PAMIĘTAJ O TAGU #HybrydyPL I PISZ O NAS NA BIEŻĄCO! FANARTY, TEORIE, POMYSŁY, OPINIE O ODCINKU, ULUBIONE CYTATY, POSTACIE - PODZIEL SIĘ SWOIM ZDANIEM Z RESZTĄ CZYTELNIKÓW. MOŻESZ ZNALEŹĆ HYBRYDY TAKŻE NA WATTPADZIE.
I co? Tak trudno było coś napisać? Chociażby krótkiego? Wydaje mi się, że nie. Serio, dziękujemy ślicznie za komentarze pod poprzednim postem. Wiecie, jakiego to daje kopa do dalszego pisania? Bo jak nie wiecie, to wam powiem. Wielkiego kopa. To co, kończymy pierwszy sezon! W drugim będzie się już trochę działo, więc przygotujcie się na małą niespodziankę w postaci naszego własnego, małego, kochanego potworka.
xoxo, Faith&Hayley.
_____________________
Życie ma na celu dać ci możliwości; ma
przynieść ci miłość, masz tracić coś, a coś znajdywać, masz tęsknić, masz
cierpieć, masz ufać, masz popełniać błędy, ale najważniejsze jest to, że masz
się uczyć. Uczyć się, bo to właśnie robisz przez całe swoje życie – uczysz się,
jak przez nie przebrnąć.
♣
Uwierzcie na
słowo, że Hybrydy tęsknią za byciem człowiekiem. Albo, jeżeli nigdy nim nie
były, to chciałyby przynajmniej sprawdzić, jak to jest, bo coś im podpowiada,
że chyba jest odrobinę łatwiej. Pragną wszystko odkręcić, spróbować
człowieczeństwa i przestać być potworami, ale nie mogą. Nie jest to możliwe ani
wykonalne. I choć sprawia im to niewyobrażalny ból, to jednak mają w sobie coś
takiego, co nazywa się pospolicie instynktem
przetrwania. I to właśnie on podpowiada im, że samo istnienie jest
niezwykle ważne.
Patrzą, jak
ludzkie życia kończą się zwykle we łzach i cierpieniu, podczas gdy one same
trwają niezmiennie w tym samym miejscu i czasie.
Bycie
Hybrydami ma swoje wady. Tak, ono posiada ich cholernie wiele. Ale instynkt przetrwania podpowiada im, że
lepiej istnieć i trwać w bólu, niż zniknąć raz na zawsze z powierzchni ziemi,
zostawiając po sobie tylko tandetne przedmioty i ulotne wspomnienia, które
także z czasem wyblakną.
Ale wystarczy
już słów na temat instynktu przetrwania; o nim usłyszycie jeszcze nie raz w tej
historii. Teraz pozwólcie, że przybliżę wam pewną sprawę. Jest to problem czasu.
Godzina trwa
sześćdziesiąt minut. Jedna godzina. Zwykła godzina. Sześćdziesiąt minut, trzy
tysiące sześćset sekund. I to tyle.
Czas nie jest
zmienny – nie da się go zatrzymać czy nawet spowolnić. Ale ta jedna godzina
potrafi zmienić ludzkie życie.
Przykład?
Podczas jednej
godziny można zdobyć przyjaciół.
Podczas jednej
godziny można uświadomić sobie, jak niewiele znaczy się dla świata.
Można poczuć
się potrzebnym.
Być świadkiem
czegoś niemożliwego.
Pomóc komuś w
trudnej chwili.
Podczas jednej
godziny można nawet uratować życie…
…albo stracić
bliską osobę.
W samochodzie
było cicho, kiedy Hybrydy wreszcie wracały do domu po tych wszystkich
dramatycznych wydarzeniach i ciężkiej nocy. Żadna się nie odzywała, ale każda
wiedziała, co myśli druga. Pierwsza porażka jest najgorsza. Potem jest już
troszeczkę łatwiej.
Na początku,
kiedy tylko przybyły do Beacon Hills, wszystkie sprawy wydawały im się jasne. Jest
sobie młody wilkołaczek, po mieście biega niebezpieczna Alfa i za wszystkimi
ganiają Łowcy. Zadanie, z pozoru wydawać by się mogło proste, okazało się o
wiele trudniejsze, niż mogły sobie wyobrazić. Myślały sobie – zająć się
szczeniakiem, wyeliminować Alfę i unikać Łowców jak ognia.
