wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 5: "Detektywi"

Kto decyduje, kiedy się kończy stare, a zaczyna nowe? To nie jest dzień w kalendarzu jak urodziny czy Nowy Rok. To jest wydarzenie duże lub małe. Coś, co nas zmienia. Dobrze, jeśli daje nam nadzieje. Nowy sposób życia i patrzenia na świat. Pozbywamy się starych przyzwyczajeń, starych wspomnień. Grunt to nie przestawać wierzyć, że możemy zacząć od nowa. Ale trzeba pamiętać, że w cały tym bajzlu jest kilka rzeczy, których naprawdę warto się trzymać.
– Na Zeusa, przywieźli je! – Faith zaklaskała w dłonie, gdy z rana zeszła na dół do garażu i zobaczyła trzy nowe autka. Plus motor dla Deliah. No i ucieszyła się, że nie znalazła już ani śladu po swoim starym, zniszczonym na polowaniu na Sammy'ego. – Alleluja!
– Chryste, musisz tak krzyczeć? – Hayley skrzywiła się na dźwięk podniesionego głosu przyjaciółki. Jej wyostrzony słuch wcale nie pomagał jej w tym wszystkim. – Ale moje maleństwo nadal tu jest, tak?
– Cicho! Zobacz!
Hayley rozejrzała się po garażu i o zgrozo, nie dostrzegła nigdzie swojego ukochanego Bumblebee. Wydała cichy okrzyk rozpaczy, który jednak prędko przerodził się w pisk szczęścia, kiedy Faith pomachała jej prze oczami kluczykiem do czarnego, matowego Lamborghini Huracan.
– Pogodzę się z tymi zmianami – jak widać, jej żałoba po "transformersie" nie trwała długo.
Sama Faith chciała całować kluczyki do Ferrari GTE. Miała ochotę płakać, taką jej radość to wszystko sprawiło. Lepiej być nie mogło. W pomieszczeniu pojawiła się Kayle, która rzuciła się na samochód siostry, ale Hayley prędko odepchnęła ją od swojego nowego nabytku. Urażona blondynka skierowała się więc do Ferari, ale i stamtąd została wyproszona. Co jej pozostało? Matowy McLaren MP4-12C.
W sumie, nie narzekała.
Deliah otrzymała motor, bo za samochodami nie przepadała. Bóg jeden wie, dlaczego (lubiła czuć ten wiatr na twarzy, bo przecież błagam, naprawdę wydaje wam się, że hybryda założyła kask na głowę?). Yamaha A1 była wysławiana pod niebiosa przez jakieś pół godziny.
Na polowania i inne wypady do lasu przypadł im Ford F-150 Matte Black 3M. Cieszyły się jak małe dzieci, które dostały worek słodyczy. Z tym, że były hybrydami i dostały garaż pełen aut. To było lepsze niż gwiazdka.
– To co? Powtórka z rozrywki? Wyścig do szkoły? – Faith zatrzymała się przy swoim Ferrari i poklepała przednią maskę z zadziornym uśmieszkiem. – Trzeba je wypróbować. No nie dajcie się prosić.
Hayley nawet nic nie mówiła. Wzniosła ręce do góry i po chwili już odpalała silnik swojego autka, które wydało z siebie przyjemny dźwięk. Oh, jak one to kochały. Moontrimmer otworzyła okno i wychyliła się w stronę samochodu Faith. One dwie chyba jako jedyne tak bardzo lubiły samochody, że doskonale się na ten temat dogadywały.
– Faith, słyszysz, jak to dzieciątko mruczy? – zapytała słodko, a Maiden pokiwała głową, także wkładając kluczyk do stacyjki. Silnik zadźwięczał słodko, a Faith zamknęła na chwilę oczy. – Działają jak marzenie!
– Gotowe? – Maiden uśmiechnęła się zadziornie. Wszystkie hybrydy pokiwały twierdząco głowami, jakby od tej decyzji zależało całe ich życie. – No to lu, panienki.
Pisk opon zdołał otumanić na chwilę pannę Moontrimmer, która zaklęła cicho pod nosem, z ledwością wyjeżdżając z garażu. Po chwili gnała już za motocyklem Deliah, a potem podjechała tak blisko, że zderzak jej samochodu zawadził o motor pani wściekłej i pani wściekła wpadła w ostry zakręt, rzucając wyzwiska pod nazwiskiem Moontrimmer. Wspomnijmy, że do szkoły dojechała jako ostatnia. I to piętnaście minut po dzwonku.
Pozostała trójka jechała zderzak w zderzak, koło w koło.  I kiedy dotarły na szkolny parking, prawie w tym samym momencie zaciągnęły ręczny hamulec, idealnie ustawiając auta na trzech kolejnych miejscach. Dźwięk i zapach palonej gumy rozjuszył Scotta McCall drugi raz w tym tygodniu, kiedy razem ze swoim przyjacielem wchodził do szkoły. Ostatni raz to się działo w poniedziałek, a teraz był piątek.
– Kto do cholery? – tym razem Scott zatrzymał się na schodach, marszcząc czoło. – Kilka dni temu cztery seksowne laski, kto dzisiaj? Gang seryjnych morderców?
