Ludzie sądzą, że
zaufanie można kupić, jeżeli naprawdę się do tego przyłożyć. Mylą się. Na
zaufanie trzeba sobie zasłużyć – nie można nim kogoś za darmo obdarzyć. Ten
ktoś musi na to naprawdę mocno zapracować. Najlepiej zaufanie objawia się w
stosunku do ludzi, z którymi przeżyliśmy coś traumatycznego, a oni pomimo to
nie opuścili naszego boku; byli przy nas w najczarniejszych momentach naszego
życia.
Zaufanie to dziwna
rzecz. I przychodzi do nas w najmniej oczekiwanym momencie.
♣
– Nie to, że mam złe przeczucia – zaczęła Hayley,
kiedy razem z resztą Hybryd zatrzymała się przed wejściem do rezerwatu Beacon
Hills, przy którym znalazły ostatnie ślady Samaela. – Ale wiecie, co? Mam
bardzo złe przeczucia.
Od jakiejś godziny próbowały wytropić demona, a kiedy w
końcu im się udało, Kayle
nawet go postrzeliła – specjalną bronią od Deliah,
która w nabojach zawierała wodę święconą, odłamki srebra i sól. Podziałało; bo
do granic miasta doprowadziły je ślady zielonej (prawdopodobnie) krwi, płynącej
z rany potwora. Kayle schyliła się i dotknęła palcami śliskiej mazi, a reszta
dziewcząt skrzywiła się niemiłosiernie.
– Oj, Sammy – Mikaelson zacmokała cicho, uśmiechając się
pod nosem. – Przeciekasz.
– Nie wiem jak wy, ale z pustymi rękami się nie będę
porywać na demona z piekła rodem – odezwała się Deliah, podnosząc ręce do góry.
Faith
zgodziła się z nią skinieniem głową. W odpowiedzi podeszła więc do samochodu i
otworzyła bagażnik, po czym zaczęła wyjmować z niego ich bronie.
– Kayle, gdzie jest twoja katana? – zapytała spokojnie,
jakby to był dla nich chleb powszedni, bo… w rzeczywistości był. Córka Klausa
zbliżyła się do auta i szybko złapała za rękojeść katany, wyjmując ją z
czeluści bagażnika. Faith zaśmiała się cicho i podała Hayley jej łuk i kołczan.
Dziewczyna przeliczyła strzały i przerzuciła kołczan przez ramię, zadowolona z
siebie. Kilka shurikenów i rewolwer powędrowały do Deliah, a sama Faith
podniosła czarną kuszę. – Dobra. Teraz możemy iść.
– Sammy, słyszałeś? – zaśmiała się pod nosem Kayle. –
Idziemy ci wpieprzyć.
Cztery kobiety zamknęły bagażnik i przeskoczyły przez ogrodzenie
i weszły między drzewa, idąc po śladach zielonej krwi. Żadna z nich się nie
odzywała – co jakiś czas tylko spoglądały po sobie, upewniając się, że wszystko
jest w porządku.
Każda z nich miała coś, coś w zanadrzu, takiego asa w
rękawie, który był jednym z talentów przychodzących z ich przemianami. Hayley
miała niesamowity słuch. Kayle widziała wszystko w odległości kilkunastu
metrów, a kiedy się skupiła, potrafiła dostrzec nawet rzeczy w odległości kilku
kilometrów. Deliah często próbowała nie myśleć o tym, co potrafi wyczuć. Bo
czuła zbyt wiele, aby czasami rozróżnić pojedyncze "aromaty". Faith
natomiast miała niezwykły dar.
Faith potrafiła czytać w myślach. Nie w sensie przenośnym,
że zgadywała, co sobie myślą – ona po prostu wchodziła w głowę człowieka i
wyłapywała jego myśli, słysząc je tak, jakby wypowiadał je na głos. To było
błogosławieństwo, ale i przekleństwo – szczególnie w miejscach publicznych, nim
za dawnych czasów nauczyła się to kontrolować. Teraz było jej wszystko jedno.
Potrafiła nawet wpływać na decyzje innych.
Nagle rozległ się przerażający ryk, obwieszczający
hybrydom, że ich cel jest dość blisko. Przynajmniej tak blisko, że Hayley
zmarszczyła czoło, nasłuchując. Kobiety spojrzały na nią, a Moontrimmer uniosła
strzałę, którą trzymała na cięciwie, i wskazała nią kierunek wschodni.
– W tamtą stronę – pokierowała je, pewna siebie. Kayle
zmrużyła oczy, próbując skupić się na otaczającym ją lesie.
Minęły jakiś wrak zniszczonego samochodu, który nie zwrócił
uwagi żadnej z nich – prócz Deliah. Ona zatrzymała się przy nim na chwilę,
widząc znajome rysy na lakierze. Przejechała po nich palcami, upewniając się,
że pasowały idealnie.
To nie był zwykły wypadek. COŚ go spowodowało. A mówiąc
"coś" miała na myśli wilkołaka.
