♣
Kiedy reflektory Land Rovera rozświetliły drogę podjazdu
przed domem hybryd, Faith i Hayley natychmiast wybiegły przed posiadłość, aby
przywitać swoje przyjaciółki. Liczyły na to, że byłej żonie Draculi i córce
Klausa udało się schwytać potwora i już nie będą musiały się z nim męczyć.
Ha, bardzo zabawne.
Deliah i Kayle wysiadły z auta, a Faith rozłożyła ręce i
wzniosła je ku niebu, piszcząc. Hayley zakryła uszy, krzywiąc się.
– Co do cholery zrobiłyście z naszym samochodem?! – Faith była wściekła. Deliah rzuciła jej
kluczyki, które Maiden złapała w powietrzu i ścisnęła w dłoni tak mocno, że aż
knykcie jej posiniały. – Pytałam o coś! – Kayle zatarła ręce, odrobinę
obawiając się reakcji przyjaciółki. Faith odetchnęła głęboko; wydawało się, że
liczy od dziesięciu w dół. – Dobra. Wybaczam wam. Tylko błagam, powiedzcie mi,
że złapałyście to demoniczne coś.
Deliah zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Robiło się coraz
gorzej.
– No widzisz… kiedy już go złapałyśmy nasz pasażer na gapę
sprawił, że nam zwiał. – przegryzła wargę i ścisnęła mocno pięść. Hayley
zmarszczyła czoło, ukradkiem spoglądając na Faith, która gotowała się w środku.
– Co. – z ledwością wyrzuciła z siebie Hayley, nie do końca
rozumiejąc, co miała na myśli. – Pasażer na gapę? – jęknęła. Deliah wzięła
głęboki wdech, próbując zachować stoicki spokój. Kayle zaśmiała się tylko pod
nosem na wspomnienie jej małego przyjaciela.
– Zamorduję cię. – zza Kayle wyskoczył Shiro. Z
premedytacją biegł w kierunku Hayley, doskonale wiedząc, co zamierza zrobić. –
Zabójca! – Hayley odskoczyła na bok z przerażonymi oczami. Ten kocur jest niezniszczalny, przeszło jej przez myśl, kiedy
uczepił się jej spodni i nie chciał puścić.
– Nawet nie chcecie wiedzieć, jakie myśli błądzą teraz w
jego głowie. – Faith otworzyła szeroko
oczy, przyglądając się całej sytuacji. Mogłaby przecież przysiąc, że Klaus miał
zakopać tego kota zaraz po ich wyjeździe.
– Kayle! – Hayley jęknęła, machając nogą… po chwili Shiro
opadł na ziemię. – Zrób coś ze swoim kotem albo przyrzekam, że tym razem zabiję
go na dobre. – rzuciła, wyraźnie zdenerwowana. Kayle bez chwili zastanowienia
podeszła do swojego pupila, biorąc go na ręce. Jego wyrywanie, drapanie i
wszelkie inne reakcje nie robiły na niej jakiegokolwiek wrażenia. Próbując nie wybuchnąć śmiechem zaniosła go
do swojego pokoju. Shiro nie chciał jednak tak łatwo się poddać, kiedy drapanie
i rozwalanie rzeczy w jej pokoju nie pomogło, zaczął wykrzykiwać słowa
nieprzechodzące przez cenzurę pod adresem jednej z hybryd.
– Dobrze. – chrząknęła Faith, krzyżując ręce na piersi. –
Czy ktoś jest w stanie wyjaśnić mi, czemu ten kot gada, i to bardzo, bardzo
treściwie? – spytała niepewnie, nie wiedząc, czy tak naprawdę chce poznać
prawdę. Deliah zmrużyła oczy, próbując zebrać myśli.
– To naprawdę długa historia. – zaczęła Kayle. – Czary,
Hayley…
– Hayley? – spytała energicznie Maiden. – Więcej mi nie
potrzeba. – pokręciła głową. – Nie. Wiecie co, naprawdę więcej mi nie potrzeba.
– A co z naszym małym demonem? – zapytała Hayley, nadal
wychodząc z traumy, której doznała po spotkaniu z czarnym kotem. Kayle
wzruszyła ramionami.
– Teraz wy się z nim użerajcie – uznała Mikaelson, wchodząc
do domu. Faith i Hayley spojrzały po sobie, cmokając. – Poważnie! Ostatni raz
widziałyśmy go przy takim starym, spalonym domku, który według Deliah
śmierdział wilkołakiem, więc śmiem podejrzewać, że Sammy upodobał sobie to
miejsce na nowy piekielny dołek.