Ale, cóż
powiedzieć… sprawy z lekka się pokomplikowały.
– Powinnyśmy
wyjechać – mruknęła Kayle, ale Deliah natychmiast odpowiedziała jej
prychnięciem. Zmącona cisza zamieniła się w ciężkie napięcie i zapach
nadchodzącego konfliktu.
– Teraz? –
zapytała Grimm niedowierzającym tonem. – Kiedy dumny Derek Hale stał się
potężną Alfą? Wolałabym nie. Cały czas powtarzał, że nie jest taki, jak Peter,
ale teraz zrobi dokładnie to, co on wcześniej.
– Zacznie
zbierać Paczkę – wyjaśniła prędko Faith, nie odrywając wzroku od drogi. Hayley,
siedząca obok niej na miejscu pasażera, westchnęła ciężko. Co jak co, ale ona
naprawdę była zmęczona. Potrzebowała gorącej kąpieli i przynajmniej pięciu
paczek chipsów, o dużej pizzy nie wspominając. – I będziemy musiały mu na to
pozwolić. Nie mamy wyboru.
–
Oszalałyście?! – pisnęła Kayle, zirytowana. Jak w ogóle mogły o czymś takim
myśleć?
– Nie ma
sposobu na powstrzymanie go bez zabijania go – odezwała się Hayley, dalej
wpatrując się w okno i rozmazany las za nim. Nie chciała i nie lubiła się
kłócić z siostrą, przynajmniej nie tak na poważnie, ale bywało tak, że czasami
wcale się ze sobą nie zgadzały. – A ja nie chcę zabijać przyjaciół… Nie jestem
Klausem. My nie jesteśmy Klausem.
Kayle umilkła,
wiedząc, że Moontrimmer – przynajmniej w pewnym stopniu – ma rację. Mikaelson
splotła ręce na piersi i opadła na swoje miejsce, odpuszczając temat. Nie było
sensu tego dalej drążyć.
– Po prostu
wracajmy już do domu, wszystkie zasłużyłyśmy na odpoczynek – mruknęła Deliah, a
Faith zmieniła bieg i przycisnęła mocniej pedał gazu. – Czemu my? Czemu nie
ktoś inny?
– Skarbie –
Hayley zerknęła przez ramię, aby spojrzeć na Deliah. – Zadaję sobie to pytanie
od wielu stuleci i nadal nie znam odpowiedzi. Nie licz na to, że ktoś ci jej
udzieli.
– Ja udzielę –
Faith uśmiechnęła się smutno pod nosem, po czym dodała:
– Wszechświat
jest dziełem przypadku. Znalazłyśmy się tu przypadkiem, zaczęłyśmy to
przypadkiem… i przez przypadek to skończymy.
♣
Kiedy Hybrydy
weszły do swojego domu, który przecież jeszcze jakiś miesiąc temu miał być
tylko tymczasowy, wszystkie pognały do salonu. To nie tak, że się zmówiły – po
prostu pomyślały o tym samym. Deliah opadła na swój ulubiony fotel i złapała za
pilota, aby włączyć telewizję, Kayle i Hayley rozłożyły się na kanapie tak, że
Mikaelson położyła głowę na kolanach siostry a ta gładziła jej włosy, a Faith
wpierw podeszła do barku i nalała burbonu do czterech kieliszków.
Znaczy taki
miała zamiar. Zamiast tego wyjęła cztery butelki trunku i podała po jednej
swoim przyjaciółkom, zatrzymując ostatnią dla siebie. Opadła na fotel obok
Deliah i prawie kopnęła Shiro, który właśnie pałętał się pod jej nogami.
– Gdzie wyście
się podziewały?! – kot wskoczył na podłokietnik fotelu Faith, która zrzuciła go
siłą, aż zwierzak zawył wściekle, kiedy lądował na podłodze na swoich czterech
łapach.
– To ty nie
wiesz? – zapytała zaskoczona Hayley. – Umarłam.
– I tak jesteś
martwa.
– Nie, serio,
idioto. Byłam po drugiej stronie.
– I jak było?
– …cicho.
– Och.
