NOWY ORLEAN, 1935
♣
– Wszystko jest całkowicie bezpieczne – zapewniał Klaus Mikaelson,
jedyna męska Hybryda, prowadząc swoją córkę Kayle jedną z francuskich dzielnic
Nowego Orleanu. Dziewczyna uniosła brew i spojrzała na swoją przybrana siostrę,
ale Hayley Moontrimmer tylko wzruszyła ramionami i westchnęła ciężko z
politowaniem.
– Wątpiłabym – wyszeptała sama do siebie Kayle, ale i tak
podążyła za Klausem, który uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Hybrydzi słuch
był jednak coś wart. – Co to ma być do cholery, przypomnij?
– Połączenie wszystkich Hybryd. Dosłownie wszystkich.
Trochę mi zajęło sprowadzenie tutaj ich wszystkich, ale udało się, i oto
jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, kochanie – Klaus zaprosił je do środka jednego z
aut Elijah, a siostry zerknęły na siebie przelotnie. Widząc ich wahanie, Klaus
przekręcił oczami. – Przecież nic wam się nie stanie.
– Tata wie? – Hayley zapytała niepewnie, a Klaus pokazał
jej kciuk w górę z szerokim uśmiechem, zapewniając o tym, że podzielił się
informacjami o całym planie ze swoim bratem. Obydwie dziewczyny skrzywiły się
lekko, poddając się. Nie było sensu się z nim kłócić, w końcu i tak postawiłby
na swoim.
Wsiadły do samochodu na tylne siedzenia, a Klaus zajął
miejsce kierowcy. Prędko odpalił silnik i ruszył z miejsca z piskiem opon.
Jego plan był prosty – zdobyć armię potężnych Hybryd, a potem
zdobyć świat. No, może nie cały świat, ale na pewno zmienić więcej ludzi w
podległe mu wampiry. Taki już był Klaus Mikaelson – chciał władzy. Chciał
potęgi. Chciał być królem.
♣
Londyn zawsze był miastem pełnym przepychu, dobrego smaku i
wykwintności. Niekiedy każda epoka przynosiła temu miejscu nowe tajemnice i
zagadki, których ludzie nigdy nie potrafili wytłumaczyć. Wiele z nich stało się
zwykłymi legendami i opowieściami. Nikt jednak nie przypuszczałby, że wiele z
nich jest prawdziwe.
Faith Maiden znała to miasto od dawna. Jednak bliższe stało
jej się z chwilą, kiedy w jej życiu pojawiła się Deliah Bree Grimm – hybryda,
której poszukiwała. Plan, jaki przedstawił jej Klaus był jasny. Potrzebowała
jeszcze jednej hybrydy. Deliah była tą, którą znała najlepiej. Wiedziała
jednak, że nie będzie to łatwe zadanie. Historia tych kobiet sięgała czasów
odległych i niepamiętnych. Faith wiele razy odwiedzała Bree, gdy ta wraz z
swoim małżonkiem wyprawiała huczne bale i przyjęcia.
Jednak jak wiadomo, wszystko co piękne jest ulotne.
Wraz z chwilą, gdy Deliah straciła męża odcięła się od
reszty świata, zamieniając się w bezwzględnego potwora. Wydawać by się mogło,
że już nikt nie przywróci osoby, jaką kiedyś była. Wszystko zmieniło się z
chwilą, kiedy powróciła do miejsca, gdzie kiedyś czuła się szczęśliwa. Miejsca,
które kiedyś nazywała domem. I choć przepełnione było wspomnieniami, w których
był jeszcze on, to właśnie tam odkryła, kim tak naprawdę się stała. To tam
czuła się tak naprawdę bezpieczna. I choć nigdy nie była już tą przyjazną
osobą, która zawsze się uśmiechała, to gotowa była przywrócić porządek swojemu
życiu.
– Wiedziałam, że cię tu znajdę. – Faith uśmiechnęła się do
siebie, widząc Deliah wpatrzoną w panoramę Londynu. Kobieta wyglądała na
niesamowicie spokojną. Kącik jej ust lekko drgnął, jednak ani na sekundę nie
odwróciła wzroku. Wręcz przeciwnie. Jakby czekała aż jej przyjaciółka
przysiądzie się do niej.