– Świetnie – mruknęła Faith. Kiedy Hayley podeszła do drzwi
od strony kierowcy, Maiden podbiegła do niej włączając wampirzą prędkość i
złapała ją za rękę. – Ah, ah. Nie. Siadaj tam. Tym razem ja prowadzę. Jak
ostatnio ty siedziałaś za kółkiem, to prawdopodobnie potrąciłaś człowieka. –
Kiedy Hayley przekręciła teatralnie oczami, Faith zastanowiła się przez chwilę.
– W sumie masz już trochę tych morderstw na koncie… człowiek na drodze, do tego
niepełnosprawny, bo najpewniej z astmą; kot Kayle… czy papużka Sofie też była
twoją inicjatywą?
– Darła się za głośno, okay? – Hayley otoczyła samochód i
złapała za klamkę. – Poza tym, miałam pokój zaraz obok Kayle i uwierz mi, po
dwóch dniach, miałabyś sama dosyć.
Faith zaśmiała się cicho i wsiadła do auta. Kiedy trzasnęła
swoimi drzwiami, szyba w nich pękła. U Hayley stało się to samo. Obydwie
zamknęły oczy, zacisnęły szczęki i zmarszczyły czoła. Faith wbiła paznokcie w
kierownicę, zdenerwowana.
– Zabijesz je, prawda? – zapytała Hayley. Jej przyjaciółka
mruknęła coś w odpowiedzi, więc Moontrimmer sama sobie odpowiedziała. – Zaraz
po tym, jak zabijemy Sammiego.
Silnik odpalił i samochód ruszył z podjazdu.
♣
♣
– Czyli, że… na co czekamy? – Faith otoczyła się szczelniej
kurtką, bo noc była dość chłodna. Do tego zaczynał padać deszcz. A one nie
miały okien w drzwiach. I chociaż były wampirami, to zdecydowanie wolały
siedzieć w cieplutkich miejscach, gdzie zimno nie zaglądało im w oczy. – I
dlaczego niby przyjechałyśmy tutaj?
– Bo tutaj doprowadził nas nadajnik! – Hayley zaczęła
machać odbiornikiem przed twarzą swojej przyjaciółki. Faith uniosła ręce w
geście kapitulacji i wskazała głową na zgliszcza dużego domu pomiędzy drzewami.
Wyglądał na niezamieszkany i łatwo można było się domyślić, że nikt w nim nie był
od lat. Godzinę wcześniej grzecznie zastawiły pułapki na około niego. I
czekały, aż Sammy się namyśli i z niego wyjdzie, bo jak na złość, okazało się,
że ktoś jednak… żyje w tej zniszczonej ruderze. – Chrystusie, to Kalifornia,
tutaj miało być ciepło…
– Bóg nie jest nam ostatnio przychylny – prychnęła Faith. –
Ale poproś Zeusa. Greccy bogowie mają to do siebie, że zwykle słuchają.
Hayley przewróciła teatralnie oczami. Oho, na pewno,
jeszcze tylko tego jej brakowało – wykładów z greckiej mitologii…
Obydwie, i ona, I Faith, opadły niżej na swoich
siedzeniach, widząc czarne Camaro podjeżdżające pod dom. Uniosły brwi,
zaskoczone, bo wysiadł z niego umięśniony, przystojny i gorący facet, w którym
od razu rozpoznały tego, którego widziały w lesie ostatnimi czasy.
– Ale będzie miał niespodziankę… – wymamrotała sama do
siebie Moontrimmer.
♣
Derek Hale nie był nigdy osobą, która martwiła się jutrem.
W końcu mógł zginąć w każdej chwili. Dlatego zwykle nie planował niczego
wielkiego na dzień kolejny – tak było i tym razem. Ale kiedy zobaczył swój (i
tak już przecież zniszczony) dom w jeszcze gorszym stanie, niż przed wyjazdem,
aż złapał się za głowę.
– Co do cholery? – szepnął, załamany. Podbiegł do drzwi i
już na progu powitał go zapach innego wilkołaka, a także czegoś, co znał aż
nazbyt dobrze. Wampir. I to nie byle jaki. Musiał być jakiś silny, bo zapach
był bardzo specyficzny. – No nie, co do cholery? – słysząc przeraźliwy ryk,
Derek natychmiast odwrócił się w stronę schodów i aż zamarł w połowie kroku.
Oczy wyszły mu z orbit. Co to miało być?