Wołana przez towarzyski, opuściła samochód.
Mgła nie ułatwiała im wcale sprawy; sprawiała, że otoczenie
wydawało się jeszcze mnie przyjazne. Księżyc w pełni rzucał na las jaśniejącą
poświatę, przyprawiając Faith o dreszcze na plecach… bynajmniej nie z powodu
atmosfery. Atmosfera była naprawdę dobra na małe, niewinne polowanie, ale nie
na chodzenie po lesie w – nie oszukujmy się – dość chłodną noc.
– Jak tylko go znajdziemy – zaczęła cicho Deliah. Normalny
człowiek najpewniej nie usłyszałby jej słów, ale ze swoimi wyczulonymi
zmysłami, pozostałe hybrydy usłyszały ją bez problemu. – To urwę mu łeb, potem
go wypchamy i powiesimy sobie nad kominkiem. Ale zanim to się stanie, to zjem
jego wątrobę. Jeżeli takową ma.
– Kto jest za? – dodała niewinnie Hayley, naciągając
strzałę na cięciwę, gotując się do strzału w razie niebezpieczeństwa. Kiedy
jednak już miała postawić stopę w następnym miejscu, Kayle położyła dłoń na jej
ramieniu, powstrzymując ją. Pokręciła głową i ukucnęła przy stopie siostry,
odsłaniając zręcznie wykonaną pułapkę między liśćmi. Westchnęła z politowaniem.
– O, no proszę – warknęła Faith. – Jak miło! Nie dość, że
demon, to jeszcze łowcy!
– Cudne miasto, naprawdę – przyznała Deliah. Kayle
podniosła się i poprawiła swoją kurtkę. – Gdzie jesteś, Sammy? No chodź, chodź
do pańci. Chodź, mamy mięsko.
– Deliah! – Hayley uciszyła przyjaciółkę gestem, wskazując
głową na siostrę. Kayle wskazała im mały, poruszający się między drzewami
punkt. Faith przechyliła lekko głowę, wpatrując się w niego z zainteresowaniem.
– Obserwuje nas? – zapytała, zaskoczona. Kayle pokręciła
głową.
– Bardziej… obiera na cel – wyjaśniła im, mocniej ściskając
w dłoni rękojeść katany. Hayley przybrała pozycję obronną, Faith uniosła kuszę
wyżej, a Deliah przekręciła między palcami jeden z shurikenów. – No, chodź,
malutki. Pora się zabawić.
Jak na zawołanie, Hayley wypuściła strzałę, która ze
świstem poleciała w kierunku potwora. Kolejny ryk przeszył nocną ciszę, więc
gdyby ktoś wpadł na pomysł wycieczki do lasu akurat teraz, stałby tak,
sparaliżowany strachem, i najpewniej straciłby życie w okolicach kolejnych
kilku godzin. Takie tam, wesołe przemyślenia Hayley.
Samael ruszył w stronę hybryd, w pewnym sensie szarżując,
ale żadna z nich nie cofnęła się ani o milimetr. Kiedy demona i ich czwórkę
dzieliło może dwa metry, każda z nich odskoczyła w inną stronę, dezorientując
potwora. Kolejne strzały wbijały się w jego cielsko, raniąc je jednak tylko na
pewien czas.
– Regeneruje się! – poinformowała resztę przyjaciółek
Kayle. Wszystkie kiwnęły głowami.
– To co, Sammy? Do zobaczenia później? – zapytała sarkastycznie
Hayley, ale w tym samym momencie demon naskoczył na Deliah, która nie zdążyła uchronić
się przed ciosem. – Deliah!
Ostre jak brzytwa zęby wbiły się w przedramię pani Grimm, a
ona wydała z siebie zduszony okrzyk, próbując się wyrwać potworowi. W końcu
słychać było jedynie zagłuszony wystrzał. Samael zawył i puścił swoją ofiarę
wolno, uciekając, w popłochu i po drodze uderzając o kilka drzew. Trzy hybrydy
podbiegły do Deliah i oderwały od jej ręki wijący się jeszcze kawałek języka
ich przeciwnika.
– Co to do cholery jest?! – zapytała obrzydzona Faith. Oczy
Deliah przybrały czerwony kolor. Warknęła na swoje towarzyszki niebezpiecznie.
– Nie wiem – wysyczała przez zęby. – Pójdę spytać.
Podniosła się z ziemi w zastraszającym tempie i już chciała
ruszyć w pogoń za Samaelem, ale Faith i Kayle złapały ją za ręce.
– Czekaj, hej, zwolnij – powiedziała Kayle, próbując ją
uspokoić. Wiedziała, że wszystkie cztery nadal się docierają. Nie potrafiły
jeszcze w pełni sobie zaufać, słuchać siebie nawzajem. Ale próbowały, naprawdę
próbowały, bo zostało ich tylko cztery i wręcz musiały się trzymać razem.
Mikaelson odwróciła się do swojej siostry. – Hayley, udało się? – zapytała,
wskazując palcem na jej strzały.