– Może wysłali łowców, żeby sprawdzili szkołę? – zaproponował Stiles. Kiedy dowiedzieli się, że ojciec Allison Argent, Chris, jest Łowcą, byli odrobinę ostrożniejsi (mniejsza z tym, że byli kompletnie nowi w tym biznesie, a hybrydy siedziały w tym dobrych parę stuleci). Scott zmierzył przyjaciela spojrzeniem pod tytułem: "błagam, nawet tak nie mów".
Z aut wysiadły te same dziewczyny, które widzieli na początku tygodnia; brakowało co prawda czwartej cudownej, ale nie zwrócili na to większej uwagi, bo wszyscy ludzie na parkingu – włączając w to lidera zespołu lacrosse, Jacksona Whittmore; jego dziewczynę, Lydię Martin i najlepszego przyjaciela Danny'ego Māhealani, skupili swoją uwagę na nieznanych pięknościach.
– Widzisz, Scott, myliłeś się – zaczął Stiles, przełykając głośno ślinę i mrugając kilka razy nerwowo. Nie cztery, a trzy seksowne laski.
– No? – jedna z nich, blondynka, uniosła w górę swoją torbę z książkami. – To jest ktoś chętny, żeby ponieść mi plecak?
W jej stronę rzuciło się około dziesięciu chłopaków – głównie pierwszoroczniaków. Sami rozumiecie, buzujące hormony, napalone nastolatki. Było im wszystko jedno, a jak ładna dziewczyna prosi o coś takiego, to się jej nie odmawia. Nie w Liceum w Beacon Hills.
Jeżeli któremuś nie udało się ponieść torby blondynki, inny szczęśliwiec dostał plecak czarnowłosej, a ostatni tej z bujnymi, brązowymi lokami. Wszystkie ruszyły w stronę szkoły, a wzrok Lydii Martin – miłośniczki mody – powędrował za ich drogimi ciuchami i wręcz zapierającymi dech w piersiach butami. Pobiegła za nimi, ale kiedy w tym samym momencie otworzyły szklane drzwi, dziewczyna o truskawkowo-złotych włosach mało, co nie oberwała nimi w twarz.

Stiles i Scott, którzy przepuścili je w przejściu, podążyli za nimi prędko, ciekawi, co też się szykuje. Poza tym, McCall i jego początkujący zmysł wilkołaka beta, wyczuł coś nieznanego i bardzo go to zaciekawiło.
Trzy dziewczyny zdjęły powoli okulary przeciwsłoneczne, a ludzie ustępowali im z drogi, jakby oczarowani. Te małe uśmieszki, którymi nieznajome obdarzały wszystkich – to było coś nowego dla wszystkich. Ich zachowanie, mimika twarzy, ruchy – to wszystko stwarzało specjalną atmosferę wokół nich. Powiew świeżości, którego ta szkoła potrzebowała.
Blondynka, przechodząc obok jednego ze starszych uczniów, posłała w jego stronę całusa i uniosła dłoń do ucha, poruszając ustami, jakby mówiła: "zadzwoń do mnie". Biedaczysko tak się na nią zapatrzył, że nie zauważył otwartych przez kolegę drzwiczek szafki i przywalił w nie z taką siłą, że aż się zachwiał.
Zatrzymały się pod jedną z klas, a Scott i Stiles z przerażeniem stwierdzili, że też mają tam lekcje. Ze strachem przełknęli głośno ślinę, obserwując, jak trzy dziewczyny zaglądają przez małe okienko w drzwiach, a Scott włączył swoje supermoce.
– Podoba mi się – stwierdziła brunetka. – Facet wygląda zabawnie.
– Idziemy tu? – zapytała z entuzjazmem brązowowłosa, a blondynka pokiwała ochoczo głową.
– Jasna cholera – zaklął McCall pod nosem. – Laski, które wyglądają jak seryjnie morderczynie rodem z jakiejś mafii, porwały Dereka i Bóg wie, co z nim zrobiły, chcą mieć z nami zajęcia, jak myślisz, jak to się zakończy?
Stiles wzruszył ramionami i z uwagą przyglądał się pięknym nieznajomym. 
– Klasowa rzeź? Widziałem to w jednym horrorze…
– Horror? Stiles, serio? Horror?! – McCall spiorunował przyjaciela morderczym wzrokiem i schował się za jedną z szafek, kiedy zauważył, że jedna z dziewczyn patrzyła się na nich przez dłuższą chwilę. Pociągnął bruneta za sobą i zaklął po raz kolejny pod nosem. – Myślisz, że nas słyszały?
– Em… Scott… niby jak? No bo wiesz, stary, sam rozumiesz, nie wszyscy tu mamy twoje wilkołacze zmysły – odpowiedział mu sarkastycznie Stiles, a McCall przewrócił oczami.
– Myślę, że one też są wilkołakami.
– Chryste, następne?! A po czym to wnioskujesz?
– No wiesz… nie wiem, jakim cudem… ale wydaje mi się, że czuję od nich wilkołaka.
– Żartujesz sobie ze mnie… jesteś pewien, że to nie jest zwykły pies?
– Kurdę, Stiles, toć kota też czuję! To musi być to! Co, trzymałyby w swoim domu i kota, i psa? Toć to samobójstwo. Poza tym, po prostu wiem, że czuję od nich wilkołakiem.
– Scott, nie obraź się, ale długo to ty nim jeszcze nie zdążyłeś pobyć… Więc skąd ta pewność? To przez twoje wymysły chowamy się za szafkami trzecioklasistów, i to chowamy się przed seksownymi, nowymi laskami? Weź się zlituj, Scott.