Tam, na szczycie schodów, stał ogromny potwór. Jego długi
język sięgał praktycznie do ziemi, kiedy stał na czterech z sześciu łap,
unosząc te dwie przednie do góry. Jednym susem pokonał dystans ich dzielący, i
Derek miał jedynie czas, aby jęknąć z załamaniem:
– Jezu, co do cholery?
♣
Z domu, przez główne drzwi, wypadł ten sam mężczyzna, który
wszedł głównym wejściem. Hayley otworzyła opakowanie żelek i zaoferowała je
przyjaciółce, która po chwili wahania złapała ich cała garść i zaczęła
pochłaniać, oglądając przedstawienie.
Chłopak siłował się z potworem i nieźle mu szło, więc
obydwie założyły, że musi mieć w sobie coś supernaturalnego. Kiedy się
przemienił, były już tego całkowicie pewne – wilkołak. Dobrze wiedzieć, że
Beacon Hills dysponowało nie tylko pokładem gorących, nagich chłopaków, ale
także nadnaturalnych istot, takich jak cztery hybrydy.
– Nie pomożemy mu? – zapytała Faith, siorbiąc colę przez
słomkę. Nie miała pojęcia, gdzie Hayley trzyma te wszystkie słodycze, ale
czasami to okazywało się przydatne. Moontrimmer machnęła wymijająco ręką.
– Mam zamiar poczekać do momentu, w którym Sammy zerwie mu
koszulkę.
– Hayley! Do tego czasu to on się wykrwawi!
– Ej, dobrze sobie radzi! Poza tym, do pierwszej krwi się
nie reaguje!
– …Hayley – Faith położyła dłoń na ramieniu swojej
przyjaciółki i wskazała na dzielnie walczącego z demonem chłopaka. – Bo mu
zniszczy bicepsy.
Warga Hayley drgała jeszcze, zanim Hybryda wyskoczyła z
samochodu i prostym zaklęciem odrzuciła Sammaela na bezpieczną odległość. Faith
pobiegła za nim, aby sprawdzić, czy udało im się go złapać, za to Moontrimmer
ukucnęła obok nieznanego im wilkołaka.
– No cześć – uśmiechnęła się zalotnie. – Nie było nas tu.
Hipnoza podziałała niemal natychmiast. Kobieta mrugnęła
jeszcze do niego na pożegnanie, słysząc, że Faith postrzeliła Sammiego ich
specjalną mieszanką na demony i już, już wrzuca go do bagażnika. Hayley
"włączyła" wampirzą prędkość, wsiadła do samochodu i już po chwili
Land Rover odjechał, zostawiając po sobie tylko ślady opon i pozostałości
zielonej krwi bękarta piekieł.
Jedyne, co przychodziło Derekowi do głowy, kiedy po raz
kolejny wszedł do domu, cały we krwi, to kilka prostych słów:
– Co do jasnej cholery?
♣
Faith zamknęła bagażnik samochodu, ciągnąc za sobą cielsko
Sammaela, podczas gdy Hayley strzeliła do niego jeszcze raz, aby upewnić się,
że tym razem zwierzak nie ucieknie. Demon zawył głośno, a hybrydy skrzywiły się
z niesmakiem. Na powitanie wybiegły im Kayle i Deliah, które zapewne zdążyły
już rozgościć się w domu.
– Że co… że już? – Kayle nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
– My jeździłyśmy za nim przez tyle godzin… a wy wróciłyście po – zerknęła na
zegarek na nadgarstku. – dwóch godzinach? Jak to jest możliwe? Hayley!
– Dlaczego czepiasz się mnie!? – Moontrimmer zaczęła dziko
wymachiwać rękami. – Powinnaś się cieszyć! Przy okazji, chcę tu zostać dłużej.
Jest tu taki przystojny wilkołaczek, i…
– O nie – Kayle zaśmiała się pobłażliwie, grożąc siostrze
wskazującym palcem. – Co to, to nie! Ojciec by cię zabił! O nie, jeżeli kręci
się tu paczka wilkołaków, a za nimi biega zgraja łowców, to wiecie co? My
obieramy przeciwny kierunek!
– Dramatyzujesz – sapnęła Faith, przechodząc obok kłócących
się sióstr, po czym przeciągnęła krwawiące cielsko Sammaela przez próg domu.
– JA dramatyzuję? – Kayle prychnęła za pogardą. – Ja nie
dramatyzuję. Wcale. Ja stwierdzam fakt… nie jesteśmy jeszcze na tyle zgrane, aby
stawić im czoła. No, spójrzcie! Deliah nadal woła mnie po nazwisku!
