faith dobijała się do niej od jakiejś godziny i dostawała już szału, ale z drugiej strony nie potrafiła jej winić. Przynajmniej dla niej jednej ten wieczór trwał dłużej i nie był taki zły.
Mikaelson w końcu usiadła przy stoliku, aby odpocząć i napić się czegoś, i przy okazji sprawdzić telefon. Bo martwiło ją to, że siostry Hybrydy ulotniły się bez słowa uprzedzenia. Zmarszczyła czoło, zmartwiona, kiedy zobaczyła, że istotnie ma ponad dwadzieścia połączeń nieodebranych od Faith, i natychmiast wybrała jej numer.
Maiden odebrała po zaledwie jednym sygnale.
– Gdzieś ty była?! – zapytała z wyrzutem na powitanie, a Kayle wywróciła oczami, spoglądając na biednego Isaaca Lahey, który siedział teraz sam przy pustym stoliku. Zrobiło jej się go szkoda, ale uznała, że skoro Faith wyszła wcześniej, tak samo zresztą jak Hayley i Deliah, to musiała mieć ku temu powód. Nie zostawiłaby takiego ciacha ot tak. – Kayle, to jest sprawa życia i śmierci, dosłownie.
– Przepraszam, ja… bawiłam się. Przepraszam. – Mikaelson poczuła się nadzwyczajnie głupio. Podczas gdy jej przyjaciółkom najpewniej groziło niebezpieczeństwo, ona próbowała ignorować słabe samopoczucie, informujące o tym, że któraś z nich nie czuje się najlepiej. – Co się dzieje, mów.
Faith prędko streściła przyjaciółce całą historię. Począwszy od tego, jak Peter rozprawił się z Hayley i Lydią, na Deliah i Scott’cie na misji samobójczej skończywszy. W sumie, to wszystkie ich działania były jak misja samobójcza; w końcu Hayley wiedziała, że sama nie ma szans z Alfą, ale pomimo to rzuciła się na ratunek Lydii Martin.
To złe określenie. Ratowała Stilesa Stilinskiego.
– Musisz przyjechać do szpitala, w trybie natychmiastowym – dodała Faith na koniec. Kayle spojrzała na Parkera, który wpatrywał się w nią ze zmartwieniem. – Masz podwózkę?
– Przyjechałam z Deliah. Ja i Enzo.
– To znajdź kogoś, kto cię tu przywiezie. Matt już jest w drodze, znalazł Hayley i Stilinskiego, będą tu lada chwila. Musisz jej pomóc.
– Ten sukinsyn pożałuje, że tknął moją rodzinę – wysyczała przez zęby Kayle, już wyobrażając sobie, jak wyrywa serce sadystycznemu dupkowi, znanemu lepiej jako Peter Hale. – Już jadę, Faith, przysięgam.
Mikaelson zakończyła połączenie bez pożegnania i odwróciła się, aby spojrzeć na słodkiego Petera. Uśmiechnęła się smutno i wzięła głęboki oddech, po czym powiedziała:
– Peter, chyba musisz mnie gdzieś podwieźć.
Stiles wpadł do szpitala jak poparzony.
Lydia Martin cierpiała. I w jakimś stopniu właśnie z jego powodu.
Pchnął kolejne drzwi i z wściekłością wbiegł na korytarz, w którym czekali na niego Faith i ojciec. Chłopak zaczął biec w stronę sali, w której leżała panna Martin, jednak nim przekroczył połowę drogi, zatrzymał go Szeryf, odpychając lekko na kilka centymetrów.
Faith podskoczyła w miejscu, jednak nie zareagowała. Do cholery, to był jego syn. Znowu musiała zdusić w sobie gniew. Cała sprawa z Peterem, Hayley i bandą nastolatków nie dawała jej spokoju. Ba! Z każdą chwilą czuła coraz większą niepewność i strach, że być może podwinie im się noga. Przecież wcale nie były takie silne, wbrew wszelkim przekonaniom były cholernie słabe. Grały grupę badassowych panienek, które mogą wszystko – w rzeczywistości było znacznie trudniej.
Gdyby nie fakt, że tak bardzo zależało jej na ludziach, już dawno pozwoliłaby fali ognia zmienić ją w istotę, która lepiej by sobie poradziła z tym wszystkim, istotę o instynkcie silniejszym niż jakiekolwiek ludzkie emocje, zwierzę, które inaczej odczuwało ból. Zawsze byłaby to jakaś odmiana. Z niecierpliwością spoglądała a to na szeryfa a to na młodszego Stilinskiego. Gdzie była Hayley? W każdej chwili mogła umrzeć a oni tak po prostu kłócili się o Lydię Martin – która notabene nie była człowiekiem, jeśli ugryzienie nie podziałało na nią w żaden sposób.  Starała się, aby jej ręce się nie trzęsły. Z gniewu? Z bólu? Walczyła już z zbyt wieloma emocjami.
– Wiesz co? – warknął mężczyzna, trzymając chłopaka za koszulkę, tak, aby nie uciekł – Dobrze, że jesteśmy w szpitalu, bo zaraz cię zabiję.                                            
Stiles przełknął głośno ślinę, jego wzrok w dalszym ciągu wędrował w kierunku tej nieszczęsnej dziewczyny, którą spotkało nieprzyjemne spotkanie z Peterem. Opuścił wzrok i odrzekł:
–  Przepraszam.
Fakt, że powiedział to z jak największą skruchą, wcale nie podziałało na szeryfa. Wciąż jego nozdrza powiększały się co kilka sekund – jak u byka, tylko w tym przypadku to Stiles był ludzką, czerwoną płachtą.
– Zgubiłem kluczyki od jeepa. Musiałem…..
– Stiles, nie interesuje mnie to! – głos policjanta zabrzmiał jeszcze ostrzej niż wcześniej i Stiles zmrużył oczy, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Maiden powoli szła w ich kierunku. W myślach odliczała do dziesięciu, jakby to miało pomóc jej opanować emocje. Położyła rękę na ramieniu mężczyzny a ten odetchnął z ulgą. Naprawdę lubił tą dziewczynę i nie rozumiał, czemu nie docenia jej syn.
– Wyjdzie z tego? – wyszeptał chłopak, z żalem w oczach spoglądając a to na ojca a to na Faith. Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię i zmrużyła oczy.
– Nie wiadomo, Stilinski – odrzekła Faith, nim szeryf  zdążył dojść do głosu. – Częściowo z powodu tego, że nie wiedzą, co tam zaszło. Straciła dużo krwi, ale dzieje się z nią coś dziwnego. Lekarze twierdzą, że to jakaś reakcja alergiczna. Cały czas doznaje wstrząsów. – dziewczyna krótko streściła nastolatkowi całą sytuację, chcąc tym samym przejść do tematu związanego z Hayley. Nieświadomy szeryf pokiwał twierdząco głową, dziękując jej tym samym, za wyręczenie go.
– Widziałeś coś? Masz pojęcie co lub kto mógł ją zaatakować?
Stilinski spojrzał na swojego syna.
– Nie. – odparł Stiles po chwili namysłu. Starał się wyzbyć z podświadomości tych wszystkich wizji, które nawiedzały go przez cały czas. A wszystkie były związane z Lydią. Ona wcale nie miała ucierpieć.
Faith zmrużyła oczy i schowała kosmyk włosów za ucho. Spokojnie nasłuchiwała, starając się wychwycić pojedyncze odgłosy. Nie była tak dobra jak Hayley, którą natura obdarzyła niezwykłą zdolnością słuchu – ona siedziała tylko w cudzych głowach. Otworzyła lekko usta, kiedy w końcu zrozumiała, że Moontrimmer jest już w szpitalu. Wszystko potwierdziło się z chwilą, gdy usłyszała rozdzierający głos Donavana, który najwyraźniej musiał nieść Hybrydę na rękach. Szybko przeprosiła obu mężczyzn i pognała za pielęgniarką o kruczoczarnych włosach, która również wybiegała właśnie z sali.
– A Scott? – pan Stilinski powędrował wzrokiem za Maiden, odprowadzając ją tym samym do samych drzwi. – Widział coś?
Stiles spojrzał na ojca kompletnie przerażony. Czy cały świat uparł się, by właśnie tego dnia dopiec im wszystkim? To nie mogło tak się skończyć, nie mogło ucierpieć tylu ludzi. A wszystko przez jedną osobę. Peter Hale był odpowiedzialny za wszystkich. Zamknął na moment oczy, kiedy poczuł dziwne ukłucie w sercu. Jakby cały jego organizm walczył z czymś cholernie dziwnym, z czymś nieprzyjemnym. Jak gdyby coś zatruwało jego duszę. Tak bardzo chciał, żeby to wszystko już się skończyło. Żeby wszystko na nowo znów było normalne.
– Nie ma go tutaj? – spytał zaskoczony, rozglądając się po korytarzu. Napotkał spojrzenie Jacksona, który nadal wiernie stał przy pokoju dziewczyny, obserwując przez szybę jak jej matka głaskała ją po włosach, w nadziei, że wkrótce ponownie otworzy oczy.
–  O czym ty mówisz?  Dzwoniłem do niego na komórkę. Nie dostałem odpowiedzi.
–  I nie dostaniesz.
Stiles Stilinski zacisnął mocno pięść. Jeśli wszyscy wyjdą z tego żywi to naprawdę zaczną chodzić na niedzielne kółko różańcowe.