– Nie przychodź do mnie z podkulonym ogonem.
– Spokojnie, nie jestem psem.
Na tym rozmowa się skończyła, ale dokładnie wtedy, kiedy Stiles miał okazję na zagadanie do nowych, zadzwonił dzwonek, a Scott odetchnął z ulgą. Uczniowie wsypali się do środka klasy Trenera Bobby'ego Finstocka, w tym nowe trzy dziewczyny, które weszły tam jako pierwsze.
Scott McCall wstrzymał oddech, kiedy zauważył, że śliczna brązowowłosa zajęła miejsce zaraz za nim. Za jakie grzechy? Co on kiedykolwiek złego uczynił, że los go tak pokarał? Za nią usiadła blondynka. Rozejrzał się w poszukiwaniu trzeciej, brunetki, ale okazało się, że stoi zaraz za nim, rozglądając się w poszukiwaniu miejsca. Wolne były ławki w pierwszym rzędzie i – o zgrozo – ta za Stilesem, a obok brązowowłosej.
– Hayley! – machnęła ta o kręconych włosach, a brunetka uśmiechnęła się szeroko i zajęła miejsce, którego Scott strzegł w myślach.
Niestety. Tylko w myślach.
Stiles rzucił mu spojrzenie, w którym wręcz błagał go o pomoc, więc Scott w końcu usiadł przy swojej ławce, zerkając przez ramię na nowe uczennice. Kiedy Allison Argent, jego… cóż, dziewczyna (taką przynajmniej miał nadzieję McCall), pojawiła się w ławce przed nim, odetchnął z ulgą.
– Ej, Kayle – odezwała się do blondynki ta o bujnych lokach, siedząca zaraz za Scottem. – Ja chyba nawet nic do pisania nie zabrałam…
Znał już dwie. Kayle i Hayley. Ich imiona brzmiały podejrzanie podobnie.
Niewiele myśląc, Mccall wyciągnął swój jedyny długopis i odkręcił się w stronę dziewczyny, machając jej przedmiotem przed oczami. Prychnęła.
– Dzięki słodki, już go nie odzyskasz. – Chwyciła za długopis a po chwili gryzła już jego końcówkę. Scott spoglądał na nią przez kilka sekund z otwartymi ustami. – No już, zamykamy buźkę.  –  Dotknęła palcem jego podbródka. Stiles szturchnął swojego przyjaciela. Ten odwrócił się napięcie, korzystając z okazji uniknięcia dalszego kontaktu wzrokowego z nieznajomą.
Z deszczu pod rynnę, napotkał wściekłe spojrzenie Allison. Wydawać by się mogło, że gorzej być nie mogło. Mccall dojrzał w tym jednak okazję. Skoro była wściekła, znaczyło, że była zazdrosna. A jeśli była zazdrosna, musiała coś do niego czuć. Ta informacja wynagrodziła mu całe cierpienie ostatnich kilku dni.
Moontrimmer zachichotała cicho pod nosem, kiedy do klasy wkroczył ponownie ich wychowawca.  Nie wyglądał na nauczyciela, który kocha swój zawód. Rzucił dziennik na biurko i po chwili sam opadł na stary, podarty skórzany fotel. Zmierzył swoich wychowanków morderczym wzrokiem.
–- McCall! Do mnie. – Palcem wskazał na zmieszonego nastolatka. Scott wstał posłusznie. Mężczyzna podsunął pod jego nos dziennik z listą obecności a chłopak jęknął cicho. – Czyń mój honor.
Zaczęły padać nazwiska. McCall irytował się coraz bardziej. Dochodził do końca, a nie zgłosiła się jeszcze żadna z nowych osób. Posłał pytające spojrzenie w stronę Stilinskiego, który poprawił się tylko nerwowo na swoim miejscu i odwrócił wzrok w innym kierunku. To było bardzo pomocne.
Kiedy trzy nowe usłyszały słowa "Allison Argent", Scott wychwycił krótkie zdanie wypowiedziane przez Kayle, która zwróciła się do Hayley.
– Oho, zabić sukę.
Scott podniósł wzrok, przerażony. Stiles chyba też to usłyszał, bo otworzył szeroko usta ze zdziwienia i podążał wzrokiem od Allison, do Scotta, zaskoczony obrotem sytuacji. Za co? Dlaczego? Po co? Najważniejsze  pytanie: KIEDY?
– McCall? Co ci jest? Dalej, sprawdzaj listę! – Trener chyba nie zauważył braku nowych dziewczyn w indeksie. Więc Scott sprawdzał dalej. Ale żadna z "uczennic" się nie odezwała.
– Cholera! – krzyknęła nagle jedna, tak głośno, że słyszała ją cała klasa, a kto wie, czy jej głos nie potoczył się echem jeszcze po pustym korytarzu. – Jasna, kurna, cholera!
Jeśli Scott nie mylił się w swoich dedukcjach, ta jedna nazywała się Hayley. Wtedy do klasy wbiła kolejna – ostatnia z grupy. Wysoka, miała lekko falowane włosy. Te trzy, które już zajęły miejsca, wstały pospiesznie i popchnęły ją w stronę wyjścia.
– Ale, co do… – próbowała zaprotestować tamta, ale Kayle prędko jej przerwała:
– Nie, abort, wiem, o czym zapomniałyśmy! Nie zapisałyśmy się!