– Zamknij się, Mikaelson! – dobiegł ich z domu krzyk
Deliah. Faith zaśmiała się wesoło, a Kayle wzniosła ręce ku niebu, zwracając
się do Hayley:
– Widzisz?
– Dlatego powinnyśmy na jakiś czas zostać w jednym, stałym
miejscu – zaczęła spokojnie Moontrimmer. – Wytrzymujemy ze sobą nawzajem od
ponad 70 lat, a znamy się jeszcze dłużej. Musimy w końcu się… no wiesz.
Zaprzyjaźnić. Więcej nas nie ma i zapewnie nie będzie; a już na pewno nie będzie
hybryd połączonych takim zaklęciem.
– Cholera to wie – Faith wychyliła głowę zza drzwi
wejściowych. – Znacie Klausa. Bez urazy, Kayle.
– Nie, nie, ja się z tym zgodzę!
– Czy możemy skończyć rozprawiać o naszym życiu prywatnym i
co powinnyśmy z nim zrobić? – Deliah zatrzymała się na progu, opierając się o
framugę drzwi z rękami splecionymi na piersi. – Trzeba się pozbyć tego pomiota
szatana. A ja chyba nawet znalazłam na to sposób.
Wszystkie kobiety ruszyły za Deliah, która zaprowadziła je
do salonu i podniosła ze stołu wielką, starą księgę, z której musiała strzepnąć
resztki kurzu. Kayle i Hayley zakasłały, a Faith kichnęła głośno.
– Zdaniem naszego kochanego bestiariusza, jedynym sposobem
na pozbycie się Sammaela jest skropienie jego ciała łzą niewinnej istoty –
Deliah przekręciła oczami, zirytowana. – A jaka jest najbardziej niewinna
istota? Nowonarodzona. Znajdźcie mi łzy dziecka.
– E, nie będę szlajać się po szpitalu, nie ma takiej opcji
– pokręciła głową Faith.
– Nie porwiemy dzieciaka. Miałyśmy układ. Zasada pierwsza:
nigdy nie krzywdzimy niewinnych – Hayley uniosła ręce w górę i zrobiła krok w
tył, wycofując się z gry. – Kayle, dzwoń do ojca. Na pewno ma coś na zbyciu.
– To już drugi raz jak do niego dzwonię w ciągu ostatnich
dni – Kayle zajęczała żałośnie. Wcale nie miała zamiaru prosić ojca o kolejną
przysługę. Hayley westchnęła z politowaniem. – Ty zadzwoń do swojego ojca.
– Błagam cię – brunetka prychnęła śmiechem. – Jak Elijah
dowie się, gdzie jesteśmy, to już się od niego nie uwolnimy. Pamiętacie
Japonię? Nie chcę powtórki z tej akcji. Potem śledził nas aż do Watykanu.
– Cóż, ale my jesteśmy zbyt leniwe, aby cokolwiek z tym
zrobić, więc zadzwonimy do Elijah, zostawimy mu Sammaela, aby się z nim
rozprawił… wcześniej oczywiście dając mu instrukcje, jak… a same wybierzemy się
do tego miłego klubu, o którym wspominała nam Kayle – Deliah przedstawiła im
krótko swój plan, po czym rzuciła bestiariusz na stół. Poniósł się gęsty kłębek
kurzu, a ona skrzywiła się lekko. – Zróbmy wydanie internetowe tego szajsu.
– Albo przynajmniej komputerowe – Faith zmierzyła ją
morderczym spojrzeniem. – Chyba nie chcesz, żeby ludzie dowiedzieli się o
istnieniu istot, za które przebierają się na Halloween?
– Na przykład co? Wilkołak? Wampir? Kanima? Diabeł? Wróć,
to ostanie… w sumie, gdyby wiedzieli, że to naprawdę istnieje, może mogliby
sami się bronić.
Trzy hybrydy uniosły brwi, mierząc Deliah spojrzeniem,
które mówiło wprost: "mówisz serio?". Deliah wzruszyła ramionami,
podczas gdy Hayley wyjęła telefon komórkowy z kieszeni spodni i psychicznie
przygotowywała się na rozmowę ze swoim – tak zwanym – ojcem. W końcu wybrała
jego numer i czekała na odpowiedź.
– Tato! – zaczęła nazbyt entuzjastycznie, kiedy Elijah
wreszcie odebrał. – Słuchaj, jest sprawa. Łap zapasy Klausa… potrzeba nam łez
dziecka. A potem przyjedź do Beacon Hills. Takie małe miasteczko...