Derek nienawidził Łowców. Szczerze pałał do nich nienawiścią i samo to słowo wywoływało u niego odruch wymiotny. Ale nie można zaprzeczyć temu, że czasami okazywali się użyteczni. Na przykład teraz. Kiedy jeden z nich już chciał wznowić wyżywanie się na nim, tym razem z kijem do baseballa, ale Deliah Bree-Grimm w porę pojawiła się za nim i pacnęła go palcem w ramię.
– Cześć, słodki – powiedziała, kiedy odwrócił się, aby na nią spojrzeć. Z początku uśmiechała się słodko, ale zaraz potem zmarszczyła czoło i jednym sprawnym ruchem chwyciła za kark mężczyzny a po chwili leżał już na ziemi, tuż obok jej stóp. Dziewczyna odrzuciła włosy do tyłu i położyła ręce na biodrach. – To było do ciebie, Hale, jeżeli byś się zastanawiał.
Derek prychnął z irytacją, ale nie ukrywał, że bardzo go cieszy obecność zarówno Deliah, jak i Scotta, który teraz z szeroko otwartymi ustami wpatrywał się w martwe ciało Łowcy. Nowicjusz.
– Mogłabyś mi po prostu pomóc? – zapytał Derek, wskazując głową na metalowe kajdanki na swoich nadgarstkach. Deliah wywróciła teatralnie oczami, ale podeszła do Dereka i zdjęła jedną część kajdanek, uwalniając jego prawą rękę. – …a lewa to co, gorsza?
– Scott ma sprawę – Dels wskazała kciukiem na chłopaka za sobą. – Dajesz, Scotty.
McCall odchrząknął, próbując zapomnieć o tym, że w pomieszczeniu znajduje się trup faceta, który jeszcze przed chwilą oddychał i czuł się nieźle. Ominął ciało, ale wtedy zniecierpliwiony Derek odezwał się znowu, zanim Scott miał na to szansę.
– Scott, pomóż mi to zdjąć.
– Nie – odpowiedział pewnie McCall. Zerknął w stronę Deliah, dla upewnienia, czy dobrze sobie radzi, a ona kiwnęła głową, zachęcając go do tego, aby kontynuował. – Najpierw mi powiesz nam, jak powstrzymać Petera.
– Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?
Deliah ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem i krzyknięcia czegoś w stylu: „spalimy dziada, Hayley tak chciała”. Ale nie odezwała się ani słowem. Po prostu milczała, przyglądając się wymianie zdań przez dwójkę mężczyzn, i w tym samym czasie dyskretnie podniosła telefon Scotta, który znalazła na szafce.
Czterdzieści cztery połączenia nie odebrane. Wow, nieźle. Połowa od Melissy McCall, druga połowa od szeryfa Stilinskiego, kilka od samego Stilesa no i od Allison.
– Zamierza dopaść Allison i jej rodzinę – ciągnął dalej Scott. – Wyrżnie ich.
– No i?
Jakiś czas temu Deliah zapewne powiedziałaby to samo. Byłaby zirytowana, że ktoś stawia bezpieczeństwo Łowców nad ich własne. Ale teraz czułaby się dziwnie, jeżeli chodziło o Allison Argent, bo ta jedna naprawdę niczym im nie zawiniła. Była zwykłą nastolatką, która po prostu… miała pecha. Jak oni wszyscy.
– Powiedz, jak go powstrzymać – Scott nie dawał za wygraną, a Dereka zaczynało to denerwować. Deliah o tym wiedziała, ale nie reagowała.
– Nie można. Kapujesz? – W tym momencie Hale przestał zwracać się do Scotta. Obrał inną taktykę; spojrzał na Deliah. – Grimm, nie wiem, kiedy wróci Kate, więc uwolnij mnie z tego! Natychmiast!
– W takim razie obiecaj, że nam pomożesz.
– Mam ryzykować życie dla jego dziewczyny? – Derek zaśmiał się drwiąco, wskazując na Scotta wolną ręką. McCall poczuł się z lekka urażony, ale nie dawał tego po sobie poznać. – Dla jego głupiego, nastoletniego zauroczenia, które praktycznie nic nie znaczy? Nie jesteś zakochany, Scott. – Derek ponownie zwrócił się do młodego wilkołaka. – Masz 16 lat. Jesteś dzieckiem.
– Może i masz rację – westchnęła ciężko Deliah, zbliżając się do swojego wilkołaczego znajomego, o wiele niższego od niej rangą. – Ale Peter zabrał Stilesa.
– I?
– I Hayley. I, jeżeli jestem dobrze poinformowana, ugryzł ją. A ty wiesz doskonale, co to dla niej znaczy, prawda? Minęło już kilka godzin. Stawiam, że jest ja skraju. I jeżeli ten cham myśli, że może tak po prostu tykać którąkolwiek z nas, to-
– Poza tym wiemy coś, czego ty nie – Scott przerwał Deliah, czując, że Hybryda zaraz wybuchnie. Znał już tą historię. Wiedział, co się dzieje, i wcale mu się to nie podobało. – Peter powiedział, że nie wiedział, co czyni, zabijając twoją siostrę, prawda? Kłamał. – Scott wyjął pogiętą kartkę z kieszeni kurtki. Tą samą, którą Stiles podkradł ojcu tej nocy, której go upił. I kiedy Faith podkradła z pięć spraw dotyczących Hybryd. To, co posiadał Scott, okazało się być stroną z gazety. Widniało na niej zdjęcie martwego jelenia, na którym który wyrysował symbol spirali.
– Pamiętasz to? – kontynuował McCall, wskazując na kartkę. – To sprowadziło twoją siostrę do Beacon Hills, prawda?
– Skąd to masz? – zapytał Derek z zainteresowaniem, a Deliah wzięła głęboki oddech, licząc od tysiąca w dół. Każda z nich to robiła, kiedy była już tak wściekła, że ledwo trzymała się w ryzach.
– Mój szef powiedział, że trzy miesiące temu ktoś przyszedł do kliniki, prosząc o kopię tego zdjęcia. Wiesz, kto to był? Pielęgniarka Petera. Przywiedli tu twoją siostrę, Peter ją zabił i stał się Alfą. Właśnie dlatego nam pomożesz. Powiedz, że to zrobisz, a Deliah odblokuje drugą...
Rozległ się huk, a Grimm uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. No, to mają kolejnego sprzymierzeńca. Zerknęła na Dereka, który sam wydostał się z metalowych kajdanek, i poklepała go po ramieniu.
– Pomogę wam.
Jeśli chodzi o Szeryfa Stilinski, trudno było mu się uspokajać. Jednak kiedy już to zrobił, był potulny jak baranek. Być może na kilka sekund, ale to wystarczyło by Stiles choć na chwilę poczuł się bezpiecznie.
– Stiles. Idź poczekać z przyjaciółmi. – położył dłoń na ramieniu swojego syna, kiedy oboje wyszli na jeden z głównych korytarzy szpitala. Stiles spojrzał na niego, starając się wyczytać coś choćby z wyrazu jego twarzy.
– Tato, mów. To ma coś wspólnego z Derekiem, prawda? – spytał niepewnie, powoli idąc obok ojca, który miał niezły mętlik w głowie. Rozejrzał się, poszukując Faith, jednak szybko przypomniał sobie, że pobiegła do Hayley. Hayley Moontrimmer. Za pewne Mikaelson dotarła już do niej i Hybryda szykuje się na skopanie tyłka alfie. Chłopakowi nie chciało się wierzyć, że Hayley tak po prostu odpuści po tym, jak popsuł cały wieczór i… doprowadził prawie do jej śmierci. Staruszek miał przechlapane.
– Powiedzieliście, że ledwo go znacie. – zastanowił się na głos Szeryf.
– Może nieco umniejszyliśmy naszą znajomość.
Starszy Stilinski odkręcił się w stronę pielęgniarek, które przeprowadzały między sobą luźną rozmowę, po czym gwałtownie chwycił syna za kark i pociągnął za sobą.
– Chyba zdajesz sobie sprawę, że mam tę posadę dzięki głosom ludzi?
– Jeśli pomogę ci rozwiązać tę sprawę, to wybiorą cię ponownie. – nastolatek zaczął mówić bardzo szybko co świadczyło o tym, że nieźle się denerwuje. – Może się mylę? Tato, daj spokój.
Ojciec przyglądał się mu z uwagą. W tej chwili sam Stiles nie wiedział, czy pragnie go zamordować czy też po prostu jest zainteresowany tym co mówi jego syn.
– Ta dziewczyna nie miała nic wspólnego z tym podpaleniem sześć lat temu.
Wskazał na drzwi, z których wyszli kilka minut temu.
–  Skąd pewność, że to podpalenie? – Stiles zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi. Jak na niego to było bardzo opanowane zachowanie w takiej sytuacji.
– Przyszedł do nas świadek zdarzenia. Nie powiem ci kto, ale tak, to było podpalenie. Zorganizowane przez młodą kobietę. – wyszeptał jak najciszej potrafił, tak aby nikt przypadkiem nie usłyszał ich wymiany zdań.
–  Jaką kobietę?
Obaj z rodu Stilinskich wymachiwali energicznie rękoma, przez co trudno było nie zauważyć, że są rodziną.
– Gdybym to wiedział, byłaby już w areszcie.