Moontrimmer uśmiechnęła się zawadiacko.
– Nie powinien pozbyć się lokalizatora – wzruszyła
ramionami Hayley, wyjmując z kieszeni kurtki małe urządzenie. – Biegnie w
stronę miasta. Zróbmy to tak, Deliah i Kayle pojadą za nim, a ja i Faith
polecimy do domu i poszukamy jakiegoś sposobu na to, żeby się go pozbyć. Zgoda?
Deliah spojrzała przelotnie na Kayle i pokiwała głową –
niezbyt zachęcająco. Obydwie ruszyły w stronę samochodu, ale wtedy zatrzymały
się, wodząc za czymś wzrokiem. Po chwili Faith i Hayley przekonały się, co było
powodem ich postoju – pomiędzy drzewami przemknęła sylwetka chłopaka bez
koszulki. A potem drugiego, ubranego w skórzaną kurtkę.
– …widziałyście to, co ja? – zapytała niepewnie Deliah,
wskazując palcem na dwóch facetów znikających między drzewami. Wszystkie
skrzyżowały ręce na piersiach.
– Gołego, seksownego faceta, popieprzającego niczym nimfa
między drzewami? – odpowiedziała jej pytaniem na pytanie Hayley. Deliah
pokiwała głową, marszcząc czoło, gdy Faith poklepała ją po ramieniu, zaciskając
usta w cienką linię.
– Bez obaw, nie masz omamów. – rzuciła Maiden.
– Dobrze trafiłyśmy – Kayle pokiwała głową z aprobatą. –
Dzięki Sammy. Jak mają tu być takie widoki, to nie wiem, jak wy, ale ja
zostaję.
Wszystkie hybrydy wręcz upadły na ziemię, widząc światła
latarek, które tak dobrze znały. Ten model żarówek był rzadko używany przez
normalnych ludzi – miał dalszy zasięg, silniejsze światło. To mogło oznaczać
tylko jedno – łowcy. Więc ci dwaj przed nimi uciekający musieli być czymś
supernaturalnym. Doskonale. Miasto pełne
supernaturalnych istot i łowców. Czyżby los zaczynał śmiać się im prosto w
twarz? Hayley uniosła lekko głowę. Musiały szybko obmyślić plan ucieczki.
Deliah zmrużyła oczy. Dopiero teraz zrozumiała, że cały
czas coś jej umykało. Jak mogła być tak głupia i niczego nie zauważyć? Teraz to czuła. Intensywny zapach… wraz z
chwilą, gdy w ich otoczeniu pojawili się dwaj mężczyźni. To musiał być
wilkołak. Faith spojrzała na przyjaciółkę rozumiejąc, co ma na myśli. Teraz
jednak miały znacznie poważniejszy problem. Musiały wydostać się z tego miejsca
jak najszybciej. Nie były jeszcze
wystarczająco silne by stanąć do walki z taką liczbą łowców. Zresztą, nie
wiedziały nawet, czego mogły się spodziewać. Wpierw musiały poznać swojego
wroga.
– Jak zobaczą nasz samochód, to po nas – zauważyła trafnie
Kayle, nie odrywając wzroku od grupki łowców. – Musimy się stąd wydostać.
Teraz.
– Hayley – odezwała się Deliah. – Wiesz, co robić.
Moontrimmer pokiwała głową i zamknęła oczy. Przez chwilę
nic się nie działo, ale potem zaczął wiać wiatr, coraz mocniejszy i mocniejszy,
co zerwało do lotu góry liści. Popędziły w stronę łowców, skutecznie
ograniczając im widoczność w połączeniu z mgłą. Cztery hybrydy poderwały się ze
swoich miejsc i biegiem ruszyły w stronę auta. Pisk opon był jedynym dowodem na
to, że w ogóle tam były.
♣
♣
– Nie mam pojęcia, gdzie to wpakowałam! – denerwowała się
Hayley, przerzucając kolejne książki w swojej torbie. Faith zamknęła inną,
starą księgę i rzuciła ją na stół w salonie, podchodząc do przyjaciółki. –
Jestem pewna, że to ze sobą zabrałam!
– Pospiesz się. Nie wiadomo, jak długo Kayle i Deliah będą
w stanie odwracać jego uwagę.
Od jakichś dwóch godzin panna Mikaelson i pani Grimm
jeździły za Samaelem, próbując jakoś odciągnąć go od miasteczka na bezpieczną
odległość. Wcześniej jednak zostawiły Faith i Hayley w ich nowym domu, aby
znalazły sposób na zabicie potwora. I to jak najszybciej.
W końcu Moontrimmer wyjęła z torby wielką księgę, którą
najpewniej znalazła dopiero na dnie, kiedy już przekopała się między papierkami
po hamburgerach i miliardach opakowań po cukierkach.
– Aha! – krzyknęła tryumfalnie. – Bestiariusz! – wstała i
zaczęła przerzucać kolejne, stare strony. Było na nich wszystko. Poczynając od
zaschniętych kropli krwi na zdjęciach równych potworów, a kończąc na
serduszkach i kwiatkach narysowanych w rogach z nudów. – Mam!