– To chyba niedaleko od Mystic Falls? – Elijah wydawał się
być kompletnie nie wzruszony faktem, iż rozmawia ze swoją córką po raz pierwszy
od kilku miesięcy. Hayley pokiwała głową, ale natychmiast przypomniała sobie,
że ojciec jej przecież nie widzi, więc wyrzuciła z siebie:
– No.
– Dobra. Co na mnie czeka?
– Demon z piekła rodem.
– O,
złapałyście Sammaela?
– …można tak powiedzieć. Słuchaj, żeby go zabić, trzeba go,
że tak to ujmę, skropić łzami niewiniątka. Poradzisz sobie, prawda? Tak, jasne,
że sobie poradzisz, znajdziesz nasz dom w lesie, daleko od głównej drogi,
świeżo po remoncie, no to pa – zanim Elijah zdążył zaprotestować, Hayley
zakończyła połączenie. Faith wzniosła ręce ku niebu, a Kayle pokręciła z
politowaniem głową.
– Czasami się zastanawiam, dlaczego cię przygarnął –
przyznała z poirytowaniem Deliah. Moontrimmer puściła przyjaciółce oczko,
uśmiechając się zadziornie.
– No wiesz. Ma się to coś.
♣
Cztery kobiety wysiadły z niebieskiego Forda, który
zatrzymał się pod barem Beacon Grill. Nie było trudno zdobyć samochód – czekały
grzecznie aż na drodze napatoczy się im jakieś wehikuł, potem
"grzecznie" pogadały z właścicielem (czyli go zahipnotyzowały, nie
łudźmy się, to hybrydy, ale przynajmniej zastosowały się do zasady pierwszej
swojego kodeksu i go nie skrzywdziły) i ruszyły na miły wieczorek do baru.
– Ostatnie dni były szkołą przetrwania – zaczęła Faith,
zamykając drzwi od strony kierowcy. Nikt nie miał zamiaru dopuścić Hayley do
prowadzenia jakiegokolwiek samochodu w najbliższym czasie. –Oczekuję wakacji.
– W tej dziurze? – prychnęła z niedowierzeniem Deliah.
Kayle pokiwała głową powoli, jakby się nad czymś zastanawiała.
– Wiesz, w sumie to ma sens – odezwała się Mikaelson, i
natychmiast odwróciła wzrok, napotykając mordercze spojrzenie Deliah. – No
wiecie… w takiej "dziurze" nikt nie będzie nas szukał.
– Ona ma rację – poparła siostrę Hayley. – Dobra. Idziemy
się czegoś napić? Mamy z głowy tego demona z piekła rodem, skoro Elijah się nim
zajmie. Możemy grzecznie spędzić ten wieczór w otoczeniu innych ludzi i
dowiedzieć się czegoś o tym mieście, huh?
Faith wzruszyła wymijająco ramionami i podążyła za
przyjaciółką. Po chwili wszystkie cztery weszły do baru Beacon Grill. Pomimo
wrażenia małego miejsca, jakie sprawiał z zewnątrz, okazał się być dość dużym
lokalem – w całej sali rozstawiono okrągłe stoliki, na których świeciły małe
lampeczki. Bar stał po lewej stronie od wejścia, a przy nim pracował młody
barman o ślicznych, niebieskich oczach (a przynajmniej to u niego zauważyła
Kayle). W środku było dość tłoczno, ale bar o dziwo pozostał opustoszały, więc
to w tamtą stronę hybrydy skierowały się najpierw.
Kilka par poruszało się na parkiecie w rytm A Punk – tutaj Deliah
przyznała, że miejscowa kapela nieźle sobie radzi z graniem utworów Vampire
Weekend – kiedy kobiety usiadły przy barze i zamówiły drinki dla każdej.
– Ciężki dzień? – zagadnął grzecznie barman, na którego
plakietce Faith dostrzegła imię. Matt. Słodkie imię. Hayley machnęła ręką, jakby chciała odpędzić
natrętną muchę.
– Nie chcesz wiedzieć – sapnęła, zmęczona, i upiła łyka
drinka. Matt zaśmiał się cicho.
– Zdziwiłabyś się, jakich historii słucham na co dzień –
pokręcił głową z politowaniem, nachylając się bliżej kobiet. – No. Nie
wstydźcie się. Jestem Matt Donovan.