– To cisza
przed burzą – wtrąciła Faith, pociągając kolejnego łyka burbonu. Skrzywiła się
nieznacznie. – Mówię wam. Poza tym, ubiłyśmy Alfę.
– JA go ubiłam
– odezwała się oburzona Deliah. Chociaż uparcie wpatrywała się w ekran
telewizora, na którym właśnie oglądała "Dwie spłukane dziewczyny", to
nadal była obecna i duszą, i ciałem. – Spaliłam drania. Nie tak na żarty, tylko
tak na serio.
– Potraktowała
go miotaczem ognia – wyjaśniła Kayle, kiedy Shiro wskoczył na jej brzuch i usadowił
się na nim wygodnie. Cały ten obrazeczek wyglądał teraz dość zabawnie, bo
Hayley głaskała po głowie Kayle, a ona to samo robiła z Shiro. – To była super
akcja.
– Myślałam, że
kręciłeś się gdzieś w pobliżu – mruknęła Faith, skrywając twarz w dłoniach. Kot
pokręcił głową.
– Nie –
westchnął ciężko. – Ale z tego, co słyszę, to szkoda, że mnie tam nie było.
Wszyscy
zaśmiali się cicho. I pewnie śmialiby się dłużej, gdyby nie pukanie do drzwi.
Faith podniosła się z miejsca i z cierpiącą miną skierowała się do wejścia. A
kiedy tylko otworzyła drzwi to nawet nie dała ich gościowi dojść do słowa.
– Młody,
popylaj do domu, ale już – rozkazała władczo. Scott McCall spojrzał na nią z
przerażeniem. Nie było ono jednak spowodowane tonem Faith, ani trochę. Martwiło
go co innego. Martwiło go to, że mogą wyjechać i zostawić go samego, a naprawdę
się do nich przywiązał (przynajmniej w pewien sposób). – Co tak sterczysz jak
kołek? Nie słyszałeś, co mówiłam?
– Zostańcie,
błagam – powiedział w końcu, choć głos mu się łamał. Maiden ledwo powstrzymała
się od tego, żeby się nie uśmiechnąć. No, tak. Cały Scotty. Ten, którego
wszystkie tak pokochały. Chłopak skrywał niesamowity potencjał, trzeba go było
tylko dobrze wykorzystać. – Proszę, nie wyjeżdżajcie.
– Skąd ci to w
ogóle do głowy przyszło?
– Matt coś o
tym wspominał. Że chcecie wyjechać.
– Nie
planujemy – w drzwiach pojawiła się Hayley. Uśmiechnęła się przyjaźnie do
swojego kolegi, gestem zapraszając go do środka, ale odmówił. Pokręcił tylko
głową delikatnie, także lekko się uśmiechając. Polubił Hayley. Chyba
najbardziej z całej czwórki.
– Cieszę się,
że nic ci nie jest – dodał tylko, drapiąc się po karku. Moontrimmer skinęła
głową, splatając ręce na piersi i opierając się o framugę drzwi. Nadal miała na
sobie fioletową sukienkę, która cała była w jej własnej krwi. – Naprawdę. W
niezłe kłopoty was wciągnąłem.
– Przestań,
Scott – do towarzystwa dołączyła Deliah, a zaraz za nią pojawiła się Kayle z
Shiro w ramionach. – Cieszymy się, że mogłyśmy jakoś pomóc.
– Ta, teraz to
w sumie będziecie mi bardzo potrzebne…
– Wiemy –
Kayle pokiwała głową. – Dlatego zostajemy. Nigdzie się nie wybieramy.
Scott spojrzał
jeszcze raz na twarze wszystkich czterech kobiet, które tej nocy okazały się
jego wybawcami, po czym westchnął ciężko, ciesząc się z faktu, że jednak nie
zamierzają go zostawić samego po kolana w gównie.
– No i,
wiecie, ten… dzięki – wydukał, przeczesując włosy palcami. – Naprawdę,
dziękuję. Gdyby nie wy… po prostu…
– Wiemy,
Scott, my wszystko wiemy – przerwała mu Hayley, a on podziękował jej uśmiechem
za to, że powstrzymała jego dalszą kompromitację. Dziewczyna rozłożyła ramiona
i uścisnęła go mocno. To samo po chwili zrobiła Faith, Deliah mrugnęła do niego
tylko, a Kayle wyszczerzyła białe ząbki, zadowolona z efektów ich ciężkiej
pracy tej nocy.