W końcu Faith podbiegła do niej i zajrzała jej przez ramię.
Na stronie widniał szkic Samaela i kilka zwięzłych notatek na jego temat. Wtedy
zadzwonił telefon panny Maiden – odebrała go, nawet nie patrząc, kto do niej
dzwoni. Ona po prostu wiedziała, że to Deliah.
– Dziewczyny, znalazłyśmy go, i nie jest dobrze – zaczęła
prędko Faith, nim Deliah miała okazję coś powiedzieć. W odpowiedzi usłyszała
tylko zadowolone prychnięcie byłej żony Draculi. Faith mogłaby się założyć, że
w tym momencie jej przyjaciółka machnęła wymijająco ręką.
– Nie trzeba, już go załatwiłyśmy – Deliah była wyraźnie
zadowolona z siebie. Hayley pokazała palcem coś w książce, a kiedy Faith
przeczytała owe zdanie, oczy wyszły jej przysłowiowo z orbit. Aha, zabawne.
Bardzo zabawne. Robi się co raz ciekawiej.
– Deliah, idiotko – Faith wręcz wykrzyczała do słuchawki. –
Słuchaj tego: "Samael, prócz bycia
Aniołem Śmierci, jest także demonem odrodzenia."
Przez chwilę po drugiej stronie trwała cisza; najwyraźniej
Deliah i Kayle nie miały zamiaru się odwrócić, aby sprawdzić teorię Faith. W
końcu można było usłyszeć cichy, załamany głos Kayle:
– Wcale mi się to nie podoba. Bardzo, bardzo nie podoba mi
się to, jak to wszystko brzmi.
– O cholera, zniknął – Deliah zajęczała, okropnie
niezadowolona tym faktem. – Dobra, jak to coś zabić?
– Oj, zobacz, nie napisali – zaśmiała się nerwowo Faith.
– Nie żartuj sobie, tylko mów!
– Hayley, pytają, jak to zabić.
Faith spojrzała na Hayley, szukając pomocy, ale ta tylko
wzruszyła ramionami i pokręciła głową tak energicznie, że jej włosy wręcz
uderzyły Faith w twarz. Patrzyły przez chwilę na siebie, zmuszając Deliah do
tego, aby ponowiła swoje pytanie.
– Rozłącz się – wyszeptała w końcu Hayley, a Faith wykonała
jej polecenie, słysząc jeszcze wściekłe przekleństwa Deliah płynące do nich
przez słuchawkę, wypowiedziane w dobrze znanym im języku. Tak, Deliah miała
taki zwyczaj. Kiedy była wściekła, przeklinała po łacinie. – Ou. To jedno
akurat znałam. Nie chcesz wiedzieć, co powiedziała.
– Ty lepiej dowiedz się, jak się pozbyć tego bękarta
szatana, bo jak Boga kocham, wszystkie zginiemy.
♣
Czarny Land Rover przemierzał ulice Beacon Hills w pogoni
za wielkim, obrzydliwym stworem, który biegał sobie po dachach budynków. Kayle
odgarnęła włosy z czoła, kiedy Deliah weszła w kolejny ostry zakręt, bo nagle
Samael zmienił kurs.
Obydwie hybrydy były wściekłe na Faith i Hayley –
oczekiwały od nich pomocy, tymczasem przez kolejne dwie godziny były skazane na
siedzenie w aucie, przez co – trzeba przyznać – pośladki zaczynały odmawiać im
posłuszeństwa, zresztą nogi też, bo traciły w nich czucie.
– Mam dosyć – Deliah wbiła pazury w kierownicę. Dobrze, że Faith
jej nie widziała, bo to ona wybierała to auto i traktowała je jak swoje
dziecko. – Zaczyna mnie to denerwować.
– Zatrzymaj się, czerwone – Kayle wskazała na światła nad
drogą, a Deliah rzuciła jej pogardliwe spojrzenie. Tak, na pewno miała zamiar
przestrzegać przepisów w miasteczku, o którym Bóg zapomniał. Przycisnęła więc
gaz, zmieniła bieg i wjechała wprost na skrzyżowanie, które z początku wydawało
się puste.
BŁĄD!
Z prawej strony nadjechał niebieski jeep, a Kayle złapała
za kierownicę, przerażona, że spowodują wypadek i zaraz zaczną ich szukać.
Tylko tego im jeszcze brakowało, policji siedzącej im na ogonach! Zaklęła pod
nosem, słysząc pisk opon. Jeep wyszedł z niedoszłej stłuczki cało i pomknął
dalej drogą, a one minęły czarne Camaro, za którym Kayle powiodła wzrokiem –
zawsze lubiła takie samochody.
– Jak zatrzymamy się tu na dłużej, to każda będzie miała
własne auto – powiedziała, pewna siebie, puszczając kółko. Deliah przewróciła
teatralnie oczami. – Ja chcę żywa do śmierci dożyć.