– Albo Matty niebieskie oczka. – rzuciła od niechcenia
Kayle. Deliah zdzieliła ją po głowie, ale Mikaelson tylko zaśmiała się cicho
razem z Mattem. – Oj, Matty. Ciężka noc, dzień, tydzień, albo i miesiąc –
ominęła słowo dekada i tysiąclecie, bo wystraszyłaby biedaka. – Nie wiem, czy
chcesz tego słuchać.
– Nie macie nic do stracenia – Matt rozłożył ręce, oferując
im całego siebie. Wydawał się miłym gościem, więc Kayle nachyliła się bliżej,
zanim jej siostra zdążyła otworzyć usta, i patrząc mu prosto w oczy, szepnęła:
– Nie
krzycz.
– No więc – Hayley odstawiła drinka i zaczęła ich opowieść.
– Zaczęło się od tego, że w Nowym Orleanie jakiś idiota zbił posąg pewnego
świętego, w którym, jak się okazało, zamknięty był Sammael, demon z piekła
rodem.
– Uganiałyśmy się za tym gównem od Nowego Orleanu aż po Los
Angeles, aż w końcu proszę, trafiłyśmy tutaj – kontynuowała Faith. – No i jak w
końcu złapałyśmy drania, to teraz postanowiłyśmy sobie odpocząć.
Przez chwilę Matt mierzył je takim spojrzeniem, jakby uważał
je za kompletne wariatki. Potem chyba zrozumiał, że mówią serio, i zaskoczenie
zostało zastąpione przez strach. Dziewczyny za to szczerzyły się do niego jak
idiotki, i jakaś dziwna siła sprawiła, że Matt dojrzał w nich coś jeszcze.
– Jesteście przerażone – stwierdził. Kolejne kilka minut
wszyscy siedzieli pogrążeni w ciszy. Może dlatego, że Matt trafił w dziesiątkę.
Może dlatego, że żadna z nich nie miała zamiaru przyznać mu racji. – Udajecie
super odważne, kryjecie to wszystko pod maskami złych kobiet, ale tak naprawdę
jesteście tylko grupką małych, przerażonych dziewczynek.
– Zamknij się – warknęła Deliah, ale Faith w porę położyła
dłoń na jej ramieniu.
– Czym wy w ogóle jesteście, skoro uganiałyście się za
demonem? – Matt zadawał swoje mądre pytania, podczas gdy Hayley i Kayle nadal
próbowały jakoś przełknąć fakt, iż tak szybko je rozgryzł.
– Hybrydy – szepnęła Faith słabym głosem. Nadal nie mogła
uwierzyć w to, że ktoś tak prymitywny jak chłopak za barem rozpracował je w
mniej niż dziesięć minut. Albo mu się poszczęściło… albo był naprawdę sprytny i
mógł im pomóc. – Słuchaj, Matt, nie krzywdzimy cię. Ani nie zahipnotyzujemy,
jeżeli obiecujesz nam, że nikomu o nas nie wspomnisz.
– Właśnie spotkałem cztery dziewczyny, które uważają, że są
mitycznymi potworami, które oglądam w "Zmierzchu" albo na Halloween.
Ludzie uznaliby mnie za świra, gdybym się na ten temat odezwał – Matt chyba
naprawdę mówił poważnie, bo nie wyglądał już na przerażonego. Czy to naprawdę
się działo? Czy naprawdę spotkały człowieka, który był tak dobry, że chciał im
po prostu pomóc, chciał być ich przyjacielem, nie zwracając uwagi na to, że
były… potworami? – To miasto od zawsze było dziwne – zaczął Matt, zupełnie tak,
jakby czytał im w myślach. W końcu to właśnie dlatego tam przyszły, żeby
dowiedzieć się czegoś o Beacon Hills. – Ludzie umierają tutaj bez powodu, ale
za to niezwykle często. Miejscowy szeryf sobie z tym wszystkim nie radzi. To
miasto… potrzebuje kogoś, kto by go bronił.
– Nie zabawimy długo, my tylko-
– Uciekacie – przerwał Hayley Matt. Dziewczyna otworzyła
oczy i usta w niemym zaskoczeniu. Skąd on to wszystko wiedział? Miały to wypisane na twarzy? –
Jesteście przerażone i uciekacie. Nie wiem, przed czym, ale to coś musi być
naprawdę okropne. Zabawicie tu dłużej, zaufajcie mi.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Bo też uciekałem – zaśmiał się pobłażliwie Donovan. –
Uciekałem przed ojczymem. I trafiłem tutaj. Mówiłem: "nie zabawię długo,
tylko kilka tygodni"… jestem tu od dwóch lat. I wiem co nieco o tym
mieście…
Przez kolejne kilka godzin, hybrydy opowiadały swojemu
nowemu znajomemu całą historię swojego życia. Począwszy od połączenia
zaklęciem, poprzez ich wyprawy przez Europę, do Japonii aż po powrót do Nowego
Orleanu. Słuchał ich, choć w niektórych momentach prosił o powtórzenie, bo nie
wszystko rozumiał. Same nie wiedziały, skąd wzięło się to nagłe zaufanie do
niego, ale postanowiły zrobić z niego swoje oczy i uszy, jeżeli miałyby zostać
w tym mieście na dłużej.