– Leć do domu,
bo mama będzie się martwić – dodała Moontrimmer, popychając chłopaka w stronę lasu.
– Spotkamy się w szkole, tak?
– Jasne. Do
zobaczenia… i jeszcze raz, dzięki.
I z tymi
słowami, Scott McCall zniknął między drzewami we mgle, a Hybrydy stały tak
jeszcze przez chwilę na ganku, patrząc na otoczenie. Tak, jakby czekały, aż coś
się wydarzy. I miały rację. Gdzieś w gęstej jak mleko mgle zamajaczyły
reflektory, a po chwili na podjeździe zatrzymało się czarne auto.
Wysiadł z
niego nie kto inny, jak Chris Argent.
Wszystkie
cztery Hybrydy zajęczały głośno. Zdecydowanie nie miały siły na kolejne
potyczki i dziwiły się, że ten idiota jeszcze dał radę w ogóle wsiąść w
samochód i przyjechać tutaj. Po tym, jak zginęła jego siostra. Jak jego córka
dowiedziała się o wszystkim. Jak sam doszedł do prawdy o pożarze w domu rodziny
Hale.
Doszły do
wniosku, że chociaż działał im na nerwy, to w pewien sposób go podziwiały.
Bo był
niezwykle silny.
– Nie
przychodzę się mordować, nic z tych rzeczy – zaczął Argent, unosząc ręce do
góry w geście samoobrony. – Chodzą plotki, że wybywacie z miasta. Prawda czy
fałsz?
– …chyba
zostaniemy jeszcze na jakiś czas – odparła spokojnie Kayle, głaszcząc
mruczącego Shiro po łebku. – A dlaczego pytasz? Umawiamy się jak w westernach
na samo południe i bitwę na śmierć i życie?
– Nie – Chris
odetchnął głęboko. – Moja córka… Allison. Ona teraz zacznie szkolenie.
– I co nam do
tego? – warknęła wściekła Deliah. Jedyne, czego teraz pragnęła, to kocyk, dobry
serial, burbon i spokój, ale jakoś nikt nie pozwalał im wszystkim tego zaznać.
Chris przełknął głośno ślinę.
Chociaż na
pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że czuje się wspaniale, to jednak
Hybrydy wiedziały swoje. Miał zaczerwienione oczy, a to oznaczało, że już
płakał. Po prostu potrafił przestać, kiedy zachodziła taka potrzeba. Trzęsły mu
się ręce – czy z nerwów, czy z bezsilności, czy z czegoś innego – tego nie
wiedziały. Ale były pewne jednego – ten facet potrafił zaskakiwać.
– Chcę zawrzeć
z wami układ. Ona nie będzie się czepiała was, wy jej. Chcę tylko, żeby była
bezpieczna. Czy… mogłybyście jej to zapewnić?
– Bronić Łowców?
– zapytała z niedowierzaniem Faith, unosząc brew. – Stary, dzisiaj tknąłeś
mojego drugiego z kolei ulubionego człowieka w tym mieście. Nie odpuszczę ci.
– Wiem.
Rozumiem. Ale ona naprawdę-
– Nie
chciałeś, żeby się dowiedziała, prawda? – odezwała się nagle Hayley. Zapadła
chwilowa cisza, podczas której ona i Argent mierzyli się wyczekującymi
spojrzeniami. W końcu Chris westchnął ciężko, spuścił wzrok i pokiwał głową, a
Moontrimmer rozejrzała się po swoich przyjaciółkach.
Wszystkie
myślały o tym samym, i ona o tym wiedziała.
To były tylko
dzieci. Takie, które miały niewyobrażalnie wielkiego pecha.
– Okay –
zgodziła się Faith. – Zgoda. Obopólne porozumienie. Nie tykamy się. Może być?
– To mi
wystarczy – zapewnił je Chris, z uśmiechem kiwając powoli głową. – Dzięki.
– Idź już,
człowieku, dzisiaj nam cały czas dziękują, ja mam tego osobiście szczerze dosyć
– mruknęła Deliah. Wywróciła oczami, machnęła wymijająco ręką i zniknęła w
domu, najpewniej aby pobaraszkować w kuchni. Chris uniósł w górę dłoń, żegnając
się z Hybrydami, i już miał wsiadać do samochodu, ale zmarszczył lekko czoło i
powiedział:
– Hej,
Moontrimmer… czy ja przypadkiem nie widziałem cię martwej?