–  Była młoda wtedy, czy jest młoda teraz? – spytał Stiles, machając lewą ręką tak wysoko, że o mały włos nie uderzyłby ojca prosto w czoło. Szeryf westchnął ciężko, kiedy dzwonek telefonu w jego kieszeni przerwał im rozmowę. Ignorował jednak ten dźwięk przez krótką chwilę.
–  Może być przed 30. Muszę odebrać.
– Nie znasz jej imienia?
Dla Stilesa dzwonienie telefonu nie robiło żadnego wrażenia. Dzwonią? To niech se dzwonią. Tutaj się dzieją ważniejsze rzeczy.
–  Nie, nie znam. Co to? Teleturniej? Wiemy, że miała za to charakterystyczny... jak na to mówimy... wisiorek. – mężczyzna podrapał się po głowie i ze zmęczeniem spojrzał w stronę jego syna, który spoglądał na niego z miną, która doskonale zdradzała to, że nie miał pojęcia o czym  mówił jego ojciec.
– Co to jest wisiorek?
To pytanie jakimś dziwnym sposobem rozbawiło mężczyznę, jednak w żadnym wypadku tego nie zdradził. Po prostu spojrzał na bruneta morderczym wzrokiem i wykrzyczał:
–  Chodzisz do szkoły? Wisiorek to rodzaj naszyjnika. Mogę już odebrać?
Szeryf uniósł telefon do góry, poirytowany, że tak długo muszą czekać, aż łaskawie odbierze telefon. Stilinski opuścił dłonie i pokiwał ze zrezygnowaniem głową.
–  Tak.
– Dziękuję.
Matt Donavan siedział dzielnie przy recepcji, czekając na jakieś wieści dotyczące Moontrimmer. Szczerze martwił się oto, czy wszystko z nią w porządku. Nie chciał, żeby cierpiała. Co chwilę wyglądał w stronę wejścia w nadziei, że pokaże się w nim Faith z Kayle, która ostatecznie uratuje życie przyjaciółki.
– Nareszcie! – uśmiechnął się na widok Mikaelson, która z przerażeniem na twarzy zaczęła biec w jego stronę. – Pielęgniarka zdradziła mi tylko, że nie jest z nią najlepiej. Ona umiera.
– Wiem. – Kayle przytaknęła, wypuszczając zebrane powietrze. Gdyby nigdy się tu nie pojawiły, Hayley nie walczyłaby właśnie o życie. A wszystko przez cholernego demona, który doprowadził je właśnie do tego przeklętego miasta. Odczuwała, że okaże się jej największą zgubą. – Faith wszystko mi powiedziała.
– Jest tam kompletnie samotna – odrzekła Faith, z wyrzutem sumienia. – Wie, że umiera. I wie, że odejdzie samotnie. Nie ma przy sobie żadnej z nas.
Kayle spojrzała na nią zaskoczona, wiedząc, że hybryda siedzi w jej głowie. Poczuła ukłucie w sercu. Jej siostra umierała. I jeśli nie dotrze do niej na czas… nigdy sobie tego nie wybaczy.
– Zostań tu. – nakazała Faith i wraz z Kayle skierowały się w stronę windy, która miała zawieźć je na piętro, na którym leżała panna Monntrimmer pod opieką pielęgniarki McCall.
– To nie powinno się tak skończyć – wyszeptała Mikaelson, opierając się o ścianę. – Nigdy nie powinnyśmy się tu znaleźć.
Wszystko z czasem robiło się coraz bardziej skomplikowane. Kiedyś było łatwiej. Z życiem było tak jak z czystą kartką papieru, na której rysujemy kreski, ale czasami osuwa nam się ręka i kreski nie wychodzą tak, jakbyśmy chcieli. Życie Hybryd było pełne takich kresek.
– Powiedziałabym, że Beacon Hills stało się naszym przeznaczeniem – odezwała się Faith, biorąc głęboki wdech. – Ale to, czego nauczyłam się przez te wszystkie lata to to, że przeznaczenie jest dla frajerów. To tylko nędzna wymówka, żeby pozwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je we własne ręce. I nawet jeśli stało się tak, że znalazłyśmy się w tym mieście, nie możemy pozwolić, by los odebrał nam Hayley. Musimy z tym walczyć. Być może nie mamy najlepszych stosunków, ale jesteśmy rodziną. Jesteśmy jedynymi hybrydami, jakie pozostały na ziemi i musimy trzymać się razem.
Kayle uniosła oczy ku górze, byleby tylko nie płakać. Cały czas towarzyszyło jej to uczucie, że być może nie zdąży, że przez głupi idiotyczny błąd straci swoją siostrę. Gdyby tylko odebrała telefon wcześniej…
W tym samym czasie Stiles Stilinski pośpiesznie szedł w stronę sali w której leżała Hayley. Wyminął mamę Scotta, która właśnie wyszła od Hybrydy, nie świadoma, że na jej łóżku szpitalnym leży supernaturalna istota. Dla niej była po prostu nastolatką, którą jej syn zabrał na bal. I w sumie była na niego wściekła. Powinien być bardziej odpowiedzialny i sprawić by dziewczyna wróciła bezpiecznie do domu.
– Stilinski. A ty dokąd?
Whittemore zawołał za Stilesem. W jakimś stopniu czuł się winny, co było zadziwiające nawet dla niego samego. Przyglądał się nastolatkowi, czekając na odpowiedź.
– Odnaleźć Scotta.
– Nie masz samochodu. – mruknął, krzyżując ręce na piersi. Naprawdę starał się pomóc. On. Jackson Whittemore. Czemu ten zidiociały nastolatek nie mógł tego tak po prostu zrozumieć?
– Jestem tego świadomy. Dziękuję. – Stiles uśmiechnął się ponuro i ruszył dalej. Ominął drzwi prowadzące do sali Hayley, jednak zatrzymał się, kiedy usłyszał głos Jacksona:
– Pojedziemy moim. Ja prowadzę.
– To, że czujesz się winny, niczego nie usprawiedliwia. – odrzekł, nieco poirytowany. Koleś porządnie go wkurzał. Z drugiej strony nie chciał żeby stała się mu krzywda, serio. Ale naprawdę nie płakałby, gdyby ktoś raz a porządnie spuścił mu manto.
– Po części jesteś temu winny. – westchnął Jackson. – Posłuchaj, ja mam samochód, ty nie. Mam ci pomóc, czy nie?
– Dobra, przyjechałeś Porsche? – spytał Stilinski, uśmiechając się zadziornie. Whittemore pokiwał twierdząco głową i wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu.
– Może nie Porsche, ale Maiden najwyraźniej nieświadomie dała mi swoje kluczyki.
– Świetnie. Ona cię zabije, ale świetnie. Ja prowadzę.
Obaj mieli już ruszać w stronę schodów, kiedy przed nimi, nie wiadomo skąd wyrósł Argent z swoją obstawą. Stiles skrzywił się niemiłosiernie. Argent równał się kłopoty.
– Chłopcy. – Łowca uśmiechnął się do nich pobłażliwie. Jackson przełknął głośno ślinę i niepewnie spojrzał na Stilinskiego. – Może mi powiecie, gdzie znajdę Scotta McCall?
– Scott McCall? – powtórzył Stiles, drapiąc się po głowie. Z twarzy Argenta nie schodził uśmiech, co chłopaków przerażało najbardziej. – Nie widziałem go od balu.
– Jackson, a ty?
Nastolatek nie odpowiedział co wyprowadziło łowców z równowagi. Obstawa złapała ich za koszule i jednym zwinnym ruchem, bez żadnych świadków wepchnęli do pokoju, w którym leżała nieprzytomna Moontrimmer.
– Na litość boską. Zacznijmy jeszcze raz. Gdzie jest Scott McCall?
Hayley, wytrzymaj. Zaraz będziemy.
Łzy spływały po policzkach Maiden. Usilnie starała się utrzymać kontakt z Hayley, która powoli żegnała się z tym światem. Faith wyczuwała to, przez co coraz bardziej nie kontrolowała swoich łez. Wszyscy umrzemy i powinniśmy się na to przygotować, powinniśmy powołać stowarzyszenia wspierające umieranie i ufundować szkoły, aby się tego nauczyć, żeby chociaż ten ostatni raz nie popełnić już błędu. Należałoby to ćwiczyć na lekcjach wuefu, jak umierać, jak osuwać się łagodnie w ciemność, jak tracić przytomność i jak schludnie wyglądać w trumnie. Faith widziała śmierć wielu ludzi. Widziała jak umierają jej najbliżsi, ale teraz nie była już w stanie oglądać kolejnej śmierci.
Przepraszam was za wszystko. Może nigdy tego nie okazywałam, ale… naprawdę was kocham.
Gdy Maiden usłyszała w myślach głos Hayley, przez chwilę czuła, jakby jej serce pękło.
Nie pierdol. Przeżyjesz! Faith załkała, ocierając pojedynczą łzę. Nie mogła tak po prostu jej stracić. Nie mogła. Nie mogła.
Pierdolenie i umieranie. To jest to, nie? Pierdolenie i umieranie. To jest życie. Staranie się, żeby popierdolić, i staranie się, żeby nie umrzeć.