Brunetka zajęła wolne miejsce na ławce obok kobiety.
Zaczęła spoglądać w ten sam punkt, w który uparcie patrzyła jej znajoma.
Zapierał wdech w piersiach. Jednak dopiero, gdy wsłuchałeś się w samo serce
tego wielkiego miasta, mogłeś naprawdę zrozumieć, jak tętni w nim życie.
Ludzie. Tysiące lat a oni wciąż dążyli za nieosiągalnym. Wpadali w pułapkę
czasu. Stawali się więźniami własnych marzeń. W tym jednym wypadku wampiry
miały przewagę. Nigdy nie musiały martwić się oto, że zabraknie im czasu. Gonić
za marzeniami mogli… całą wieczność.
– Zakładam, że nie jesteś tu przypadkiem. – Deliah po
chwili spojrzała na swojego gościa. Oczekiwała jej odpowiedzi. Faith jednak
milczała. Westchnęła ciężko odrywając wzrok od krajobrazu.
– Nie mylisz się. To jednak sprawa najwyższej rangi – Faith
odrzekła spokojnie. Wiedziała dobrze, że kiedy hybryda usłyszy cały plan, nie
będzie z niego zadowolona. Szczególnie, jeśli usłyszy o Klausie. Nie mogła
jednak tak łatwo się poddać. Bree była jej jedynym kołem ratunkowym. Ona miała
być ostatnim ogniwem do zamknięcia koła.
– Niech zgadnę. To kolejny arcy plan, który obmyślasz od
stuleci? – zaśmiała się. Jej przyjaciółka milczała, spoglądając znacząco w jej
kierunku. Deliah zlustrowała towarzyszkę wzrokiem. Czuła już, że to co coś
poważnego. To nie była zwykła wizyta. Nie tym razem. Faith nigdy nie zachowywała
się tak w jej towarzystwie. A to mogło znaczyć tylko jedno, naprawdę
potrzebowała pomocy.
– Nawet nie wiem od czego mogłabym zacząć. – hybryda wzięła
głęboki wdech. – Deliah, najdroższa. Jesteś hybrydą, a dobrze wiesz jak
niewiele jest nas na świecie. Z tym wiążę się moje przybycie.
– Chcesz mnie poświęcić w jakimś rytuale? – zażartowała.
Faith wzruszyła ramionami. Oh, to mniej więcej tak miało wyglądać. Tak, tylko
jak teraz miała powiedzieć to wszystko swojej przyjaciółce? Jak miała
opowiedzieć o planie Klausa, pomijając
Klausa?
– Pamiętasz, kiedy w każde święta jeździłyśmy do Nowego
Orleanu i spędzałyśmy je u Mikaelsonów? – spytała, a Bree pokiwała twierdząco
głową. – Piłyśmy wtedy gorącą czekoladę, wychodziliśmy późną nocą na ulicę,
gdzie wszyscy mieszkańcy zbierali się i śpiewali kolędy? – kontynuowała. –
Więc.. nie chciałabyś tam powrócić? Na nieco dłuższy okres czasu?
– Faith. Będę szczera. Jestem ci winna przysługę, ale ten
plan już mi się nie podoba. Naprawdę jesteś w stanie uwierzyć, że spędzę
chociaż kilka minut w jednym pomieszczeniu z Klausem? – poirytowana pokręciła
przecząco głową. Faith nie dawała jednak za wygraną.
– Posłuchaj. To przeszłość. Było i już się nie odstanie.
Daj mu drugą szansę…. Próbował ci pomóc.
– Pomóc? – dziewczyna parsknęła śmiechem. – Tak, cudownie
pomagał mi, torturując mnie. – zmrużyła oczy, przypominając sobie ile
cierpienia musiała znieść by wypuścił ją wolno.
– Deliah, zabijałaś ludzi, byłaś niebezpieczna. Musiał
przywrócić twoje emocje. Magia w twoich dłoniach była niebezpieczna. – hybryda
starała się bronić swojego przyjaciela, choć doskonale wiedziała, że jego
zapędy do bycia władcą dawały się odczuć każdej żyjącej istocie na tej ziemi.
– Tak. Pomagał mi, przez krótką chwilę. Jednak to, co
zrobił, gdy odkrył, że jestem hybrydą? Rozpoczął swoją chorą wizję hybrydziej
armii.