Drzwi się za nimi zatrzasnęły, a Trener podniósł głowę znad jakiejś kartki, którą wypełniał. Cała klasa wpatrywała się w wyjście, gdzie przed chwilą zniknęły cztery nowe studentki.
– No, co z wami? – zapytał Bobby. – Przerwa jeszcze bardziej spaczyła wam mózgi, czy to już nie możliwe?
– JAK TO, NIE ZAPISAŁAŚ NAS? – Deliah wydzierała się na Faith, która uniosła ręce w geście obronnym. Stały wszystkie pod gabinetem dyrektora, dwie godziny lekcyjne później.
– Myślałam, że Kayle to zrobiła! – tłumaczyła się Faith, a blondynka stojąca obok niej pokręciła energicznie głową, chcąc uniknąć gniewu Bree-Grimm.
– A w cholerę, że nie! To była robota Hayley! – usprawiedliwiła się Mikaelson, zrzucając całą winę na swoją młodszą siostrę. Hayley pisnęła w niedowierzaniu.
– No jasne, bo najłatwiej zrzucić na najmłodszego, tak?! Takiego, co to się nie może bronić!
– Żartujesz sobie? – prychnęła Deliah. – Nielegalnie zabijasz domowe zwierzątka i mówisz mi, że nie umiesz się bronić? Lepiej się przyznaj, na kogo to zrzuciłaś.
Trzy pary oczy wpatrywały się w dziewczynę z koszulką ze znakiem SuperMana, aż w końcu wbiła wzrok w ziemię i wymamrotała.
– Chyba na Shiro.
– No czy tobie to już do reszty… NA ZEUSA! – Faith wzniosła ręce do góry, jakby błagała niebiosa o cierpliwość, bo naprawdę nie chciała zabijać przyjaciółki. – Hayley, czy ciebie pogięło? Co ci odbiło? To kot! On się nawet podpisać nie umie! A co dopiero wybrać numer, na dotykowym telefonie…
– Myślałam, że skoro gada, to…
– Dajcie siły, bo zabiję – warknęła Deliah, a Kayle uderzyła się z otwartej dłoni w czoło. Nic nie powiedziała. Tylko to zrobiła i to był wystarczający komentarz do zaistniałej sytuacji. W tamtej chwili pani Alfa uniosła głowę i wzięła kilka głębszych wdechów. – …czuję Dereka.
Na te słowa oczy Hayley zabłyszczały.
– Pan ciasteczko? W szkole? A co on tu… mniejsza o to, gdzie ty go czujesz? – dopytywała się Moontrimmer, jakby poprzednia sytuacja nie miała miejsca. Deliah machnęła głową.
– A no tam, za rogiem.
Cztery hybrydy wychyliły się zza ściany i zobaczyły Dereka przez okienko w drzwiach do męskiej szatni. Rozmawiał z tym chłopakiem, jeżeli ich uszy nie myliły, to nazywał się Jackson Whittmore. Sprawdzał, czy dzieciak kłamał w sprawie tego, co widział kilka nocy wstecz.
…że niby chodzi o ten wypadek z Alfą w wypożyczalni kaset wideo?
Hybrydy usłyszały o tym przypadkiem, szpiegując miejscowego szeryfa. Dostał wezwanie, więc tam pojechały – to były Faith i Hayley, które jak zwykle nocą nudziły się w cholerę. Dowiedziały się przynajmniej czegoś ciekawego, bo na miejscu zdarzenia zobaczyły właśnie Jacksona i Lydię.
Kiedy Derek wyszedł z szatni, Deliah przygwoździła go do ściany.
– A ty tu czego? Męczysz biednych studentów? – zapytała Kayle, a wilkołak skrzywił się lekko.
– W przeciwieństwie do was, próbuję uchronić resztę tych dzieciaków przed śmiercią albo przemienieniem w wilkołaka, wiecie? – odparował wrednie Derek, a Faith i Hayley uśmiechnęły się lekko. – Bo tego właśnie chce ta Alfa. Chce Paczki.
– No to ma problem, bo po drodze ma jeszcze nas – poinformowała go grzecznie Maiden, a Hayley machnęła lekko ręką.
– Deliah, puść go, nie zrobił nic złego.
– Nie, no co ty, przecież napastowanie chłopaka po przejściach to nic wielkiego – warknęła w odpowiedzi do Moontrimmer Deliah, jeszcze mocniej przyciskając ramieniem szyję Hale'a. Hayley zmarszczyła czoło.
– Deliah, uspokój się, albo to my cię przystopujemy – powiedziała pewnie Hayley. Przez chwilę mierzyły się morderczymi spojrzeniami, aż w końcu Deliah poluzowała uścisk i Derek upadł na ziemię, ledwo łapiąc powietrze. – Czy ty chciałaś go zabić?
– Taki miałam plan, póki nie zaczęłaś mi grozić – wymamrotała Deliah, nonszalancko oglądając swoje paznokcie. Hayley i Faith pomogły chłopakowi wstać.
– Wynoś się stąd, zanim zmieni zdanie – Kayle popchnęła Hale'a w stronę wyjścia ze szkoły, a on zasalutował na pożegnanie do trzech lubianych przez niego hybryd (czyli dwóch sióstr i pół-wampirzycy), a potem jak najszybciej odsunął się z pola rażenia.
Stiles Stilinski przemierzał korytarze swojej jakże znienawidzonej szkoły. Był wściekły na Mccall. Zamiast zająć się sprawą bandy tajemniczych wilczków, ten uciekł ze szkoły zaraz po pierwszej lekcji z "miłością swojego życia". Cudownie. 