Moontrimmer zaśmiała się w myślach ostatkiem sił, czując się coraz gorzej. Maiden mimowolnie uśmiechnęła się. Nawet w takiej chwili Hayley pozostawała właśnie sobą. I może śmierć nie była wcale taka straszna. To życie było trudne. Śmierć jest łatwiejsza. Zamykasz oczy i nigdy więcej ich nie otwierasz. Co jest w tym skomplikowanego? Zupełnie nic, poza tym, że boli jak cholera zostawienie tego wszystkiego za sobą. A patrzenie jak umiera ktoś bliski, jest o wiele gorsze.
Kayle pociągnęła za rękę Faith, widząc, że ta nie jest już w stanie iść o własnych siłach przez łzy, które przysłoniły jej widok na otoczenie.
Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz będziemy.
Kayle warknęła pod nosem i wyminęła tłum ludzi, którzy akurat w tej chwili musieli zjawić się na środku korytarza. To zdezorientowało na chwilę Faith. Jej kontakt z Moontrimmer urwał się, jednak szybko oczyściła umysł i ponowiła próbę połączenia myśli.
Faith… pamiętasz, gdy pewnego razu w zimę wszyscy razem spotkaliśmy się na święta w Nowym Orleanie? Byliśmy wtedy naprawdę szczęśliwi. Nawet musisz przyznać, że Klaus i Deliah nie chcieli się pozabijać. To było coś magicznego – a jestem wiedźmą, więc wiem, o czym mowa. Następnego ranka każda z nas obudziła się w własnym łóżku. Ktoś musiał nas wynieść i położyć. Budząc się rano, od razu wiedziałaś, że jesteś z powrotem we własnym domu, prawda? Myślę, że tak samo jest z umieraniem. Myślisz, że czeka tam na mnie mama? Przyszywa do sukienki guzik, który tak uparcie zawsze mi odpadał a ona tylko wzdychała, że zaraz to zrobi?
Maiden przełknęła głośno ślinę. Czemu Hayley mówiła to wszystko? To nie mogło być ich ostatnie pożegnanie. Nie mogła jej tego zrobić. Nie mogły jej pochować tak wcześnie. Miały jeszcze przed sobą tyle wspaniałych lat.
Jesteś silna, dasz radę. Zaraz nie będzie bolało.
To nie boli, Faith. Jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.
Faith mogła wyczuć, że jej przyjaciółka w tym momencie się uśmiecha, co wprawiło ją w jeszcze gorszy dołek emocjonalny niż była kilka sekund wcześniej.
Chyba widzę mamę. Woła mnie. Wystarczy, że tylko wezmę ją za rękę i…
Kontakt urwał się ponownie z chwilą, kiedy Kayle uderzyła z całej siły w drzwi. Obie kobiety wkroczyły do pokoju, a Argent odwrócił się na pięcie, zaskoczony obecnością dwóch Hybryd. Mikaelson od razu podbiegła do Moontrimmer, nie zważając na Łowców, którzy zaczęli iść w jej kierunku.
Nim zdążyli wykonać jakikolwiek ruch, na horyzoncie pojawiła się Maiden. W kilka sekund rozprawiła się z mężczyznami, wyrywając im serca. Wcale nie przeszkadzały jej łzy, które wciąż uparcie spływały po jej policzkach. Stiles spoglądał na nią przerażony. Nie wiedział, czy to jest związane z Hayley czy też stało się coś złego, widział tylko jak bardzo zraniona jest i bardzo chciał sprawić, by tak więcej nie było.
– Puść chłopaka – wysyczała, chwytając Chrisa Argenta za ramię. Mężczyzna zerknął na nią zaskoczony, jednak posłusznie wykonał jej polecenie, gdy tylko zobaczył odsłonięte wampirze kły. Hybryda odepchnęła go na ścianę, po której powoli zsunął się na ziemię, tracąc przytomność. – Wszystko w porządku? – spytała, z troską spoglądając na Stilesa, który pokiwał tylko twierdząco głową, nie będąc w stanie wykrztusić jakiegokolwiek słowa.
Oboje podbiegli do Kayle, która klęczała już przy Hayley, dając jej kolejną dawkę swojej krwi. To jednak nie pomagało. Jackson przyglądał się całemu wydarzeniu z odpowiedniej odległości, milcząc. On chciał zostać po prostu wilkołakiem. Nie powinien być zamieszany w całe to zdarzenie.
– Ona nie żyje, ona nie żyje – powtarzała Maiden, zsuwając się na ziemię, oparła się o łóżko na którym leżała Hybryda i chwyciła ją za rękę, którą przyłożyła do swojego policzka. Po chwili usiadł obok niej Stiles i objął ją tak, że była schowana przed całym światem. Cicho łkała, pozostawiając na białej koszuli chłopaka ślady łez.
– To nie możliwe. – szeptała Kayle, trzęsąc się lekko. Teraz to ona płakała tak mocno, że nie widziała wyraźnie świata. – Czemu to nie działa. Powinno działać.
Powtarzała pod nosem te same słowa, zaczynając resuscytację. Wszystko. Byleby tylko jej siostra powróciła do życia. Whittemore podszedł do łóżka i spojrzał na monitor. Dziewczyna już dawno nie żyła.
– Mikaelson. – rzekł, jednak nie zareagowała. – To już koniec. Umarła. Nic już nie zrobisz. Próbowałaś.
Gdyby nie fakt, że była w kiepskim stanie, już dawno pewnie skrzywdziła by dzieciaka. Cała trójka siedziała w ciszy przy łóżku dziewczyny. Ani Faith ani Kayle nie chciały odchodzić. Nadal nie mogły uwierzyć, że Hybryda tak po prostu umarła.
Mijały kolejne minuty. I nie działo się nic. Była tylko wszechobecna cisza, która wprawiała wszystkich w jeszcze gorszy nastrój. Istnieją cztery etapy smutku. Pierwszy to szok. Potem przychodzi zaprzeczenie. Trzeci etap to gniew. Hybrydy odczuwały wszystko znacznie szybciej i intensywniej. Pytanie brzmiało, kiedy nadejdzie pogodzenie się?
– Oh, to była niezła imprezka – wszyscy podskoczyli, słysząc dobrze znany im głos. Unieśli głowy do góry i pierwsze co zobaczyli do uśmiechniętą Moontrimmer, która rozglądała się po pokoju.
– Myśleliśmy, że nie żyjesz. – wyszeptała Kayle, wstając z ziemi. Hayley usiadła na łóżku i pokręciła przecząco głową.
– Oh, najdroższa – westchnęła i schowała kosmyk włosów za ucho. – Tak szybko to się mnie nie pozbędziecie. Wiecie, byłam w piekle, ale jeszcze nie przygotowali dla mnie tronu, więc wkurzyłam się na Lucka i wróciłam. – odrzekła zadowolona. Spojrzała na Faith i Kayle, które wyglądały okropnie. Zapuchnięte od płaczu oczy, blade twarze. – Oh, płakałyście za mną? To słodkie.
– Nienawidzę cię, Moontrimmer. – mruknęła Faith, nie dając po sobie poznać, że naprawdę jej należało.
– Mhm.
– No dobra, może tak troszeczkę. – powiedziała po chwili Faith.
– Nigdy więcej nie rób takich rzeczy – zagroziła Kayle, a Moontrimmer uśmiechnęła się szeroko. Wszystkie przytuliły się mocno, śmiejąc się jak za dobrych, starych lat.
– Nigdy  was nie opuszczę. Razem do końca świata. To nasza klątwa. Na zawsze i po życia kres.
Jasne jest to, że wszyscy mieli już opuścić pomieszczenie, ale wtedy Stiles sobie o czymś przypomniał. Klepnął Argenta kilka razy po mordce, aż się z lekka przebudził, po czym wyszeptał:
– Ej, panie Argent. Pańska siostra spaliła dom rodziny Hale.
– A teraz się pan zdrzemnie – dodała Faith, używając hipnozy. Chris zapadł w głęboki sen, choć w jego głowie nadal rozbrzmiewały słowa Stilesa.
Kate. Kate. To wszystko była wina Kate.
Deliah prowadziła Dereka i Scotta w stronę zniszczonego domu, a oni posłusznie dreptali za nią. Jakieś pięć minut temu Grimm dostała sms od Faith, który mówił krótko, że: „Hayley już ok. Jesteśmy w drodze. Xoxo.”. Była więc w dobrym humorze i miała dobre przeczucia.
– Czekajcie – Derek nagle się zatrzymał, a Scott i Deliah natychmiast na niego spojrzeli, z lekka zaskoczeni. – Chwila. Coś jest nie tak.
– To znaczy? – zapytała Deliah. Naprawdę chciała już wywęszyć Petera i mieć całą tą sprawę z głowy. Urwał mu łeb, wbić coś ostrego w serducho, no, sama nie wiedziała, ale chciała zrobić coś poetyckiego, zobaczy się.
– Sam nie wiem – odpowiedział Derek, wzruszając ramionami. – Jakby poszło nam zbyt-
– Nie mów „zbyt łatwo”, bo ci przyłożę – przerwał mu zdenerwowany Scott. Deliah pokiwała głową, zgadzając się z nim. – Ludzie tak mówią i potem dzieją się złe rzeczy.
Derek wywrócił oczami, zirytowany, ale Deliah tym razem całym sercem zgadzała się z młodym wilczkiem. Obrała sobie za cel pilnować, żeby wyrósł na dobrą Alfę, a nie na kogoś takiego, jak Peter Hale.