– Czyli Elijah, twój ojciec – Matt wskazał na Hayley, kiedy
rozmowa zeszła na życie w Beacon Hills. – Jest teraz w miasteczku i morduje
Sammaela?
– Mniej więcej – Hayley pokiwała głową.
– Zazwyczaj wyjeżdżałyście zaraz po skończonej robocie… –
zamyślił się Matt. – Elijah będzie podejrzewał, że wyjechałyście w dalszą
podróż. Moim zdaniem nic nie stoi wam na przeszkodzie, aby zostać.
– I co miałybyśmy robić? – Deliah prychnęła z politowaniem.
Nie pałała do Matta taką samą przyjaźnią, jaką zaskarbił sobie wśród jej
przyjaciółek. Ale Deliah taka właśnie była. Na jej zaufanie trzeba było sobie
porządnie zasłużyć. – Siedzieć w domu i czekać, aż Łowcy nas znajdą?
– Chodzić
do szkoły.
Kayle
opluła się drinkiem. Hayley poklepała ją po plecach, a Faith uniosła
brwi.
– Do
szkoły?
– Beacon
Hills High funkcjonuje od 1941. Można powiedzieć, że ma prawie tyle lat,
co wasza znajomość… dlaczego nie? Ludzie uznaliby was za zwykłe, niewinne
uczennice. Mogłybyście znać wszystkich i nie wzbudzać podejrzeń. Skoro, jak
uważacie, roi się tu od Łowców i wilkołaków, to może warto spróbować.
– Ej, Matty niebieskie oczka, wiesz ty co? – Hayley
uśmiechnęła się słodko. – Masz ty łeb. Dziewczyny, moim zdaniem to jest dobry
pomysł.
– Hayley, ty oszalałaś – Deliah przekręciła teatralnie
oczami, poirytowana. Faith zmarszczyła czoło, ogryzając paznokieć z kciuka.
– Nie, nie, Deliah, słuchaj, oni mają rację, to ma sens –
wymamrotała. – Zaufaj nam.
Na dźwięk słowa "zaufanie", Deliah zmierzyła ich
wszystkich zaskoczonym spojrzeniem. Poznały Matta jakieś kilka godzin temu.
Dlaczego miałyby mu zaufać? Bo ma ładne oczy? Skąd pewność, że on sam nie jest Łowcą?... a
potem spojrzała na dziewczyny. Znała je już trochę, wiedziała o nich
wiele. Wyczekujący wzrok Faith, roześmiana Hayley, rozmawiająca o czymś z
Mattem, Kayle słuchająca ich wymiany zdań przy popijaniu swojego – trzeciego już
z kolei – drinka... tak. Matt może i był nowy.
Ale zbyt wiele przeżyła z tymi kobietami, aby im nie
zaufać.
– Dobra – wyjęczała w końcu, niezbyt zadowolona. – Niech
wam będzie. Spróbujemy.
– Jeszcze jedno, Matt. – Kayle machnęła palcem, aby chłopak
się do niej zbliżył. – Wiesz coś może o facecie, który mieszka w starym,
spalonym domu w środku rezerwatu Beacon Hills?
– Mieszka? – Matt zmarszczył czoło, zaskoczony. – To dom
rodziny Hale. Słyszałem, że kilka lat temu w tym domu spłonęła prawie cała
rodzina. Matka, ojciec… przeżył syn, dwie córki i ich wujek. W sumie nikt o nim
od dawna nie słyszał. Ale wrócił ten najstarszy syn, Derek.
– Wysoki?
Czarne włosy? Skórzana kurtka, jeździ czarnym Camaro? – opisała go
krótko Faith. Matt pokiwał
głową, a Kayle zastanowiła się nad czymś.
– Jesteś pewna, że to było czarne Camaro? – zwróciła się do
Faith, więc po chwili i ona, i Hayley pokiwały głowami. – I widziałyście jak on
z niego wysiada przed domem?