Chłopak zatrzymał się przy tablicy z ogłoszeniami. O wilku mowa, o ironio. Paczka przyjaciółek dyskutowała energicznie w okolicach jego szafki. Co robić? To pierwsza myśl, jaka wpadła mu do głowy.
Dobra. Najwyżej zginę.
Z tym też przekonaniem skierował w stronę uczennic. Chrząknął niepewnie, starając się dać do zrozumienia jednej z nich, że nie może przejść do swojej szafki. Dziewczyna odwróciła się a intensywny zapach jej perfum od razu dało wyczuć się w powietrzu. Hayley. To musiała być Hayley. Doskonale zapamiętał jej rysy twarzy.
– W czymś mogę pomóc? – spytała grzecznie, choć dla Stilinskiego zabrzmiało to jak pytanie o pozwolenie na jego egzekucję. Scott nieświadomie nieźle go nastraszył. Przełknął głośno ślinę.
– Szafka. Moja… szafka… droga. – kolejne słowa były tylko gwoździem do jego trumny. Nagle zapomniał jak się mówi? Tupnął zdenerwowany nogą i wypuścił zebrane powietrze. – Cholera. Przepraszam.
Moontrimmer zmarszczyła brwi. Naprawdę starała się nie wybuchnąć śmiechem, ale nie widziała żadnej innej reakcji na zachowanie owego nastolatka.
– Proszę. – Spokojnie podeszła do szafki obok. Energicznym ruchem dłoni zaczęła wyrzucać wszystkie rzeczy, które się w niej znajdowały. Zdjęcia, notatki, zeszyty.
– Czyja to szafka? – Kayle wyjrzała zza niebieskich drzwiczek a Hayley wzruszyła ramionami.
– Kiedyś? Zwykłego, nudnego śmiertelnika. Teraz? Moja. – Odpowiedziała, dumna z siebie Moontrimmer. Mikaelson uśmiechnęła się zadziornie i mrugnęła do Stilinskiego, który przyglądał im się przerażonymi oczami. Oh, tak bardzo się bał. Wszystkie to czuły. I to było – na swój sposób – nawet słodkie.
– Więc… – Faith z impetem zamknęła swój mały schowek i skierowała się w stronę syna szeryfa. Zabawne było, że hybrydy wiedziały o nim wszystko, kiedy on bał się choćby małego kichnięcia jednej z dziewczyn. – Chodzisz już do tej szkoły, prawda?
Stiles zamrugał kilka razy. Czy ona, aby na pewno odezwała się do niego? Mafia gorących lasek chce z nim rozmawiać? Teraz to na pewno kopara Scott'owi opadnie.
– Tak… tak. TAK!
– To bardzo dobrze się składa. – wtrąciła Kayle, opierając się o ramię chłopaka. – Bo widzisz. Jesteśmy tu nowe, samotne, przerażone….
Samotne, przerażone.
Czy one sobie żartowały? Za pewne zaciągną go zaraz do ich samochodu i zniknie… tak jak Derek. Ale w sumie, nie pogardziłby takim autem. I gorącymi laskami. Och, już widział zazdrosną minę Lydii Martin.
– Ja… bardzo chętnie. – Jęknął przerażony.  – To znaczy. Tak. Bardzo chętnie. – starał się powiedzieć nieco pewniej, lecz wyszedł tylko z tego niezrozumiały bełkot.  Faith uśmiechnęła się, odczytując jego myśli. Nie rozumiała skąd pojawił się u niej dar czytania w myślach, ale była pewna, że miało to związek z jej nieznaną częścią. Wciąż do końca nie wiedziała, kim tak naprawdę była.
– Nie martw się, Stiles. – oparła się o drugie ramię. – Chyba nie sądzisz, że mogłybyśmy cię jakoś skrzywdzić, prawda? – Maiden poklepała go po plecach a ten podskoczył przerażony.
– Czy wy nie możecie po prostu… – mruknęła Deliah. Zdecydowanie miała dosyć tego dnia. Faith uniosła głowę do góry i pokręciła przecząco głową.
– Niecierpliwa jesteś, Grimm. – złapała bruneta za rękę i spojrzała w jego przerażone oczy. – Nie bój się. Nic ci nie zrobimy. – chłopak jak na zawołanie uspokoił się. Do akcji wkroczyła Moontrimmer.
Przejechała palcem po jego klatce piersiowej.
– Więc jak chłoptasiu. – mruknęła, szepcząc mu do ucha. – Pokażesz nam swój mały świat?
Stiles wstrzymał powietrze. To się dzieje? A może powinien się uszczypnąć. Może to jeden z tych jego "złych snów"? Ale jeśli to tylko sen… akcja może rozwinąć się… Nie.  Nie. Stiles. Uspokój się.
– Mój mały świat? M… mój… mały świat?
– Oj, żartowałam, chłoptasiu. – Hayley pokręciła roześmiana głową. Wiedziała, że działają na mężczyzn. Ale to był wyjątkowo dziwny przypadek. – To co, pomożesz nam się zadomowić?