– Myślisz, że łatwo było cię odnaleźć? – zapytała z wyrzutem Grimm.
– Uciekanie przed ojcem Allison, o, to nie było łatwe! – dorzucił Scott, wymachując rękami na wszystkie strony tak, jak Stiles, kiedy się denerwował. McCall pokręcił głową z niedowierzaniem. Za dużo czasu spędzał w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela, o drogi Boże…
– Masz rację. – westchnął w końcu Derek. Scott i Deliah spojrzeli po sobie, zadowoleni, po czym chórem odpowiedzieli mu:
– Dziękuję.
I wtedy właśnie wydarzyło się coś, czego żadne z nich nie przewidziało. Czarna strzała trafiła Dereka prosto w lewe ramię, a on upadł na ściółkę leśną. Deliah skoczyła w stronę Scotta, chcąc go chronić, przez co sama zarobiła strzałkę w nogę i jęknęła cicho, padając na kolana. Rozejrzała się po lesie i dostrzegła Allison Argent w towarzystwie Kate, tej blondynki, którą i Dels, i Derek, darzyli teraz niepohamowaną nienawiścią.
– O, ty suko… – mruknęła pod nosem Grimm, wyjmując grot z łydki. To nie było miłe, ani trochę, ale wystarczyło poczekać jakiś kwadrans i rana by się zagoiła. Tyle, że Deliah w zaistniałej sytuacji nie miała tego cholernego kwadransa.
– Strzała błyskowa – wyszeptała Kate do swojej siostrzenicy, która już naciągała kolejną strzałę na cięciwę. Deliah odwróciła się do Scotta i pociągnęła do za kurtkę, a on prędko opadł na ziemię. Dziewczyna przytuliła go mocno, zakrywając tym samym widok na cokolwiek, kiedy coś jasnego rozproszyło się po drzewie zaraz za nimi.
– Nic ci nie jest?! – zapytała, kiedy tylko blask zniknął. Scott pokiwał głową. – Dobra. Hale, wstawaj, do cholery!
Derek mruknął coś o byciu „zrzędliwą panną”, ale w końcu także pozbył się strzały ze swojego ciała i podbiegł do dwójki znajomych, podnosząc ich na równe nogi. Wszyscy zaczęli biec w stronę starego domu, ale zarówno Kate jak i Allison pognały za nimi.
Deliah upadła zaraz przed budynkiem, ciągnąc za sobą Dereka, ale zdążyła popchnąć Scotta w przód. Chłopak spojrzał na nią, zamartwiając się o to, czy nic jej nie będzie. Kij z Derekiem. Oby tylko Hybrydzie nic się nie stało.
– Scotty, uciekaj! – wrzasnęła Grimm rozdzierającym serce głosem, ale w tej samej chwili kolejna strzała błyskowa pognała w kierunku McCalla. Chłopak także wylądował na ziemi, przecierając oczy i próbując dostrzec coś pomimo oślepienia.
Allison zmierzała w jego kierunku. A on nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć. Deliah uniosła dłoń i machnęła nią, dając Scottowi jeszcze kilka dodatkowych sekund, bo przewróciła dziewczynę. Ale on nawet nie próbował uciekać. Grimm zaklęła pod nosem.
– Allison, wszystko ci wyjaśnię – zaczął Scott, ale Argent pokręciła tylko głową z żalem.
– Nie okłamuj mnie – odpowiedziała. – Choć raz przestań kłamać.
– Miałem ci powiedzieć prawdę na balu – ciągnął dalej McCall. – Calusieńką. Mówiłem i robiłem to wszystko...
– Aby mnie chronić.
To była prawda. Tak samo robiły Hybrydy i Deliah o tym wiedziała. One naprawdę chciały dobrze dla tych dzieciaków. Chciały im pomóc. Żadne z nich na to nie zasłużyło, a jednak dostali taki koszmar.
– Nie wierzę ci – dodała Allison. I wtedy właśnie odezwała się Kate.
– Dzięki Bogu – westchnęła z politowaniem. – Zastrzel go, zanim sama się zabiję.
Deliah poczuła, że najchętniej rozszarpałaby jej gardło, potem oderwała łeb i pokazała jej własną dupę, ale wiedziała też, że było kilka osób w kolejce, żeby zrobić to samo. Na przykład taki Derek, który leżał obok niej. Albo Peter. Ta, to dobry pomysł. Pozwolić sadystycznemu dupkowi odwalić czarną robotę, zabić też jego, a potem jechać do domu, napić się winka i wynieść z tego przeklętego miasta.
Allison spojrzała na ciotkę z niepewnością wymalowaną na twarzy.
– Miałyśmy ich tylko złapać – wymamrotała, zdziwiona słowami Kate. A co zrobiła blondynka? Uśmiechnęła się w odpowiedzi drwiąco, wyjmując pistolet z tylnej kieszeni spodni.
– To już mamy zaliczone – machnęła wymijająco ręką. – Teraz musimy ich zabić. – Oddała dwa strzały, z czego jeden trafił Dereka, kompletnie odbierając mu przytomność, a drugi Deliah, sprawiając, ze kobieta mogła tylko obserwować. – Widzisz? To nie takie trudne.
Allison nie mogła uwierzyć w to, co słyszy i widzi. To było szalone. Ona była szalona.
– O nie... – odezwała się znowu Kate, zatrzymując się zaraz obok dziewczyny. – Znam to spojrzenie. Mówi ono: „będziesz musiała sama to zrobić".
– Kate, co ty wyprawiasz?! – Allison chciała złapać ciotkę za ramię, ale ta popchnęła ją na tyle mocno, że dziewczyna wylądowała na ściółce leśnej. Sama nie wiedziała, co powinna zrobić.
– Uwielbiam te brązowe oczy – mruknęła pod nosem Kate, wpatrując się w Scotta. Cały czas trzymała go na muszce i chłopak zastanawiał się, dlaczego jeszcze go nie zastrzeliła. Spojrzał na Deliah, która chyba powoli odzyskiwała siły, bo dała już radę poruszyć ręką. Jakby chciała coś zrobić.
– Kate! – głos Chrisa Argenta rozniósł się echem po okolicy. Mężczyzna podniósł do góry broń i wycelował w swoją własną siostrę, spoglądając nań z takim wyrzutem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziała. I to ją chyba odrobinę zmartwiło, bo zatrzęsła jej się dłoń, w której trzymała pistolet. – Wiem, co zrobiłaś. Odłóż broń.
– Skąd niby wiesz, hę?! – wrzasnęła wściekle Kate. Argent przełknął ślinę. W tej sytuacji było mu naprawdę ciężko.
– …mały ptaszek mi wyśpiewał. Właściwie, to kilka małych ptaszków. Dziwi mnie, że jeszcze ich tu nie ma.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której Deliah zebrała wystarczająco dużo siły, aby kopnąć Dereka. Mruknął coś o pozorach, więc więcej się nie ruszała. Kate i Chris mierzyli się spojrzeniami, jakby prowadzili jakąś zażartą walkę na nie.
– Zrobiłam to, co mi kazano. – przemówiła w końcu blondynka. Na te słowa Chris prychnął z niedowierzaniem.
– Nikt nie kazał ci mordować niewinnych. W domu były dzieci, niegdyś były ludźmi. Spójrz, co teraz robisz. Trzymasz na muszce 16-latka bez żadnego dowodu na to, że przelał ludzką krew. Kierujemy się kodeksem. Nous chassons ceux qui nous chassent.
Deliah przypomniała sobie, jak kilka tygodni temu Hayley opowiadała im właśnie o tym. Polujemy na tych, którzy polują na nas, pomyślała Deliah w tej samej chwili, w której Allison wypowiedziała te same słowa na głos.
– Odłóż broń –powiedział spokojnie Chris. Było jednak w jego głosie coś jeszcze; nuta niepewności. Smutku. Żalu. A może i przerażenia, choć Hybryda nie była pewna tego ostatniego. Argent przełknął głośno ślinę. Te słowa z trudem przeszły mu przez gardło. – Inaczej cię zastrzelę.
Obok głowy Kate przemknęła strzała, która wbiła się w drzewo za nią. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego nadleciała, i dokładnie wtedy Deliah w końcu podniosła się z ziemi. W czas, aby złapać rewolwer, który leciał w jej kierunku. Przeładowała go i automatycznie wycelowała w Kate. Teraz pani Argent miała już dwie bronie wycelowane w głowę.
Deliah przeładowała broń i uśmiechnęła się słodko.
– Miło, że wpadłyście na imprezkę, kochane – powiedziała.
Chris zerknął przez ramię, aby dostrzec Hayley Moontrimmer w kompletnie zrujnowanej sukience i fryzurze, która szykowała już w dłoniach łuk i strzałę na kolejny atak. Obok niej stała Faith Maiden, która w pogotowiu trzymała swoją kuszę, a po drugiej stronie była Kayle, dla zabawy wymachująca kataną z drwiącym uśmieszkiem.
– Siemanko – mruknęła Faith, wymijając Chrisa, który, notabene, nie mógł wyjść z szoku, że te trzy naprawdę się pojawiły. – Nie spóźniłyśmy się na imprezkę?
Nikt jej nie odpowiedział. Dlaczego? Bo wszyscy podskoczyli na swoich miejscach, kiedy drzwi od starego domu Dereka uchyliły się powoli, skrzypiąc.