– Hybrydy razem byłyby silniejsze. Doskonale wiesz, że
ścigają nas łowcy.
– O nie. Więc to po to tu jesteś? Naprawdę uwierzyłaś w
słowa tego szaleńca? A teraz na dodatek macie zamiar wprowadzić ten chory plan
w życie? Przykro mi, ale nie mam zamiaru brać w tym udziału. Nie, ten jeden raz
muszę ci odmówić.
– Przepraszam. – Faith odrzekła spokojnie. Z wampirzą
szybkością pojawiła się przy przyjaciółce i skręciła jej kark. Zwinnie zarzuciła
jej ciało na ramię i wrzuciła je do samochodu. Miała mało czasu. Dziewczyna
lada chwila mogła się obudzić. Niestety, ale musiała wprowadzić w życie plan B.
Od początku czuła, że Bree nie będzie skora do współpracy z Klausem. Wiedziała
jednak, że jest cień nadziei na jej przyłączenie do klanu, jeśli tylko wysłucha
reszty hybryd.
Faith musiała jak najszybciej przetransportować ją do
Nowego Orleanu. Nie było innej opcji. Jeszcze kiedyś wybaczy jej to i zrozumie,
że wszystko, co zrobiła, robiła dla jej bezpieczeństwa.
♣
– Wow – skwitowała krótko Hayley, kiedy ona i Kayle weszły
za Klausem do wielkiego hangaru przepełnionego kobietami najróżniejszej maści i
stanu. – Ile ich tu jest?
– Sześćset sześćdziesiąt dwie. Z wami sześćset sześćdziesiąt
cztery. Czekamy na jeszcze dwie – Klaus był zbyt podekscytowany, zbyt pewny
siebie, zbyt zadowolony. To martwiło dwie kobiety z nim przybyłe. Spojrzały po
sobie znacząco, komunikując się bez słów. Gdyby coś poszło nie tak, gdyby coś
im nie pasowało, uciekałyby gdzie pieprz rośnie.
Mikaelson zaczął przeciskać się pomiędzy kobietami,
szukając najwyraźniej jednej specyficznej. W końcu wykrzyknął jakieś imię,
niezbyt zrozumiałe, bo gwar panujący w hangarze skutecznie utrudniał
zrozumienie wszelkich słów.
– Qetsiyah! – powtórzył. Na ten dźwięk odwróciła się w ich
stronę tylko jedna kobieta; mulatka o czarnych włosach i ciemnych oczach. Kayle
nachyliła się w stronę Hayley.
– Co do cholery? – zapytała cicho, aby Klaus nie mógł ich
dosłyszeć. Hayley zmrużyła oczy i splotła ręce na piersi. Po chwili ten sam
gest wykonała i jej przybrana siostra.
– Czarownica – odparła brunetka i złapała Kayle za ramię. –
Coś jest nie tak. Mam złe przeczucia.
– Jasne; biorąc pod uwagę twoje dziwne zdolności, wolę cię
posłuchać – zaśmiała się Kayle, a Hayley zmarszczyła czoło.
– Nie rozumiem.
– Ah, nie rozumiesz? – zdziwiła się blondynka. –
Przewidujesz przyszłość, Hayley.
– Ja to uznaję bardziej za déjà vu – Hayley machnęła
wymijająco ręką. – Tym razem to nie to samo. Naprawdę, mam złe przeczucia,
bardzo złe przeczucia. Miejmy się na baczności. Nie wiem, co on planuje, i nie
obraź się, bo to twój ojciec, ale… ja mu nigdy zbytnio nie ufałam.
– Błagam – Kayle przewróciła teatralnie oczami, obserwując,
jak Klaus szarmancko zachowuje się w stosunku do nieznanej czarownicy. – Nawet
Caroline mu nie ufa. Elijah mu nie ufa. Jestem jego córką i nie jestem pewna
tego, czy mu ufam. To Klaus.
– Racja.
– Drogie panie, może z łaski swojej skończycie ploteczki i
dołączycie do mnie? – zapytał Mikaelson, gestem przywołując dwie hybrydy do
siebie. – Krótszą wersję planu już znacie. Armia Hybryd, władza nad całym
światem. Więcej szczegółów was nie interesuje?