Hayley zdusiła
w sobie śmiech. Było źle, zaczynała lubić Łowcę. No, może nie lubić, ale w
pewnym stopniu go tolerować.
– Ta. Ale
piekło poczeka.
Chris zaśmiał
się cicho, a potem zniknął w aucie i odpalił silnik. Jeszcze przez chwilę
patrzył na trzy kobiety stojące na ganku, a potem odjechał, myśląc o tym, że
chyba wcale nie są takie złe, jak zawsze mu się wydawały.
Ojciec
opowiadał mu, że Argent'owie byli jedną z grup na sławnej rzezi w Nowym
Orleanie w 1935 roku. Co prawda kiedyś, jako młody chłopak, Chris był z tego
dumny, ale teraz patrzył na te kobiety, które uratowały życie jemu i jego córce
i zastanawiał się, czy wszystkie czyny klanu Łowców były… dobre.
I zaczynał w
to powoli wątpić.
– W cholerę
dziwna noc – mruknęła Hayley, siadając przy stole w kuchni, gdzie Deliah
parzyła owocową herbatę. – Czy mi się wydaje, czy właśnie świta?
– Tak –
odpowiedziała Faith, która stała przy przeszklonych drzwiach prowadzących na
taras. Miała stamtąd idealny widok na wschodzące słońce, które leniwie
wychylało się ponad drzewa. – Jestem tak cholernie zmęczona, że zaraz biorę
gorącą kąpiel i nie widzicie mnie przez następne dwa dni, bo nie mam zamiaru
wychodzić z łóżka.
– Jeżeli Matt
przywiezie mi jutro zapas żarcia, to zamykam się w sypialni nawet na tydzień –
mruknęła Hayley, wiążąc włosy w koka na czubku głowy. Reszta Hybryd rozumiała
swoją przyjaciółkę; z nich wszystkich to ona zasłużyła na odpoczynek najbardziej.
Przynajmniej tym razem.
Puk. Puk. Puk.
– Kogo znowu
niesie?! Mało im jeszcze?! – wrzasnęła rozeźlona Deliah, a Kayle Mikaelson
odstawiła Shiro na krzesło przy wysepce kuchennej i prędkim krokiem poszła
otworzyć drzwi. A gdy już to zrobiła, to stanęła jak wryta. Oczy wyszły jej z
orbit i jej pierwszą myślą najpewniej było: "koniec, zmieniam nazwisko na
Juan, golę się na łaso, jadę do Ameryki Południowej i będę hodować alpaki albo
lamy".
– M- mama? –
wydukała zaskoczona Kayle, widząc Caroline Mikaelson potrząsającą świątecznymi
ozdobami w powietrzu. Uśmiechała się szeroko, jakby wcale nie miała już tych
kilkuset lat, ale jakieś szesnaście, najwyżej. Klaus stał zaraz za nią, z
rękami splecionymi na piersi. A Elijah, który wcześniej już został zaproszony do
domu, przekroczył próg i przytulił swoją chrześnicę.
– Nie. Nie.
Wynoście się, błagam – w korytarzu pojawiła się Faith i skrzywiła się
niemiłosiernie na widok nowych gości. – Serio, wypad z baru, nie ma opcji.
– Słyszałem,
że ledwo co udało wam się pokonać Alfę – westchnął Klaus, obejmując Caroline.
Kobieta przestała się uśmiechać; spojrzała na Faith i Kayle karcącym
spojrzeniem, jak to na matkę przystało.
Od zawsze
Caroline nie zgadzała się na szalone pomysły swojego męża, ale kochała go całym
sercem i przez to naprawdę mu ufała. W granicach rozsądku. Kiedy powiedział, że
pozwolił Hybrydom wyjechać z Nowego Orleanu, Caroline była w stanie wybić całą
populację planety, żeby tylko dostać się do swojej jedynej córki.
– Przyda wam
się trening – kontynuował Elijah. – I pomoc. Boże święty, Hayley, co ci się
stało!? – wrzasnął, łapiąc się za głowę, kiedy zobaczył swoją córkę.