– Allison, cofnij się – powiedział pewnie Chris, gdy jego córka stanęła na nogach o własnych siłach. Dziewczyna spojrzała na swojego ojca i zapytała:
– Co to takiego?
– Alfa – odpowiedziały jej razem wszystkie Hybrydy. Były gotowe na to spotkanie. Stały tam, wszystkie cztery, ze swoją bronią i chęcią zemsty za zniszczenie tym dzieciakom życia. I nie miały w planach odpuścić.
Jakiś ciemny kształt przypominający psa wybiegł z domu. Trudno było go zaobserwować. Pojawiał się i znikał, po kolei niszcząc przeciwników. Na początku powalił Chrisa. Potem odebrał Allison łuk. Przewrócił Scotta. Ale nie tknął Hybryd i Kate. A cztery przyjaciółki nie reagowały. Po prostu wodziły za nim wzrokiem, stojąc w zwartym szyku z broniami gotowymi do obrony.
– Robimy coś?! – zapytała Kayle, kiedy Peter Hale pojawił się zaraz obok Kate Argent, praktycznie miażdżąc jej nadgarstek w mocnym uścisku. Potem złapał ją za gardło i rzucił w stronę domu, Az wylądowała pod samymi drzwiami.
Deliah pokręciła głową.
– Nie.
To samo słowo padło z ust Allison, ale zdecydowanie w innym kontekście. Dziewczyna wstała i pobiegła za ciotką, kompletnie przerażona rozwojem sytuacji. Nie tego się spodziewała. Kiedy zniknęła w domu, Hayley podbiegła do Scotta.
– Hej, wszystko ok.? – zapytała dla upewnienia, a chłopak pokiwał głową, uśmiechając się do niej lekko.
– A z tobą?
– Cóż, przez chwilę było słabo, ale oto jestem.
– Ta. Żywa jak nigdy – mruknął Derek, pomagając się jej podnieść. Nadal miała na sobie swoje białe buty na obcasie, które teraz nie nadawały się już do niczego innego, jak do wyrzucenia. Sukienka zresztą też.
– Wszystko dzięki Kayle – Hayley wskazała głową na swoją siostrę, a blondynka zasalutowała z szerokim uśmiechem. Chociaż raz nie spieprzyłam sprawy, pomyślała sobie.
– No, kochani – Faith poprawiła swoją sukienkę i zdjęła czarne kolczyki. Rzuciła je gdzieś na bok. Biżuteria tylko by jej przeszkadzała. – Pora skopać dupę Alfie.
Mówiąc to, ruszyła w stronę domu.
Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, wyglądaliby jak wielka grupa seryjnych morderców, którzy w spowolnionym tempie zmierzają na bitwę ostateczną. W sumie, tym właśnie byli. I to chyba bawiło Deliah najbardziej.
Stanęli za Allison, obserwując, jak Kate Argent upada na podłogę z podciętym przez pazury gardłem. I choć jej nienawidziły, to jednak odwróciły wzrok. Jakoś nie miały ochoty na to patrzeć, Bóg wie czemu.
W sumie po części Hybrydy rozumiały Petera. Kate wymordowała mu rodzinę, zostawiając go poparzonego i załamanego przez jakieś sześć lat. Facet miał prawo być wkurzony. Ale nie miał prawa  zamieniać niewinne dzieciaki w wilkołaki.
– Allison – Kayle złapała dziewczynę za ramię i popchnęła ją za siebie, a Faith dodała:
– Uciekaj.
Argent kiwnęła głową i wybiegła z domu, ledwo trzymając się na nogach. Właśnie widziała, jak jej ciotce podrzynają gardło, i ten widok nie był ani trochę przyjemny. Wręcz przeciwnie. Wrył się w jej pamięć i wiedziała, że pozostanie tam już na zawsze.
Allison rozejrzała się po okolicy i po chwili uklękła przy swoim ojcu, próbując go obudzić.
Ten wieczór był okropny.
– Hej, hej, hej! Ten pojazd nie nadaje się na każdy teren! – krzyknął Jackson, kiedy czarne Ferrari podskoczyło na kolejnych dołkach, tym samym sprawiając, że nie zapięty pasami Whittemore uderzył głową w dach.
– A płaciłeś za niego? – zapytał rozeźlony Stiles, po czym Jackson zamilkł na chwilę, próbując się opanować.
– Nie – odpowiedział w końcu. Odezwał się wcześniej tylko dlatego, że wiedział, iż jeżeli rozwalą auto Faith, to obydwaj skończą nabici na pal. Co wcale nie było fajne.
– No to się zamknij – dodał Stiles, po czym zmienił bieg, aby przyspieszyć.
Deliah Bree-Grimm nienawidziła latać. Szczególnie, kiedy Peter Hale rzucił nią w taki sposób, że wylądowała na zewnątrz, wpatrując się w Allison Argent swoimi czerwonymi oczami Alfy. Jak na razie walka wyglądała tak: Hayley nie umiała jeszcze zapanować nad magią (co było zabawne, bo miała ją od urodzenia, ale nigdy nie używała jej do mordowania, raczej do obrony), katana Kayle wpadła między szczeliny w deskach i wylądowała gdzieś w piwnicy domu Dereka, a kusza Faith została wyrzucona przez okno, tak samo jak łuk i strzały Hayley.
Mówiąc krótko, wielkie i potężne Hybrydy okazały się być… niczym. I to dobijało Deliah, bo to nie mogło tak zostać. To musiało się zmienić. Najgorsze było to, że nie potrafiły współpracować. Ufały sobie nawzajem, ale nie umiały pracować razem.
Peter wyskoczył zaraz za Deliah, rzucając się do ataku. Złapał Hybrydę za szyję i uniósł do góry, uniemożliwiając oddychanie. Ale ona tylko wysunęła wilkołacze kły i warknęła, odpychając go nogami tak silnie, że padł na ziemię zaraz przy domu.
Grimm podniosła się z liści i mchu i pognała w stronę ich Forda, który wyładowany był bronią. Zaczęła przerzucać różne przyrządy, ale zanim znalazła to, czego szukała, na miejscu akcji pojawiło się czarne Ferrari Faith, a ona zmarszczyła czoło, gdy wysiadł z niego Stiles Stilinski, który je prowadził, a zaraz obok niego pojawił się Jackson Whittemore.
Ale to nie był koniec niespodzianek. Gdy już reszta Hybryd wybiegła przed dom, ponownie złapały za broń, nieugięte. I podjechało kolejne auto; niebieski Chevrolet C20 Fleetside z 1981. Matt Donovan pojawił się na czas, aby rzucić w przerośniętą Alfę butelką z koktajlem Mołotowa, która niestety została złapana w locie.
Deliah słyszała, jak Hayley zaklina pod nosem, ale Grimm była już na to przygotowana. To był ich mały sms-owy plan B.
– Ej, Hale! – krzyknęła Deliah, przygotowując się do ataku. Do Petera chyba nie do końca dotarł fakt, że Hybryda trzyma najprawdziwszy miotacz ognia. – …kaboom.
Płomienie otoczyły Alfę, która zawyła przeraźliwie. Ale jeden koktajl to było za mało, i Matt, który właśnie wysiadł ze swojego auta, doskonale o tym wiedział. Stiles podbiegł bliżej i rzucił drugi; zupełnie nie było to planowane, ale za to jakie przydatne. Scott, który w końcu wydostał się z domu, zauważył, że Peter zmierza w stronę Hybryd.
I choć Hayley posłała w jego stronę strzałę, tak samo zresztą, jak Faith, on dalej zbliżał się do nich.
Scott zawarczał ostrzegawczo. A potem znalazł się przed Peterem i kopnął go tak, że Hale zachwiał się niebezpiecznie i okręcił się wokół własnej osi. I zaczął się czołgać. Coraz dalej i dalej. Matt podbiegł do Hybryd, witając się z nimi kiwnięciem głowy.
I chociaż nic nie powiedziały, nigdy się tak nie cieszyły na czyjś widok.
Patrzyły, jak ogień na ciele Petera powoli przygasa, kiedy Matt objął je ramieniem – dwie z jednej, dwie z drugiej strony. Stali tak, wpatrzeni w płomienie, pocieszając się myślą o tym, że to już koniec. Wreszcie.
– …teraz… pewnie wyjedziecie, prawda? – zapytał nieśmiało Matt, a Kayle, która jak dotąd opierała głowę na jego ramieniu, podniosła wzrok ze zmarszczonymi brwiami, tak, jak reszta jej przyjaciółek.
– Taki był plan, Donovan – mruknęła z przejęciem Faith. – Ale sama nie wiem. Żadna z tych rzeczy to nie jest nasz interes.
– Ale zabierzemy cię ze sobą, jeżeli chcesz – dodała pospiesznie Kayle, uśmiechając się smutno. Matt odpowiedział jej tym samym, kiwając powoli głową. Mógł się tego spodziewać.
– Dzięki, ale… tu jest moje miejsce – odparł Donovan. – I wydaje mi się, że jakieś znalazłoby się też dla was. Mówiłyście, że nie macie domu i cały czas uciekacie, więc… może najwyższa pora… przestać uciekać.
Hayley zacisnęła usta w cienką linię, zastanawiając się nad słowami chłopaka, kiedy patrzyła, jak Allison całuje Scotta, wcale już nie przerażona tym, czym jest. Ach, miłość, czego ona nie przezwycięży… gdzieś w oddali stał Stiles, który uśmiechnął się do niej nie śmiało, kiedy zatrzymała na nim wzrok. Odpowiedziała tym samym, po chwili już zerkając na Dereka, który zmierzał w stronę swojego wujka.