– Miło byłoby je usłyszeć – przyznała Kayle, a Hayley
pokiwała głową, zgadzając się z nią. Na usta Klausa wstąpił zadziorny
uśmieszek, który nigdy nie oznaczał niczego dobrego. Diabełek, pomyślała Hayley. Zanim jednak Klaus zdążył im
odpowiedzieć, szczupła szatynka złapała go za ramię.
– Te, pani królu – powiedziała z przekąsem, uśmiechając się
przelotnie do dwóch dziewczyn. – Cześć Kayle, witaj Hayley.
– Cześć, Faith – siostry odpowiedziały jej chórem,
podnosząc ręce w geście powitania.
– Mamy problem.
Faith Maiden znała rodzinę Mikaelsonów od dawna – jej
przyjaźń z Klausem była jednak sprawą specyficzną, której ani Hayley, ani
Kayle, ani Elijah ani nawet Caroline nie ważyli się poruszać. Być może dlatego,
że nikt tej znajomości nie rozumiał. Czy może… nie chciał rozumieć. Pomimo to
wpadła w bliskie kontakty z Kayle i Hayley, kiedy przyjeżdżała do Nowego
Orleanu raz na jakiś czas. Znała zamiary jedynej męskiej hybrydy, zazwyczaj
pomagała mu w jego szatańskich intrygach.
– A jakiż to problem, panno Maiden? – Klaus ucałował jej
dłoń, ale ona zmarszczyła tylko czoło i wyrwała ją z jego uścisku.
– Odpuść sobie te chwyty, Mikaelson – rzuciła opryskliwie.
– Deliah nie jest zbyt skora do współpracy. Wątpię, abyś zdołał ją przekonać.
– Ah – Klaus uniósł głowę z dumą; zupełnie tak, jakby czuł
się niedoceniony. – Pójdę więc z nią porozmawiać, jeśli łaska.
– Jeżeli przed tym, jak otworzysz usta nie skręci ci karku,
to dalej, możesz próbować – Klaus skłonił się nisko i puścił grono kobiet.
Wtedy też przemówiła Qetsiyah, która zlustrowała trzy kobiety od góry do dołu.
– Wy nie wiecie, jakie to niesie za sobą konsekwencje? –
zapytała tajemniczo. Miała w sobie coś takiego, co przyprawiało o ciarki na
plecach. Jej sposób bycia, głos, mimika twarzy. Wszystko to sprawiało, że
Qetsiyah wzbudziła w trzech znajomych sobie hybrydach brak zaufania.
– Konsekwencje czego? Połączenia? – Faith się jej nie bała;
była zaniepokojona, to wszystko. Jeżeli miała już ufać jakimś wiedźmom, to
ufała jedynie Hayley i Deliah. – Spokojnie, znam je doskonale. Zaklęcie, które
masz zamiar na nas wszystkie rzucić, wiąże się z odrobiną bólu i połączeniem
duszami i krwią na wieczność, zaufaj mi, zrozumiałyśmy.
– Chwila – Hayley zaśmiała się nerwowo, odskakując lekko do
tyłu. – Nie pisałam się na to. Znam tu trzy osoby. I mam łączyć z nimi duszę i
krew? Nie ma opcji.
– Z tym idą też wspomnienia – dorzuciła jeszcze niewinnie
Qetsiyah, a Moontrimmer zacisnęła usta w cienką linię. – O co chodzi, Hayley?
Masz coś do ukrycia?
Brunetka zmarszczyła czoło, zaskoczona obrotem sytuacji.
Nie tylko ona zresztą – Kayle i Faith spojrzały po sobie, upewniając się, że
myślą o tym samym. Hayley zrobiła krok w przód. Czarownica czy nie, ona sama
była pół wiedźmą, pół wampirem, i potrafiła się bronić. Jeżeli Klaus chciał ją
do czegoś zmusić, musiałby się nieźle postarać.
– Skąd znasz moje imię? – Zapytała w końcu Moontrimmer. W
odpowiedzi Qetsiyah tylko uśmiechnęła się do nich tajemniczo.
– Znam imiona was wszystkich. Wszystkich sześciuset
sześćdziesięciu siedmiu hybryd w tym hangarze – wyjaśniła. – Spokojnie,
wszystko ma swoją cenę.