Moontrimmer zerknęła w dół na swoją kompletnie zniszczoną sukienkę, po czym
westchnęła ciężko.
– Ostatni raz
to komukolwiek tłumaczę – zaczęła. – Umarłam, ale w piekle było nudno, to
wróciłam.
– Jak to
umarłaś?! Co się działo?! Co nas ominęło?! Nie mogłaś umrzeć! Do cholery, chcę
wyjaśnień, ale teraz! Nie później!
– Nie
zapraszaj ich! – wrzasnęła Faith, kompletnie ignorując krzyki Elijah, który już
podbiegł do córki i zaczął potrząsać nią jak szmacianą lalką. Ona jednak nic
sobie z tego nie robiła. – Serio, Kayle, jak ich zaprosisz do środka, to nie
dadzą nam żyć!
– …a mam
wybór? A chcesz żyć? Serio, Faith! – odparła Kayle, spoglądając na swoich
rodziców z cierpiącą miną. Sama tego nie chciała; nie wiedziała, dlaczego tak
naprawdę przyjechali, ale martwiła ją obecność Klausa w tym mieście. Tylko tego
tu jeszcze brakowało, naprawdę…
– Nie, Kayle,
przysięgam, jeżeli to zrobisz, to wyrwę ci wątrobę, kiedy będziesz spała! –
Deliah nie próżnowała w kwestii gróźb, ale Kayle wolała mieć wyżartą wątrobę
albo śledzionę, niż leżeć zakołkowana w trumnie przez kilka stuleci (a to się
zdarzało w przypadku Klausa).
– Zapraszam –
mruknęła, takim tonem, jakby chciała ich obydwoje zabić szpadlem, kiedy tylko
przekroczą próg. Ale nic takiego nie zrobiła. Wręcz przeciwnie. Pozwoliła po
prostu, aby Caroline ją przytuliła. I tak zrobiła z każdą Hybrydą, pomijając
Deliah, która nie dała się nikomu dotknąć.
– Mikaelson –
warknęła na powitanie w stronę Klausa. Skinął głową na powitanie z drwiącym
uśmieszkiem.
– Grimm. Miło
cię widzieć – odpowiedział.
– …nienawidzę
zjazdów rodzinnych – jęknęła żałośnie Hayley, wchodząc na górę, i tym samym
zostawiając resztę sióstr Hybryd z rodziną Mikaelson.
Trzeba im było
wszystko dokładnie opowiedzieć.
♣
Biologia ustala, kim jesteśmy od chwili
narodzin. Nasze DNA jest niczym kamień. Niezmienne. Jednak DNA to nie wszystko.
Jesteśmy ludźmi. Życie nas zmienia. Nabywamy nowe cechy. Przestajemy być aż tak
terytorialni. Przestajemy konkurować. Uczymy się na własnych błędach. Na lepsze
lub gorsze znajdujemy sposoby, by być czymś więcej niż samą biologią.
Oczywiście istnieje ryzyko, że zmienimy zbyt dużo…
Bardzo mi się podobało, ale zdecydowanie za krótko! czuję niedosyt haha rozumiem jednak, że to 13 rozdział a 1 sezon tw trwał tylko 12 odcinków. nie mogę się doczekać więcej. od zawsze zastanawiałam się jak to by było połączyć tvd, the originals i tw i teraz nareszcie dostaję odpowiedź na to pytanie. Przyjazd pierwotnych>>>>>>
OdpowiedzUsuńI te shipy! jak na razie jestem za Scotty & Deliah i Faith & Stiles/Issac♥
Kiedy planujecie kolejny rozdział?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale coś w tym rozdziale było, co mnie urzekło. Szablon jak już mówiłam cudo <3
OdpowiedzUsuńW ogóle długość idealna i humor ma i wszystko takie perfecto. Heh, ja tam nie wiem, ale jazdy rodzinne zawsze są śmieszne. Nie doświadczyłam żadnego jeszcze w życiu, ale ten z rodzinką hybryd, musi mieć to coś.
W ogóle ja też muszę podziękować (sorry Deliah). Gdyby nie to opowiadanie, nie wiem co bym zrobiła. Hybrydy są niesamowite, najlepsze pod każdym względem. Uwielbiam czytać każde słowo, zdanie i myśl.