Stołówka. Jak to określił Stiles – centrum piekła. Wydawać by się mogło, że miejsce jak każde inne. Stilinski zarzekał jednak, że nic dobrego się tu nie dzieje. Kolejno mijali ławki, przy których siedziały różne grupy społeczne. Moontrimmer od razu wyłapała, że Stiles darzy pewną osobę szczególną osobę. Gdy tylko Lydia Martin wkroczyła do sali, zaniemówił. Stał z otwartymi ustami na środku stołówki, wpatrzony w nią jak w obrazek. Dlaczego dobrzy ludzie wybierają zawsze najpopularniejsze, zimne suki? No dobrze. Może to było złe pytanie. Sama była hybrydą, która skupiała na sobie uwagę innych… No ale! Brunet syknął, gdy dziewczyny zatrzymały się przy ogromnym stoliku ustawionym przy oknie.
– Ten stół należy do… – zacisnął mocno pięść, bojąc się konfrontacji z Lydią.
– Blond cukiereczka? – Moontrimmer odrzekła spokojnie, mrużąc oczy. Chłopak przekręcił teatralnie oczami i pokręcił z politowaniem głową. Lydia nie była blond cukiereczkiem. Była kimś znacznie lepszym.
– Jakiego blond cukiereczka? Ona nie jest blondynką. Jej włosy… one są… jak… truskawkowy blond… ale w sztucznym świetle są bardziej…
– Eee, ty lovelasik. Mogę coś powiedzieć? – Mruknęła Hayley podnosząc palec do góry. – Naprawdę uważasz, że jakikolwiek twój argument powstrzyma nas od zajęcia tego stołu?
Stiles wziął głęboki wdech i gotowy już był zgasić ją idealnym kontrargumentem, kiedy zrozumiał, że za pewne nic ich nie powstrzyma.
– Nie. Właściwie to nie.
– No już, już. Siadaj. – Faith chwyciła go za podkoszulek i pociągnęła w stronę reszty hybryd. Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale czuła, że będą mogły nieźle zabawić się kosztem początkującego wilkołaka i jego przyjaciela.
– Danny! – Stilinski, gdy tylko zobaczył przy oknie swojego znajomego, zawołał jego imię w nadziei, że uratuje go z tej niezręcznej sytuacji.
– Nie, Stiles. – Dobrze zbudowany chłopak nachylił się nad Stilinskim i Kayle. – Nie jesteś atrakcyjny dla geja.
Deliah prychnęła. Komedia. Do końca marnego żywota będzie wypominać reszcie hybryd, jak bardzo spieprzyły, zabierając ją tutaj.
Stiles rozejrzał się w około. W sumie, nie było aż tak źle. Po swojej prawicy miał Hayley i Kayle, a po lewej siedziały Deliah i Faith. Całą stołówka się na nich gapiła, a Stilinski poczuł wreszcie, że ktoś go zauważa. Że nie jest już szarą myszką, którą wszyscy kojarzą a ataków ADHD i siedzenia na ławce rezerwowych w każdym sezonie meczów lacrosse.
Nareszcie poczuł się kimś więcej.
Kimś, kto może mógłby nawet zaimponować Lydii Martin, która dumnym krokiem zmierzała właśnie w ich kierunku. Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna usiadła obok Hayley i pacnęła ją delikatnie w ramię z szerokim uśmiechem na ustach.
– Cześć, panienki – zaczęła. Faith położyła głowę na stole, załamana, a Deliah zaczęła masować skronie, jakby głos blondynki działał im na nerwy. Kayle z wielkimi oczami obserwowała reakcję swojej siostry, na to, że ktoś ją dotknął bez jej pozwolenia.
I to nie byle kto.
Ten blond cukiereczek.
– Nazywam się Lydia Martin. A wy jesteście moimi nowymi, najlepszymi przyjaciółkami.
Hayley czuła, że powoli puszczają jej nerwy. Poczuła na ramieniu dłoń siostry, która tylko pogroziła jej palcem.
– Hayley, bądź miła – ostrzegła ją Kayle. – Bądź grzeczna.
– Wiecie, że dzisiaj są wywiadówki?
Cztery pary oczu powędrowały w stronę Lydii Martin. Jakie wywiadówki? Co do cholery? Faith wzruszyła ramionami, dając przyjaciółkom do zrozumienia, że nie ma pojęcia, o co chodzi. Tak samo reszta. Stiles westchnął ciężko, wziął głęboki oddech i lekko się jąkając, zaczął:
– No… wiecie, wywia- wywiadówki. Rozmowy z rodzicami, taki… takie coś. Może. Może przyjść jeden rodzic, albo obydwoje, albo… no wiecie, jak- jak nie macie rodziców, to opiekun prawny – hybrydy zmarszczyły czoła słuchając jego słów, a Stiles wbił wzrok w swoje dłonie, zawstydzony. Nie wystarczyła obecność czterech gorących lasek.
Nie, Lydia Martin musiała dorzucić swoje trzy grosze.
Hayley zaczęła zbierać swoje rzeczy, uśmiechając się pod nosem. Grzecznie pożegnała się ze wszystkimi, a zaraz za nią podążyła reszta dziewczyn. Stiles odprowadził je wzrokiem, mówiąc tylko ciche: "to co, do jutra… macie mnie gdzieś… no dobra…".
Powinien się już do tego przyzwyczaić.
On nigdy nikogo nie obchodził.
– TATO! – Hayley darła się do słuchawki telefonu, gdy tylko Elijah odebrał. – Jest sprawa! Gdzie jesteś?
– Przed twoim domem, wyjrzyj przez okno w kuchni.