– No jasne. Co Klaus ci obiecał?
– Coś wielkiego, o czym nie musicie wiedzieć.
Wraz z tymi słowami czarownica dała im trzem do
zrozumienia, że rozmowa się skończyła. Faith złapała swoje dwie znajome za
ramiona i odciągnęła je na bezpieczną odległość. Zatrzymała się dopiero przy
wyjściu z hangaru, z którego widziała, jak Klaus prowadzi wybuchową konwersację
z Deliah. Przez chwilę się na nich patrzyła, próbując wyłapać jakieś słowa, ale
na nic się jej to zdało.
– Dobra – zaczęła cicho, odwracając się do dwóch dziewczyn.
– Żadna z tych hybryd nie była by na tyle głupia, żeby zgodzić się na coś
takiego. Wniosek? Klaus powiedział im coś, co je przekonało. I one nie mają
pojęcia, co się dzieje.
– Bardziej martwi mnie to, co mój ojciec obiecał ten
czarownicy w zamian za rzucenie zaklęcia. Kim ona w ogóle jest?
– Qetsiyah – przerwała Kayle Deliah, która nagle, bez
ostrzeżenia, pojawiła się zaraz przy nich. Hayley podskoczyła w miejscu,
odrobinę wystraszona. Nie przywykła do takich akcji. – Jedna z
najpotężniejszych czarownic wszechczasów. Słyszałam, że w czasach starożytnej
Grecji wywołała wojnę w niebiosach, bo podobał jej się jeden z Bogów.
Na wspomnienie o Grecji, Faith poruszyła się nieznacznie.
Coś jakby jej świtało. Wspomnienia z bardzo odległej przeszłości. Widząc to,
Deliah kontynuowała:
– Ale to tylko głupia legenda.
– Drogie panie, zaczynamy! – usłyszały głos Klausa. Stał
przy tajemniczej czarownicy i właśnie nadgryzał swój nadgarstek, aby wylać
odrobinę swojej krwi do wielkiego, kryształowego pucharu. Kobiety w hangarze po
kolei zaczęły robić to samo, ale cztery hybrydy trzymające się razem, wcale się
nie poruszyły.
– Hayley ma złe przeczucia – wyjaśniła im Kayle. Wspomniana
Moontrimmer pokiwała energicznie głową, a Deliah zmrużyła oczy, obserwując po
kolei każdą hybrydę, która wykonywała grzecznie polecenia Klausa. Albo nie
wiedziały, na co się piszą, albo nie oczekiwały żadnych konsekwencji. –
Podzielam jej myśli.
– Ja też – przyznała Deliah i podała im wszystkim ręce na
powitanie. – Nie wiem, czy mnie pamiętacie. Deliah Bree-Grimm.
Kayle uśmiechnęła się szeroko.
– Ach tak! Ojciec pomagał ci, kiedy mało, co nie wybiłaś
kilku miast! – Mikaelson podała jej dłoń na powitanie, jednak napotkała
wściekłe spojrzenie byłej żony Draculi. Natychmiast zrozumiała swój błąd; Faith
opowiadała im historię swojej przyjaciółki, i trzeba było przyznać, że nie była
ona zbyt przyjemna. – Wybacz. To nie było na miejscu.
Twarz Deliah pojaśniała. Nie wiedzieć czemu, w obecności
sióstr i panny Maiden, czuła się nadzwyczaj dobrze. Wszystkie westchnęły ciężko
z politowaniem, kiedy Klaus zbliżył się do nich, prowadząc za sobą Qetsiyah
trzymającą puchar, który już był wypełniony po brzegi krwią.
– Proszę, nie sprawiajcie kłopotów – ostrzegł je groźnie.
Cztery kobiety, nie spuszczając z niego wzroku, nadgryzły swoje nadgarstki i
umieściły je nad pucharem, aby kilka kropli krwi skapnęło prosto do niego. –
Grzeczne dzieci.
Na te słowa Kayle prychnęła. Nienawidziła, kiedy ojciec
nazywał ją dzieckiem. To prawda, była jego córką, ale nie była już dzieckiem,
była dorosła. Qetsiyah odeszła, pozostawiając Klausa i jego znajome samych.