– Po pierwsze: ty już nie żyjesz – rzuciła jej z przekąsem.
– Pogódź się z tym, skarbie, jesteś martwa! Po drugie: nie umrzesz, więc jakim
cudem miałabyś dożyć śmierci? Wszystko to nie ma najmniejszego sensu, i…
– Serio? – Kayle zaczęła wymachiwać wściekle rękami na wszystkie
strony. – Teraz zamierzasz prawić mi kazania na temat tego, jak moje wypowiedzi
nie mają sensu? To, że jesteś starsza, wcale cię do tego nie upoważnia. Poza
tym, mamy teraz większe problemy.
– Kayle, mogłabym być twoją matką – sapnęła Deliah, po chwili
żałując tego stwierdzenia, przypominając sobie o Klausie. Skrzywiła się
niemiłosiernie, a Kayle za to wyszczerzyła zęby.
Przynajmniej będzie cicho przez resztę drogi.
♣
– Niech go nie zabijają tak na poważnie, broń cię Panie
Boże – Hayley siedziała na balustradzie, wymachując nogami. Faith spojrzała w
górę. – Jak się go zabije, tak na poważnie, a nie tylko go potraktuje tym, co
mamy, to gościu odrodzi się podwójnie.
– O, świetnie – sarkastyczna Faith wkroczyła do akcji,
zamykając kawę w papierowym kubku. – Zadzwonię do nich i powiem im, że to, co
ścigają, nie może być zabite.
– Wszystko może być zabite! Wiem to z doświadczenia! –
Hayley zaśmiała się cicho. – No wiesz. Razem z Kayle robiłyśmy to już kilka
razy. Polowanie na demony, ratowanie tych, którzy na to zasługują… sama
rozumiesz. Rodzinny biznes.
Faith zmarszczyła czoło i rzuciła swojej przyjaciółce
zaskoczone spojrzenie, na co ona tylko wzruszyła ramionami. Maiden w mniej niż
sekundę znalazła się obok niej.
– Czy ty właśnie rzuciłaś mi tekstem z "Supernatural"?
– zapytała, sama rozbawiona tym faktem. Hayley pokiwała głową w odpowiedzi.
– Ta. Chociaż u nas czterech, to motto powinno brzmieć
odrobinę inaczej. Polowanie na ludzi, ratowanie supernaturalnych istot.
Hybrydzi interes.
– Podoba mi się, zapisz to. – śmiałyby się dalej, ale Faith
chyba nagle przypomniała sobie, co się najpewniej dzieje w okolicach centrum
miasta. Mina jej zrzedła, kiedy wyjęła telefon z kieszeni i zauważyła, że
Deliah dzwoniła do niej przynajmniej szesnaście razy. – Ups. Maiden wybrała numer do Deliah w nadziei, że nie
będzie skazana na wysłuchiwanie jej gorzkich żali.
– Czy zdajesz sobie sprawy z tego, co tu się dzieje? – po chwili usłyszała głos hybrydy, która w żadnych wypadku nie wydawała się być szczęśliwa.
– Czy zdajesz sobie sprawy z tego, co tu się dzieje? – po chwili usłyszała głos hybrydy, która w żadnych wypadku nie wydawała się być szczęśliwa.
– Tak. Witam. Dobry dzień panno… na misji. – westchnęła
Faith. Przeczesała palcami włosy,
zbierając myśli. – Tak. Wiem, co się dzieje. –
prychnęła. – Dlatego do ciebie dzwonię, prawda? Ale twój opryskliwy
charakter mówi mi, że chcesz jeszcze pobawić się z nim w kotka i myszkę.
– Błagam. – syknęła Deliah. – Naprawdę nie mam dzisiaj
humoru do takich żartów.
– Zły dzień? – spytała Faith. Uśmiechnęła się pod nosem. –
Oh, a może zła dekada? – Hayley prychnęła śmiechem i pokręciła z politowaniem
głową. – Dobra. Sprawa wygląda następująco. Nie możecie go zabić. Zabijesz
jednego. Pojawią się dwa następne.
– Twierdzisz, że nie ma sposobu by pozbyć się go z tego
miejsca i wysłać jego tyłek w otchłań piekła?
– Tego nie powiedziałam. – Faith oparła się o ścianę i
chwyciła jedną z księg. – Sposób jest na pewno. Recz w tym, że musimy go
odkryć. – westchnęła ciężko. Przez
słuchawkę usłyszała jak Deliah robi dokładnie to samo.
– I co dalej? – Faith spojrzała na Hayley, która wzruszyła
ramionami. – Dobra, szukamy dalej. Niestety, ale będziecie musiały jeszcze
trochę się nim zająć. Najlepiej zwabcie go w miejsce, gdzie nie zrobi nikomu
krzywdy. Wiem, że nie jest to łatwa robota, ale… – zawiesiła głos. – Razem z
Kayle dacie sobie radę.