Ej, facet i tak był martwy. Ale żeby zostać Alfą…
– Derek, nie! – krzyknęła Faith, która także zauważyła już młodszego Hale’a. – Hej, nie bądź taki, jak on, słyszysz?! Słyszysz mnie?! Do cholery, Derek!
Ale on jej nie słuchał. Jednym sprawnym ruchem podciął wujowi gardło, a potem zerknął w stronę Hybryd i z oczami świecącymi czerwienią oznajmił:
– Teraz to ja jestem Alfą.
Lydia Martin była nieprzytomna od kilku godzin, ale to nie zmieniało faktu, że jej rana mogła się już zagoić, więc Deliah i Kayle postanowiły, że to sprawdzą. Kiedy wszystkie cztery wracały do domu po tej pełnej niespodzianek i niebezpieczeństw nocy, zatrzymały się jeszcze po drodze przy szpitalu, a dwie z Hybrydy wyskoczyły z auta i pognały do środka, niezauważone.
Kiedy zjawiły się w Sali, Kayle stanęła na czatach, a Deliah podeszła do łóżka panny Martin i odsłoniła ranę zadaną przez Petera, ciekawa, co tam znajdzie.
– I co? – zapytała Mikaelson, nadal wyglądając zza drzwi. – Zagoiła się kompletnie?\
Deliah pokręciła głową ze zmarszczonym czołem.
– Nie. Wcale się nie zagoiła.
Kayle nie mogła się powstrzymać. Zamknęła drzwi na klucz i podeszła do Lydii, aby zobaczyć na własne oczy to, o czym mówi Deliah. I aż zmrużyła oczy, kiedy odkryła, że wcale jej nie okłamuje.
– Ona nie jest wilkołakiem – podsumowała Grimm, zaskoczona odkryciem. Kayle spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem.
– …w takim razie… czym jest?
Życie czasami cię dobija. Jest przerażające, niebezpieczne i niemiłe. Ale pewnego dnia zauważasz, że nie jesteś tylko kimś, kto przeżył... nie jesteś jedynie ocalałym. Jesteś tym, który walczy. Jesteś silniejszy niż to wszystko, co życie rzuca ci pod nogi. Jesteś. Istniejesz. I to liczy się najbardziej.

20 komentarzy:

  1. Witam, witam!
    Przeczytałam i (o dziwo!) nie zesrałam się.
    Muszę przyznać, że przy tej "myślowej" rozmowie Faith i Hayley łezka mi się w oku zakręciła. Ładnie napisane.
    Po dość długim namyśle stwierdziłam wreszcie, że jestem za takim paringiem:
    Faith&Stiles
    Hayley&Derek
    Kayle&Matt
    Deliah&Scott
    Nie usuwajcie bloga! Lubię go czytać, sprawia mi to przyjemność.
    A tak btw to Wesołych Walentynek!
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i co. to takie trudne.
      Amen ci. Błogosławić ci. Dwa shipy z twojego wymieniania się spełnią. Teraz się tylko zastanawiaj, które. Cieszymy się, że przynajmniej jedna osoba się odezwała :)
      Dziękujemy ślicznie.
      Pozdrawiamy, Faith&Hayley.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że to będzie Faith&Stiles. Bardzo polubiłam ich razem. I jeszcze "i objął ją tak, że była schowana przed całym światem". Aaaa!
      K.

      Usuń
    3. Nic nie wiem, nic nie powiem.
      Serio. Dobrze, może dużo wiem, ale będę milczeć do końca. Powiem tylko, że do końca historia tej dwójki.... będzie ciekawa, barwna... ale nic a nic więcej. Tak. Tyle wystarczy.

      Pozdrawiamy, xoxo Faith&Hayley

      Usuń
  2. Jestem w zbyt wielkim szoku by napisać coś normalnego i spójnego... uwierzyłam że naprawdę uśmiercicie Hayley XD
    No dobra... przede wszystkim ten tekst na końcu... był piękny!
    Bardzo motywujący :) Ta, ja to czytam ;) tylko niekoniecznie komentuję.
    Pozdrawiam cieplutko. Choise

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak miało być, taki był plan, zniszczyć psychicznie czytelników. To w sumie nasz przyjacielski biznes, sama rozumiesz.
      Bardzo dziękujemy za komentarz, to naprawdę daje duży doping!
      Dziękujemy i pozdrawiamy.
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  3. Dotarłam wreszcie do komputera, chwała mi.
    Miałam serce w gardle po prostu, cały czas. Cały rozdział i to mnie przeraża, bo ja nigdy nie reaguje tak na przeczytane słowa.
    Ta scena z Hayley jak umarła, wywołała u mnie łzy. Jak wyście mogły mi to zrobić!? No, ok. Przeżyła, ale ja na kilka sekund umarłam. Przysięgam nie spodziewałam się tego ani trochę i to mnie zabiło. Hayley to takie światełko w ciemności, ono nie może zgasnąć.
    Faith kochana. Ta rozmowa w myślach była łamaczem serca. Moje biedne, biedne serduszko tego nie wytrzymało. Zostało rozdarte na pół i wrzucone to ognia piekielnego.
    No, ale jak już zmartwychwstawać to z klasą. Hayley powaliła wszystkich na kolana z tym tekstem "Wiecie, byłam w piekle, ale jeszcze nie przygotowali dla mnie tronu, więc wkurzyłam się na Lucka i wróciłam". Leżę, nie wstaje i czekam na aniołki. Zawał na miejscu z powodu takiej perfekcji.
    Było mi trochę szkoda Kayle. Nie mogę powiedzieć, że nie. Taka scena wyrzutów sumienia tak na mnie zadziałała, że tylko płacz i nic więcej.
    Głupi Argent (chociaż przystojny), musi się we wszystko wpieprzać, że tak powiem. Mógłby się zając własną dupą i zacząć brać lekcję obserwacji. Nie widział prawdziwego zabójcy, który normalnie stał mu przed nosem. A Allison to trochę irytująca była, naprawdę.
    Yay, Kate nie żyje. Prawdopodobnie nie na stałe, ale zawsze coś.
    Deliah w końcu w akcji. Nie wiem jak to określić, ale już miałam przed oczami tą scenę z nią i Derek'iem. Ale się rozmarzyłam...
    Peter jest/był wnerwiający. Jak on mógł tak bardzo skrzywdzić Hay? No, co za dupek, powiadam. Głupi, głupi, głupi.
    Ale moją ulubioną sceną bez dwóch zdań była scena Peter'a z Stiles'em. I ten cytat "Tak, Stiles, to prawda, ale twoje serce dziwnie przyspiesza, kiedy dzieje się jej krzywda." najlepszy. Naprawdę, najlepszy w całym tym rozdziale.
    Czyli teraz będzie dużo scen z Lydią czy jak? Nie lubiłam jej na początku, bo taka egoistyczna była, a teraz skoro będą odkrywać czym ona jest.
    Ok, głodna jestem, muszę coś do jedzenia sobie zrobić, więc lecę.
    Pozdrawiam weny życzę
    Julia.
    PS: NIE USUWAJCIE BLOGA, KOCHAM GO <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ou, rozumiemy twój ból, chociaż my bardzo lubimy cierpieć poprzez czytanie, więc tak, przyzwyczajaj się do tego, bo to nasza ulubiona zabawa - niszczenie psychiki czytelników. Luv.
      Tak, to naprawdę było złe. Hybrydy dopiero co zaczęły sobie ufać, jednak więź między nimi jest już na tyle duża, że nie są w stanie pozwolić na to, by jedna z nich zginęła. Są taką trochę pogmatwaną rodzinką.
      Ta. To typowa Hybryda. Co z tego, że przed chwilą umarła? Jak zmartwychwstać to z klasą.
      Taak, Kayle czuła się cholernie źle, znała Hayley bardzoo długo, kochała ją jak siostrę a w chwili największego zagrożenia nie była w stanie jej uratować.
      Argent, Argent, Argent. Może ich początkowe relacje nie są najlepsza, ale cholera jedna wie, może to się zmieni.
      Deliah to taka sassy księżniczka, kochamy tą postać serio. To taka bratnia dusza Dereka, to się dobrali. Dwójka grumpy przyjacieli.
      Peter to sadystyczny dupek.
      To fakt.
      Ale ma to w sobie jakiś urok, prawda?
      Dziękujemy za wspaniały komentarz. Naprawdę. Aż chce się pisać dalej. Pięknie dziękujemy i wysyłamy pozdrowienia prosto z piekła!
      xoxo, Faith&Hayley

      Usuń
  4. Dobra, jak zwykle świetnie, pomijając fakt, że chyba chciałyście mnie zabić... Ta telepatyczna rozmowa Hayley-Faith ;;;;; i przez chwilę na prawdę myślałam, że umarła, chociaż wiadomo, że nie mogłybyście uśmiercić Hayley :D
    Pogubiłam się już w shippach. Serio xd
    I ta końcówka <3
    I bardzo podobał mi się ten fragment o krzywych kreskach, miałam dokładnie zacytować, ale nie chce mi się szukać xd
    No to weny i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hybrydy są mocno ze sobą związane. To nie jest spowodowane tylko przez zaklęcie które je połączyło. Są ze sobą również związane emocjonalnie, są gotowe za siebie walczył. Rodzina jest siłą, a one w jakiś sposób właśnie tym się stały - rodziną. Cóż, nie zdziw się, bo jesteśmy zdolne do wszystkiego. Serio.