Anyway, nie mogę doczekać się kolejnego sezonu i nowych rozdziałów. No i pana Ciasteczko :3
Pozdrawiam, życzę weny
Julia <3
Rozdział niezwykły jak zawsze. każdy kolejny rozdział wciąga mnie tak że tracę rachubę czasu... życzę więcej takich pomysłów i weny ;-)) jeśli chodzi o shipy- --> liczę na Faith & Stiles i Hayley & Scott (choć myślę że to niemożliwe bo on jest z Alison A później będzie z Kirą)... nie mogę się doczekać sezonu drugiego :-*** ^-^
OdpowiedzUsuńWasz szablon *o*
OdpowiedzUsuń"Jest sobie młody wilkołaczek, po mieście biega niebezpieczna Alfa i za wszystkimi ganiają Łowcy." Brzmi jak bajeczka na dobranoc xd
"Potrzebowała gorącej kąpieli i przynajmniej pięciu paczek chipsów, o dużej pizzy nie wspominając." W sumie ja też bym tym teraz nie pogardziła. To co, załatwicie?
"– Wszechświat jest dziełem przypadku. Znalazłyśmy się tu przypadkiem, zaczęłyśmy to przypadkiem… i przez przypadek to skończymy. " A ja przez przypadek się rozpłaczę.
oooo, słodki Scotty.
Ugh, to znowu ty Argent? Wyczuwam kłopoty.
...albo i nie. Mocny człowiek z niego, nie ma co.
"– Hej, Moontrimmer… czy ja przypadkiem nie widziałem cię martwej?" No gościu, serio?! Gadałeś z nią przed chwilunią! Zeusie, on ma refleks szachisty...
"– W cholerę dziwna noc" W cholerę dziwne życie, miałaś na myśli dzieweczko.
"Oczy wyszły jej z orbit i jej pierwszą myślą najpewniej było: "koniec, zmieniam nazwisko na Juan, golę się na łaso, jadę do Ameryki Południowej i będę hodować alpaki albo lamy". " Plan idealny.
"Kiedy powiedział, że pozwolił Hybrydom wyjechać z Nowego Orleanu, Caroline była w stanie wybić całą populację planety, żeby tylko dostać się do swojej jedynej córki." To trochę się spóźniła, bo działo się na Bekonowym Wzgórzu.
"– …nienawidzę zjazdów rodzinnych" Nie tylko ty, Hayley.
No, to teraz powodzenia Hybrydki z waszą pewnie kopniętą rodzinką jak mniemam XD
"Oczywiście istnieje ryzyko, że zmienimy zbyt dużo…" i przestaniemy zachowywać się jak ludzie? Tak myślę.
Ogólnie, tak Wam powiem, moje kochane autorki, że kocham Was mocno i podziwiam Was za tą pracę, którą wkładacie w tego bloga (w inne też, haha), bo macie świetny talent, którego nie możecie zmarnować. Teraz będę oczekiwać na sezon drugi oraz na wydanie książkowe, ofc. ♥
Pozdrowienia Wam ślę wraz z weną,
Wiktoria aka [wiedźma, czarownica, jakkolwiek to nazwiesz] Oxuria.
Szablon jest piękny, serio. Minimalistyczny, ale ma w sobie to COŚ.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny! Oczywiście teksty Królowej Deliah doprowadziły mnie do śmiechu.
"– Hej, Moontrimmer… czy ja przypadkiem nie widziałem cię martwej?" serio Argent? Serio?! On jest niemożliwy...
No i to co spodobało mi się najbardziej..
"koniec, zmieniam nazwisko na Juan, golę się na łaso, jadę do Ameryki Południowej i będę hodować alpaki albo lamy".
ALPAKII 💕
Dziewczyny, naprawdę macie talent! Czekam na drugi sezon (^▽^)
Pozdrawiam cieplutko. Choise
Sorki hybrydki, za to, że tak późno piszę komentarz, ale moje kochane siostry całkowicie o mnie zapomniały :(
OdpowiedzUsuńRozdział był cudowny <3
Szablon - cudo <3
Rozdział był zabawny i był Shiro <3
Rozdział boski!!
Czekam na sezon 2 - z niecierpliwością. <3
Do zobaczenia wkrótce
XOXO
Maya