♣
– Patrz! – Kayle wskazała na opuszczony budynek w głębi
lasu. – Jedź do tej zabitej dechami rudery! – Deliah przycisnęła pedał gazu i
samochód przyspieszył.
A razem z nim wielki kawał mięsa, który na sznurku
podskakiwał za autem. Samael biegł za nimi, ledwo co wyrabiając się na
zakrętach, kiedy hybrydy zmieniały kierunek jazdy. W sumie śmiać im się chciało
z tego, co widziały w bocznych lusterkach, ale z drugiej strony to był demon,
który chciał zeżreć też je dwie, a nie tylko ten kawałek mięska, więc to lekko
zaniżało komediowy charakter sytuacji.
Land Rover zatrzymał się przed starym, spalonym domem, a
hybrydy wyskoczyły z pojazdu, zostawiając otwarte drzwi. Obydwie miały ze sobą
swoje zaufane bronie. Wiedząc, że zyskają kilka minut dzięki kolacji, którą
podały Samaelowi, uderzyły w drzwi nogami w tym samym momencie.
Deliah wbiegła do środka bez problemu, ale Kayle zatrzymała
się na krużganku. Kilka razy próbowała przekroczyć próg, ale nic z tego – jakaś
magiczna siła ją przed tym powstrzymywała. Sama Deliah zaczęła węszyć,
zaniepokojona dziwnym zapachem. Już go znała. Już raz go czuła przez ostatnie
kilkanaście godzin.
A dokładniej zeszłej nocy, kiedy w lesie wpadły na dwóch
chłopaków i grupkę łowców. Kobieta obnażyła kły a jej oczy przybrały czerwony
kolor. Zawarczała, ale nikt się nie ujawnił, a to musiało oznaczać, że
właściciel posiadłości był poza domem.
– Nie będziemy żałować tego miejsca – wysyczała przez zęby,
ale wtedy usłyszała pisk Kayle. Gdy się odwróciła, jej przyjaciółki już nie
było. – Mikaelson!
Kayle uderzyła o przednią szybę samochodu, zbijając ją
przez siłę uderzenia. Jęknęła z bólu, czując kawałki szkła wbite w plecy.
Samael przedostał się już do domu, ale ona, nadal obolała, podniosła się i
przebiegła się na około budynku, szukając czegokolwiek, co byłoby w stanie jej
pomóc. W końcu, zadowolona z siebie, złapała za piłę łańcuchową i ku jej
uciesze odkryła, że jest w niej wystarczająco dużo benzyny.
Z wnętrza domu dochodziły ją cały czas odgłosy walki, ale
sądząc po nich, to Sammy dostawał niezły wycisk, a Deliah nieźle się bawiła. W
końcu demon został siłą wyrzucony przez główne drzwi i uderzył w drzewo
naprzeciwko nich, wyjąc przeraźliwie. Kayle stanęła nad nim, wykrzywiając usta
w pogardliwym uśmiechu.
– Ej, Sammy, zobacz – zaczęła, odpalając piłę. – Zobacz, co
ciocia Kayle znalazła z tyłu domu!
Ciągle się szczerząc, hybryda prędko odcięła demonowi
wszystkie kończyny. Deliah dołączyła do niej ze sznurem i zawiązała paszczę
potwora, aby nie ugryzł żadnej z nich, po czym obydwie zaciągnęły Samaela na
tyły auta i otworzyły bagażnik.
I wtedy przeżyły kolejny tego dnia zawał.
Głośne prychnięcie obwieściło wyskoczenie czarnego kota z
jednej z walizek, a Deliah złapała się za serce, upuszczając Samaela. Zawył,
uderzając o ziemię, a Kayle oparła się o samochód.
– Shiro! – krzyknęła. Czarny kot spojrzał na nią,
zaskoczony jej obecnością. – Ty przecież nie żyłeś! Co ty tu robisz, porąbany
kocie? – Spytała samą siebie. Wcale nie oczekiwała odpowiedzi.
– Egzystuję.
Ku zdziwieniu obydwu hybryd, zwierzę przemówiło.
Odskoczyły, piszcząc głośniej, niż przy pierwszym spotkaniu z Samaelem. Kot
zaśmiał się złowieszczo, widząc ich reakcję. Najwyraźniej bardzo bawiła go taka
zabawa.
– Cóż, Hayley nigdy nie była dobra w rzucaniu zaklęć –
skomentowała krótko Deliah. Shiro przerwał lizanie swojej łapy i aż futro mu
się zjeżyło, kiedy usłyszał imię wspomnianej hybrydy.
– Próbowała mnie zabić! – zaczął się z nimi kłócić.
Krótko streszczając historię naszego kochanego Shiro…
Przed tym wszystkim wiódł sobie życie na kocią łapę, jak to
kot. Ciągle zmieniał życiowe partnerki, ciągle coś drapał, ciągle zmieniał
miejsce zamieszkania. Na niedługo przed wyjazdem hybryd z Nowego Orleanu w roku
2011, krótko przed atakiem Samaela, Faith, Hayley i Deliah postanowiły zrobić
Kayle małą niespodziankę na jej urodziny.