      D O W S Z Y S T K I E G O.
      Buahaha, specjalnie tak robimy, żeby każdy odnalazł swój ship. Shipujcie a będzie wam dane.
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  5. Witam moje kochane Hybrydki!
    Widzę, że te badassowe panienki już nie są takie bad, jak na początku... i lubię to. Zeus jeden wie ile w nich gnieździ się emocji.
    Lydia jest czymś. Musi być czymś. Ale nie dramatyzujmy, Hybrydom rodzinka powiększa się codziennie.
    Zły Peter. Czasem przypomina mi Dundersztyca [nie pytajcie, nie wiem czemu].
    "Wiedział, że Peter zabrał Stilesa," SAMO TO POWINNO CI WYSTARCZYĆ SCOTTY ŻEBYŚ PRZESTAŁ LIZAĆ DUPĘ I RUSZYŁ MU NA POMOC NO!
    Stiles&Faith to taki ship, że lecę szukać tej mioteły, bo muszę się na nich napatrzeć no.
    " – Tak, Stiles, to prawda, ale twoje serce dziwnie przyspiesza, kiedy dzieje się jej krzywda." NO NIE WIEM SADYSTYCZNA ŚWINIO, MOŻE ON MA UCZUCIA?!
    "Peter do tego czasu kopnął ją już kilka razy, zupełnie tak, jakby chciał sprawdzić, ile jeszcze wytrzyma." Nosz do jasnej anielki, zaraz mnie coś trafi. JAK TAK MOŻNA?!
    "– Jako nazwę użytkownika podał "Allison"? – zapytał z zaskoczeniem. Stiles wziął głęboki oddech, kiedy wpisywał hasło. – Jako hasło także podał "Allison"?" No, w sumie... łatwo zapamiętać, nie czepiaj się chłopaka.
    "– Jeszcze nie rozumiesz? Nie ja jestem tym złym." HA HA HA. WCALE. JESTEŚ TYLKO KSIĘŻNICZKĄ NA RÓŻOWYM JEDNOROŻCU, TAK?
    "– Matt Donovan, kolega twoich supernaturalnych koleżanek. Jest tam gdzieś jakaś Hybryda z tobą? Może to mój szczęśliwy dzień?" Tak, Matty, to twój szczęśliwy dzień! Zaskoczony?
    "Dzisiaj umordujemy nielubianego wujaszka." TAAAK, TYLE NA TO CZEKAŁAM!
    Coś mi się wydaje, że Kayle&Parker to będzie to.
    Biedny Isaac..
    Stiles, co jest z tobą?! Teraz się Lydią przejmujesz?
    "– Była młoda wtedy, czy jest młoda teraz?" Czemu mnie to śmieszy? xd
    "Pierdolenie i umieranie. To jest to, nie? Pierdolenie i umieranie. To jest życie. Staranie się, żeby popierdolić, i staranie się, żeby nie umrzeć." Mogę umierać? Bo płakać to już nie daję rady.
    Hayley... jakbyście ją naprawdę zabiły... moje serce by pękło, a wy musiałybyście je sklejać.
    "Po chwili usiadł obok niej Stiles i objął ją tak, że była schowana przed całym światem." SERIOUSLY GUYS MY FEELS ;;;;;;;
    Moontrimmer jak mogłaś? XD
    "Klepnął Argenta kilka razy po mordce, aż się z lekka przebudził" mistrz Stiles XD
    Kate, Kate, Kate. Nie wiedziałaś bidulko, że z Hybrydkami i ich zwariowaną rodzinką nie wygrasz? Oj, to bardzo mi przykro.
    "– No to się zamknij – dodał Stiles" Właśnie, zamknij się Jackson, bo mam cię już dosyć.
    Matt Donovan aka wybawcaaaa!
    Derek aka alfa... xd
    I ta wasza końcówka powala wszystko!
    JAK TO USUNIECIE TO SIĘ SPOTKACIE ZE MNĄ. I TO RACZEJ NIE BĘDZIE NALEŻAŁO DO MILSZYCH SPOTKAŃ.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach. Hybrydy zawsze będą bad, po prostu... tak, jak to uznał Stiles, potrafią dobrze ukrywać swoje emocje, prawda?

      "Hybrydom rodzinka powiększa się codziennie." Ta, tutaj to się zgodzę, to jest najprawdziwsza prawda.
      DUNDERSZTYC, I JEŻU, ZAPŁAKAŁAM, TO TAKIE PRAWDZIWE W SUMIE.
      Hehehe. Tak, shippuj dalej. Ach, shippuj ile wlezie. I póki możesz, bo Bóg jeden wie, co wymyślimy.

      Spokojnie, nie mogłybyśmy uśmiercić ani jednej Hybrydy. To by nam złamało serce. Doprowadziłyśmy Hayley na skraj, ale raczej nie planujemy podobnej akcji w najbliższej przyszłości... chociaż... kto wie?... znasz nas. Pewnie w najmniej oczekiwanym momencie wyskoczymy z taką sceną, że się nie pozbieracie, heh.

      No dobra, po takim komentarzu to nie miałybyśmy serca nic usuwać. Ale tak trudno było coś nabazgrać? (POMIŃMY FAKT ŻE TWÓJ KOMENTARZ BYŁ PO PROSTU BEZCENNYM ZŁOTEM, SERIO, AMEN, BŁOGOSŁAWIMY CIĘ ZA TO)
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  6. Uwielbiam, uwielbiam, UWIELBIAM! rozdział bardzo mi się podobał. W jednej chwili naprawdę myślałam, że Hayley umrze i nawet nie wiecie jak się cieszę z jej "zmartwychwstania" (jest moją ulubioną hybrydą). To jak Stiles przytulił Faith awwwww shipuje ^^ Deliah bardzo mi się podobała w tym rozdziale. I ten Matty hero haha
    PS musiałam specjalnie założyć konto na google żeby skomentować xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, spokojnie, jak już gdzieś wyżej pisałam, raczej nie pozbawimy życia żadnej z Hybryd, bo wystarczająco się już w życiu nacierpiały i jeszcze nieźle się nacierpią, prawda? No właśnie. Może to wystarczy.
      (cieszę się że lubisz Hayley bo jest moją Hybrydą, znaczy, tworzoną głównie przeze mnie, soł, sama rozumiesz, umieram od fangirlingu)
      WSZYSCY SHIPPUJĄ FAITH I STILESA. ICH SIĘ NIE DA NIE SHIPPOWAĆ. I nie da się nie kochać Deliah, to królowa, potwierdzone info.
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  7. MEGA!!!! <3 Kocham ten blog... jest niesamowity :DDDD xDDDDD życzę więcej pomysłów na nowe rozdziały... już nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że się podobało :) I bardzo dziękujemy za komentarz, to naprawdę daje kopa do dalszego pisania :D
      Postaramy się opublikować ostatni rozdział pierwszego sezonu w ten weekend :)
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  8. Ani mi się waż usuwać tego bloga kochana. Jest on zajeb******.
    Ja uwielbiam go.
    A co do rozdziału- był boski <3
    Myślałam, że uśmiercicie mi Hayley. Jak mam być szczera to płakałam podczas wymiany myśli pomiedzy Faith i Hayley. Derek - Alpha jeja <3
    Matt superhero w tym rozdzile. Ratuje hybrydki <3
    Zmieniam pary. Moje shipy teraz to:
    Faith&Stiles
    Hayley&Scott.
    Kayle&Matt
    Deliah&Derek.
    Tak kocham <3 <3
    Kochane czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością.
    A jeśli macie chwilkę to wpadnijcie do mnie będę wdzięczna:
    zaszebedziemyrazem.blogspot.com/
    Do kolejnego rozdziału
    PS.Sory, że tak późno piszę ale do komputera w końcu się dopchałam :)

    XOXO
    Maya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, nie usuwam, nawet nie tykam ;;;
      I cieszymy się z Faith, że jednak ktoś to czyta, serio. To dla nas tak wiele znaczy, że nawet nie wiesz.
      Niee, spokojnie, jak już wszystkich zapewniałam, raczej nie planujemy nikogo mordować, przynajmniej na razie. A już na pewno nie żadną z Hybryd. Hybrydziątka są zbyt cenne.
      (FEJF MNIE ZABIJE ALE ZDRADZĘ ŻE JEDEN SHIP Z TWOJEJ LISTY BĘDZIE MIAŁ MIEJSCE. TERAZ TYLKO KOMBINUJ KTÓRY)
      Dziękujemy ślicznie i pozdrawiamy cieplutko!
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń
  9. Nowy szablon jest śliczny, o wiele lepszy od poprzedniego (o ile to w ogóle możliwe).
    Boże, dziewczyny kiedy NN?! Zaczynam powoli popadać w obsesję, zaglądam tutaj codziennie.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzimy się, że nowy szablon jest piękny. Po prostu perfekcja. Czekałyśmy na niego długo ale warto było.
      Szykuj się na nowy rozdział.
      xoxo, Faith&Hayley.

      Usuń

Theme by Luna