– No tak – przyznała Hayley, wzruszając ramionami.
– Deliah, czy myśmy nie wpadły na czarne Camaro?
– Ta, prawie spowodowałyśmy wypadek – zgodziła się z Kayle
Deliah. – Mało brakowało, a uczestnikiem karambolu byłby jeszcze niebieskie
Jeep.
Matt zaśmiał się cicho. Wszystkie kobiety natychmiast na
niego spojrzały, oczekując wyjaśnień. Mężczyzna wyprostował się i splótł ręce
na piersi.
– Niebieski Jeep może należeć tylko do jednej osoby. Syna
Szeryfa. Szeryf Stilinski ma tylko jednego syna, i ten syn nazywa się Stiles.
Chodzi do liceum, do którego będziecie uczęszczać. A, jeżeli tak, jak sądzicie,
Derek Hale ma czarne Camaro, jest wilkołakiem i jechał za niebieskim Jeepem… to
możemy śmiało stwierdzić, że Stiles Stilinski jest w to wszystko zamieszany.
– Poznałyśmy już miejscowego Szeryfa – wspomniała Deliah. –
Wydawał się miłym człowiekiem.
– Dereka też już znamy – odezwała się Faith. – Biedny,
skołowany człowiek. Nieźle go wrobiłyśmy.
– Drogie panie – Matt schylił się, jakby kłaniał się przed
swoimi nowymi przyjaciółkami. – Witamy w Beacon Hills, zwanym także szkołą
przetrwania.
♣
Według słownika,
zaufanie to "przekonanie, że druga strona jest uczciwa wobec nas w swoich
zamiarach i działaniach". Zaufanie to coś więcej – zaufanie to uczciwość,
zaufanie to pewna więź, która łączy ludzi. Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć – nie można nim kogoś za darmo
obdarzyć… ale czasami zaufanie po prostu się pojawia, zupełnie tak, jakby
zawsze tam było, tylko myśmy go nie zauważali.
Zaufanie to dziwna
rzecz. I przychodzi do nas w najmniej oczekiwanym momencie.
To jest jak narkotyk! Czekam na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńWspaniały, długi rozdział :DD Taki to się czyta:) Czekamna next!! <33
OdpowiedzUsuńObserwuję :3
http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/2014/03/9-rozdzia-wszystko-ma-swoj-poczatek-tak.html
Witam :) Zaglądnęłam tu , bo wstawiłaś link do swojego bloga u mnie na blogu. Zaciekawiły mnie postacie , bo parę z nich podałaś razem z linkiem. Przeczytałam 3 rozdział i muszę powiedzieć,że bardzo fajnie napisane.Ciekawe i dobrym stylem.Chyba skuszę się na więcej, a najpierw nadrobię 2 poprzednie rozdziały.
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do siebie na opowiadanie pt.: "Nieuniknione Przeznaczenie" . Bardzo podobna tematyka,bo: wilkołaki,wampiry,czarownice, więc powinno cię zainteresować.Będzie mi miło jak zostawisz po sobie ślad. Zapraszam : http://otherviki.blogspot.com/
Dziękuje iż zaglądnęłaś na mój dziwaczny nie którzy mówią nienormalny blog wszak lepiej piszesz od mnie .
OdpowiedzUsuńhttp://otchlan--namietnosci.blogspot.com/
Przeczytałam dziś wszystkie zakładki i obejrzałam wszystko co masz:D Bardzo fajny blog, bardzo sprawnie wszystko to połączyłaś, tak więc z dniem dzisiejszym pozyskałaś czytelnika:) Życzę weny i zastanawiam jak potoczą się paringi, jeśli je przewidujesz:)
OdpowiedzUsuńCudnie *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i chyba nie muszę pisać że się zakochałam...
Czekam na więcej, informuj na bieżąco!
No i zapraszam do siebie :)
Informuj mnie o nowych wpisach! Czekam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://kochajac-potwora.blogspot.com/
Te słowa końcowe są niesamowite i niesamowicie pasują do całości rozdziału ! :) Podoba mi się bardzo pomysł z chodzeniem do szkoły :) Ciekawe, jakie przygody tam napotkają ;p Czy Elijah zabił już potwora i nie zauważając dziewczyn powrócił do domu ? No i kim jest Matt ? Czy tylko śmiertelnikiem ? Czy warto mu zaufać ? Kurcze, przez Was mam tyle pytań ! Grrr . xd xd
OdpowiedzUsuńPodsumowując - wracam jutro i czytam dalej ! :)
Do ugryzienia ! ;*
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]