Bo Klaus przecież w życiu nie zrobiłby jej TAKIEJ
niespodzianki.
Shiro był w tym czasie młodym kociakiem, który myślał, że
świat stoi dla niego otworem. Nic bardziej mylnego, kiedy na tym właśnie
świecie istnieją jeszcze cztery hybrydy, a trzy z nich pewnego dnia pojawiają
się, łapią go i wrzucają do śmierdzącego worka. Oh, ten worek tak bardzo
cuchnął psem.
Ciemność w nim panująca spowodowała, że kiedy te trzy
główne hybrydy go z niego wyciągnęły, Shiro na kilka chwil stracił możliwość
widzenia i orientacji w terenie. Wyszorowały go, "odnowiły", a on
zastanawiał się, jakie to jeszcze tortury na niego czekały. A kiedy myślał, że
to już koniec, ponownie wpakowały go do jakiegoś pudła, co w sumie nie było aż
takie złe – tyle, że w tej różowej kokardce, którą go obwiązały na szyi,
wyglądał jak koci transwestyta.
Smacznie sobie spał, kiedy pudełko się otworzyło, a on
zobaczył parę wielkich oczu. Wielkich, niebieskich oczu, które aż błyszczały ze
szczęścia. Usłyszał wtedy pisk i blond cukiereczek wyjął go z pudełka, a potem
zaczął ściskać tak mocno, że aż brakowało mu tchu. Przez chwilę Shiro naprawdę
myślał, że jego serce wylądowało gdzieś w pysku, ale… ale ciepło bijące od tego
blond cukiereczka – pomimo tego, że blond cukiereczek już i tak była martwy; to
było ciepło przenośne – sprawiło, że czuł się jak w domu.
A potem osławiona Hayley Moontrimmer wymyśliła sobie, że
uczyni go nieśmiertelnym. Obiecał sobie, że nigdy jej tego nie wybaczy, bo jak
tylko rzuciła zaklęcie, to na pewien czas zdechł. Tak, dobrze zrozumieliście,
nie żył. Ale potem wrócił do życia, bo okazało się, że zaklęcie jednak
podziałało. I obudził się zaraz przed tym, jak Klaus zamierzał pochować go w
ogródku zaraz obok innych zwierzaków – między innymi chomika i papugi – na
które takowe zaklęcie nie podziałało.
I, krótko mówiąc, wpakował się do walizki, w której często
brakowało mu tlenu, i takim oto sposobem był teraz tam, mierząc się morderczymi
spojrzeniami z Deliah Bree-Grimm.
– Miałeś nie żyć – warknęła, kopiąc przy okazji Samaela,
który zaczął znowu wydawać z siebie bliżej nie klasyfikowane dźwięki. Shiro
wzruszył ramionami (o ile to możliwe u kotów). – Hayley cię przecież zabiła.
Byłeś jej kolejną ofiarą po papużce Sofie!
– Chcę pojawić się w waszym domu i przyprawić ją o zawał. A
potem zabić – wyjaśnił spokojnie Shiro, a Kayle zaśmiała się gorzko.
– Jest hybrydą, raczej ci się to nie uda, złotko – odparła,
unosząc ręce do góry. Na chwilę po tym, zmarszczyła czoło i położyła ręce na
biodrach. – Swoją drogą. Jakim cudem ty gadasz?
Shiro zamruczał posępnie, egzaminując swoje ostre pazurki.
Uznał – tak na marginesie – że musi je lekko przypiłować.
– No wiesz – zaczął. – Najwyraźniej nie dość, że mnie nie
zabiła, to jeszcze sprawiła, że gadam. – Shiro przeniósł swój wzrok na
pozostałości sznurów, które leżały pod nogami hybryd. – Ej… nie miałyście tam
za sobą… na ziemi… pasażera na gapę?
Deliah i Kayle spojrzały na wskazane przez kota miejsce, z
szeroko otwartymi oczami z przerażenia. Shiro miał rację; Samael zniknął. I
chyba żadna z hybryd nie miała ochoty sprawdzać, dokąd pobiegł. Były zbyt
zmęczone tym ostatnim starciem. Kayle westchnęła i zerknęła na swojego pupilka
kątek oka.
– Co z nim zrobimy? – zapytała, a Deliah machnęła
wymijająco ręką.
– Niech Faith i Hayley zejdą na zawał, kiedy wsiądą do tego
auta – odparła. Kayle uśmiechnęła się zadziornie i pomachała do kota na
pożegnanie.
– Czekaj, nie, nie rób tego! – ale było już za późno na
błagania Shiro. Klapa bagażnika opadła, po raz kolejny pozostawiając go w ciemnościach
egipskich. Zamruczał groźnie. – Hybrydy…
Kayle i Deliah okrążyły samochód i wsiadły do środka. Kiedy
z nie małymi trudnościami zamknęły za sobą drzwi, skrzywiły się lekko, a
Bree-Grimm zajęczała załamana.