Hayley zmarszczyła czoło i zrobiła tak, jak jej powiedział. Dopiero po kilku sekundach zauważyła dobrze zamaskowany liściami i błotem samochód, w którym siedział Elijah i Klaus. Normalnie to Hayley by ich zabiła. Ale to nie była normalna sytuacja.
– Wbijaj na chatę, ojciec – warknęła do telefonu i zakończyła połączenie.
Kiedy już wyjaśniły dwóm mężczyznom, o co im chodzi – czyli o pieprzoną wywiadówkę – ucieszyli się, jak to na ojców przystało. Faith poprosiła ich, aby wzięli i ją pod swoją opiekę, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jakby któryś podał się też za ojca Deliah, to byłoby zbyt wiele. Więc na co wpadła Deliah?
Zabrała dziewczyny i pojechała do Dereka (a ich obecność usprawiedliwiała tym, że bliska będzie zabicia go, jeżeli ich tam nie będzie). Ale kiedy zajechały pod jego dom swoim Fordem, napotkały coś ciekawego.
Ktoś je wyprzedził.
A mówiąc "ktoś" miały na myśli jedno, doskonale im znane nazwisko.
Argent.
Jeszcze zanim weszły do środka usłyszały głos znanej im blondynki, z którą miały nie dokończone porachunki, nawet po tylu latach. Rodzina Argent zbyt wiele razy weszła im w drogę, aby nie zapamiętały tego nazwiska. Pozwólcie, że wyjaśnimy. Jak już było wcześniej wspomniane, słowo "argent" to z francuskiego "srebro". Znacie przysłowie: "srebro zabija wilkołaki"? No więc… srebro oznaczało tutaj rodzinę.
Argent'owie zabijali wilkołaki. I byli w tym fachu naprawdę nieźli.
Ale nie tylko wilkołaki, o nie. Kilkoro ludzi o nazwisku Argent było w 1935 w hangarze razem z grupą innych Łowców, którzy wybili hybrydy. Te cztery, które przeżyły, nigdy im tego nie zapomniały. Nie potrafiły zapomnieć. Kate napatoczyła im się razem ze swoim bratem, Chrisem, kilka lat temu we Francji. Wpadli na siebie i rozpętała się mała "bójka". Można powiedzieć, że od tamtej chwili hybrydy unikały ich jak ognia, bo nie chciały kłopotów.
Należało poczekać, aż cały ród się wykruszy.
I wtedy ich dobić.
Ale odbiegliśmy od tematu. Hybrydy raczej nie spodziewały się zobaczyć Kate Argent w domu Dereka Hale. Wcale. Ani trochę. Toteż kiedy weszły do domu i zobaczyły, jak panna blondyna znęca się nad wilkołakiem – nie miały zamiaru jej tego odpuścić.
– No, no, no – zaczęła Deliah, bo tylko ona mogła wejść do domu bez żadnego problemu. Reszta dziewczyn miała w sobie cząstkę wampiryzmu, a co za tym idzie, musiały zostać zaproszone do środka przez właściciela posiadłości. W tym przypadku – Dereka. – Kate! Kopę lat!
Kate Argent w pierwszej chwili zamarła, zaskoczona. Nie spodziewała się ich tutaj, tak, jak one jej. A potem na jej ustach pojawił się drwiący uśmieszek.
– Hybrydki – zażartowała, bawiąc się swoim paralizatorem. – A ja myślałam, że ułatwicie nam robotę i w końcu powybijacie się nawzajem.
Hayley i Kayle zerknęły na Dereka i rzuciły mu znaczące spojrzenie. Zaproś nas. Zaproś nas, zanim będzie za późno.
– Jeszcze słowo, a skończysz z porozrywanym gardłem – zawarczała Deliah. Kate zaśmiała się radośnie.
– A co z twoimi przyjaciółeczkami? Boją się mnie?
Derek w końcu usłyszał w głowie jakoś dziwnie znajomy głos. Zaproś nas do środka, idioto. Faith? Faith wkroczyła do akcji, wtrącając się w myśli wilkołaka. Nareszcie. Derek, choć cicho, grzecznie poprosił je o wejście, a one w wampirzym tempie stanęły obok przyjaciółki. Kate uniosła brwi i zacmokała kilka razy.
– No proszę. W końcu się zgrałyście, tak? Brawo. Jestem dumna z moich hybrydek – zerknęła na chłopaka pod jej stopami. – No dobra. Wpadłam tylko na chwilę, już się zbieram. Nie chcę kłopotów… póki co.
Kiedy przechodziła obok hybryd, Deliah i Kayle mogły łatwo wychwycić bicie jej serca, które waliło jak oszalałe. Kate może i wyglądała na nieustraszoną, ale w głębi duszy była tak samo przestraszona, jak cztery dziewczyny o supernaturalnych mocach.
Kiedy tylko zniknęła, pierwszą osobą, która pojawiła się przy Dereku, była oczywiście Hayley.
– Poważnie? – mruknęła Kayle, a jej siostra rzuciła jej obojętne spojrzenie.
– Pan ciasteczko znowu nie ma koszulki. Daj mi się tym nacieszyć – Moontrimmer uśmiechnęła się zadziornie, a Faith w kilka sekund znalazła ubranie dla chłopaka, i tyle było ze szczęścia biednej Hayley. Ale mniejsza z tym, no nie? – No. To znaczy, że to jej robota? – dziewczyna wskazała na zniszczony dom, w którym byli, a Derek pokiwał głową.