– Wiesz co? Po dłuższym namyśle zaczynam uważać, że lepiej
by było, gdyby Samael nas zabił, bo jak wrócimy do domu z takim samochodem, to…
– Faith nas zabije – dokończyła Kayle zamiast Deliah.
Czarownica pokiwała głową, zmartwiona. – Wiem. Ale wracajmy. Niech teraz one
się z nim użerają.
♣
Samochód hybryd bynajmniej nie sprawiał wrażenia samochodu
idealnego. Przynajmniej nie wtedy, kiedy Deliah grzecznie zatrzymała się na
skrzyżowaniu, widząc czerwone światło. Kayle pacnęła ją w ramię; po przeciwnej
stronie ulicy stał radiowóz tutejszego szeryfa, a w środku siedział sam szeryf,
który zastygł w połowie jedzenia swojego wegańskiego hamburgera, widząc je.
Kayle wyostrzyła słuch i pomachała do niego, uśmiechając
się przyjaźnie.
Zbita przednia szyba, wbita maska, popękane szyby boczne, a
do tego bardzo zniszczony tył. Szeryf zamrugał kilka razy nerwowo, spojrzał na
zegarek, i Kayle mogła usłyszeć, jak mówi cicho:
– Moja zmiana się skończyła. Światła mają, koła sprawne,
rejestracja jest, nie wyglądają na upite, ja nie mogę się do niczego
przyczepić.
Po czym odłożył wegańskiego hamburgera, odpalił silnik i
odjechał, a Kayle i Deliah zmarszczyły czoła, zaskoczone. Mikaelson pokiwała
głową z aprobatą.
– Miejscowy szeryf – szepnęła Kayle, kiedy samochód ruszył,
bo światło zmieniło się na zielone. – Chyba się polubimy.
--------------------------------------
Poprosimy o komentarze, bo jak nie, to Was wszystkich załatwimy tak, jak Kayle załatwiła Sammiego. Krótko mówiąc: powyrywamy Wam nogi z dupy. Początkowo rozdział ten miał być podzielony na dwie części, ale uznałyśmy, że resztę wrzucimy po prostu w kolejnym. Niedługo...
xoxo, Hybrydy.
" Oj, Sammy – Mikaelson zacmokała cicho, uśmiechając się pod nosem. – Przeciekasz." - już rozumiem tytuł i absolutnie go kocham xDD
OdpowiedzUsuń"Ty lepiej dowiedz się, jak się pozbyć tego bękarta szatana, bo jak Boga kocham, wszystkie zginiemy." - to zdanie zabrzmiało absolutnie genialnie! :D
"Ja chcę żywa do śmierci dożyć." - kolejne genialne zdanie xDDD
"– Czy ty właśnie rzuciłaś mi tekstem z "Supernatural"?" -TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!!!!!! SUPERNATUURAAAAAL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 \m/
Gadający kot. To jest to, czego mi tu brakowało xD
OK. Muszę uciekać na skoki, więc krótko: spodziewałam się, że ten Anioł Śmierci będzie jakiś taki przystojny albo coś :c No i czego on od nich chce? Dziewczyny polubią szeryfa, a ja polubię kotka :D Ok, nie martwcie się - zamierzam tu zaglądać. Ale liczę na to, że i wy do mnie zajrzycie: zostawiłam po sobie ślad w SPAMie. Ok, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
Cudowny rozdział, napisany powalająco, wiem dopiero dodałaś, ale chce już następny! ♥
OdpowiedzUsuńChciałabym zaprosić na pierwszy rozdział mojego opowiadania! :) http://my-world-is-your-name.blogspot.com/
Chciałam cię poinformować, że nominowałam twojego bloga do Liebster Award ;) Więcej informacji na moim blogu. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń[http://walczacy-z-demonami.blogspot.com/]
Twój blog jest super. xx
OdpowiedzUsuńZe zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział. A tym czasem zapraszam do mnie.
http://the-petrova-bloodline.blogspot.com
kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńDialogi są po prostu zabójcze ;p Serio, czekam już na więcej ! Zastanawiam się, czy będzie jeszcze jakaś akcja z tymi dwoma facetami (czy to tylko postacie poboczne ?) i jak Hybrydy zabiją Samaela ? No i co z biednym Shiro ? Przepraszam za spóźnienie - miałam masę roboty, ale nadrobiłam już zaległości . Życzę weny i serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Bardzo fajny blog. Uwielbiam TVD i TO, oraz ubóstwiam Hayley! Świetnie piszesz. :D
OdpowiedzUsuńHahah genialny rozdział ! Ale się naśmiałam xd Wgl ta akcja z Shiro ! :) Megaśna ! ;p Jestem bardzo ciekawa jak dziewczyny zabiją Samaela :D I oczywiście chce poznać reakcję Faith na samochód xD Nieźle go poobijały :) A szeryf był równie świetny :D
OdpowiedzUsuńZmykam czytać dalej !
Do ugryzienia ! ;*
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]