– Suka – podsumowała Faith krótko. W tym jednym słowie była cała nienawiść i złość, którą hybryda w sobie skrywała. – Nienawidzę blond suk.
– No wiesz ty co? – oburzyła się Kayle, a Faith prędko się poprawiła:
– Oprócz ciebie, skarbie.
– Dobra, Hale, jest sprawa – Deliah podeszła do nowego znajomego, i z grobową miną zaczęła swój monolog. – Jak już pewnie się orientujesz, dzisiaj w szkole jest wywiadówka. A ja nie mam prawnego opiekuna.
Przez chwilę panowała kompletna cisza. Deliah i Derek wpatrywali się w siebie intensywnie, jakby chcieli tymi spojrzeniami wywiercić w sobie dziury. Aż w końcu Hale nie wytrzymał i wybuchnął panicznym śmiechem, na który Deliah zareagowała w typowy dla siebie sposób: zamknęła oczy, zacisnęła szczękę.
Piąte: nie zabijaj. Piąte przykazanie, Deliah. Klaus nauczył cię, że trzeba go przestrzegać.
– Albo się zamkniesz, albo stracisz przyrodzenie – wymamrotała, a Hayley i Faith uniosły brwi. Zabolałoby. Derek powoli się uspokajał, aż w końcu był w stanie zacząć mówić.
– Boże, dawno się tak nie śmiałem – przyznał. – Kogo mam niby udawać? Twojego ojca?
– Starszego brata, debilu.
– A co ja będę z tego miał?
– …zatrzymasz przyrodzenie.
– …dobra, przekonałaś mnie.
Pakt z diabłem został zawarty.

Kto się waha, ten przegrywa. Nie możemy udawać, że nas nie uprzedzono. Wszyscy słyszeliśmy przysłowia, cytaty filozofów, dziadków ostrzegających nas, żebyśmy nie trwonili czasu, tych cholernych poetów wzywających, by chwytać dzień. A jednak czasem musimy przeżyć to sami. Musimy popełniać własne błędy. Musimy sami się na nich uczyć. Wiedza jest lepsza niż domysły, że przebudzenie jest lepsze niż sen i że nawet największe niepowodzenie, nawet najgorszy, najbardziej nieodwracalny błąd jest sto razy lepszy niż niepodjęcie próby.
______________________________
Powiedzmy sobie szczerze. To był cholernie długi okres oczekiwania. I jest nam przykro, naprawdę. Ale trudno jest nam wyjaśnić, dlaczego to wszystko tyle trwało. Była szkoła, potem znowu szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. Wszystkie miałyśmy z tym urwanie głowy. W końcu wyszło na to, że wszystko zeszło na dalszy plan - bo Deliah i Kayle mają życia, a Hayley ma dwa inne blogi, i tak samo Faith, bo ona też ma dwa inne blogi.
Smutna historia, ale wracamy. A przynajmniej spróbujemy. Ten rozdział powstał w jeden dzień. JEDEN. PIEPRZONY. DZIEŃ. I jesteśmy z siebie dumne, ok? I płaczemy ze szczęścia, że nareszcie udało nam się napisać coś nowego!
xoxo, F&H.

4 komentarze:

  1. Jezu, jak ja się cieszę!!! Boże te teksty są boskie, uwielbiam je. Normalnie morda cały czas mi się szczerzy :D Biedny Stiles :D Co on się na cierpi :( Mam nadzieję, że szybko napiszecie kolejny rozdział, bo inaczej umrę! Serio, tak brakowało mi waszego opowiadania.
    Pozdrawiam życzę weny i pomysłów, oraz jeśli jeszcze nie wiecie to nominowałam was do Liebster Blog Award.
    http://sistersofwolfs.blogspot.com/2014/07/liebster-blog-award_21.html
    Julia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. F&H: To my się cieszymy, że ktoś nadal czyta naszą historię. Jako nieśmiertelne istoty pragniemy gorąco Ci podziękować. Trochę nam zajęło przelanie tych wspomnień na ekran komputera, a ciągle potyczki z naszymi wrogami wcale nam tego nie ułatwiały. Co do następnego odcinka to mamy już napisane kilka pierwszych scen i planujemy go opublikować jak najprędzej. Mamy nadzieję, że zrozumiesz jak trudno jest nam przywoływać te wspomnienia. Teraz jesteś jedną z nas. Xoxo, Hayley & Faith.

      Usuń
  2. Nareszcie doczekałam się rozdziału! Biedny Stiles :) Genialne teskty :D
    Czekam na kolejny.

    Zapraszam do siebie na blog.
    Pozdrawiam Angelus Fortis

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne hehe :) Ale się naśmiałam xd Wgl te auta ! Jej i wjazd na parking w szkole xd A ta lekcja, gdy dziewczyny skumały się, że nie są jeszcze zapisane xDDDD Genialne :) Wgl teksty mnie zabiły :p A info z tą wywiadówką też było mocne . Deliah widać był bardzo zdesperowana, by poprosić, a właściwie nakazać Derekowi by poszedł na jej wywiadówkę :D
    Wasze opowiadanie robi się coraz ciekawsze :p Jak będę miała znów czas to wpadnę ! :D
    A póki co : Do ugryzienia ! ;*
    Zapraszam na naszego bloga :) Również pozostawcie u nas ślad w kształcie komentarza :)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń

Theme by Luna