Każda z kobiet przetarła nadgarstek z krwi i rzuciła Mikaelsonowi wściekłe
spojrzenie.
– Od tego dnia – zaczęła Qetsiyah. Wszystkie kobiety w
hangarze podniosły głowy. – Wszystkie będziecie połączone. Każda śmierć będzie
odczuwana przez pozostałe. Każda z mocniejszym efektem. Klaus – kiedy
wypowiedziała jego imię, każda z hybryd wiedziała, że coś poszło niezgodnie z
planem. Coś było nie tak. Coś poszło kompletnie nie tak, jak miało pójść. –
Wybacz. Ale królem to ty nigdy nie będziesz.
Każde możliwe wyjście z hangaru zostało zamknięte z
głośnych hukiem. Wzrok Klausa czysto mówił, że kiedy tylko zaklęcie dobiegnie
końca, nie to, że skręci kark czarownicy, o nie; on zgotuje jej najbardziej
bolesną śmierć, jaką tylko będzie w stanie wymyślić. Kayle złapała Hayley za
rękę, nie spodziewając się takiego obrotu sytuacji.
– Co do cholery?! – krzyknęła Faith, przeciskając się przez
tłum aby dotrzeć do wielkich, przesuwanych metalowych drzwi. Gdy tylko ich
dotknęła, odskoczyła na pewną odległość, machając obolałą dłonią. – Jasny
gwint! Jesteśmy w pułapce!
– Mikaelson, co jest grane? – Deliah rzuciła jakimś
zaklęciem o ścianę hangaru, ale ono odbiło się od niej jak piłeczka
pingpongowa. Kobieta zawarczała; jej wilkołacza natura powoli się w niej
budziła. – Gadaj albo obedrę cię ze skóry, ty parszywy kłamco!
– Zdradziła mnie – wycedził przez zęby, kiedy wszystkie
hybrydy aż skuliły się z bólu, łapiąc za prawe ręce. – Ta suka mnie zdradziła.
Na ręce każdej z kobiet zaczął wypalać się znak; potem
uformował się z niego czarny tatuaż. Najpierw pojawił się okrąg. Potem dwa
trójkąty po jego stronach, połączone jedną linią, przecinającą okrąg. Kolejnymi
elementami okazały się być dwie strzałki we wnętrzu trójkątów, no i maleńkie
kropeczki. Układały się w dwie spirale – jedną poniżej głównego znaku, a drugą
powyżej, przechodzącą aż na wierzch dłoni.
Klaus złapał za nadgarstek Faith, która aż pisnęła, kiedy
to zrobił.
– Co jej obiecałeś?! – zapytała wściekła Deliah. –
Mikaelson! Co jej obiecałeś w zamian za wykonanie tego?!
Klaus nie odpowiedział. Wpatrywał się w swój nadgarstek,
jakby na coś czekał. Kiedy odwrócił się, aby spojrzeć na Qetsiyah, tej już tam
nie było. Gorzej, stała kilka milimetrów przed jego twarzą, na której malowała
się czysta nienawiść.
– Układ, też mi coś – prychnęła. – Nigdy nie zamierzałeś dotrzymać
obietnicy, prawda? Nigdy nie zamierzałeś pomóc mi w odzyskaniu ukochanego!
– Zrozum, skarbie – Klaus zaśmiał się nerwowo, ale próbował
brzmieć jak najbardziej szarmancko. – To nie jest możliwe!
– Jest! Te dwie – wskazała na Hayley i Deliah – byłyby w
stanie mi pomóc! Ale ty nigdy nie zamierzałeś na to pozwolić, prawda? – Mikaelson
przełknął głośno ślinę, kiedy kobieta nachyliła się bliżej niego i uśmiechnęła
się szyderczo. – Zapłacisz za to, Mikaelson. Wszystkie one zapłacą, i–
Nie zdążyła dokończyć zdania. Hayley podbiegła do niej i
skręciła jej kark jednym i sprawnym ruchem, po czym odrzuciła włosy z twarzy. Dumna
z siebie, odwróciła się do Klausa i swoich dwóch przyjaciółek oraz siostry.
– Dobra – zaczęła, lekko zirytowana. – Co to do cholery
jest?
Nim ktoś zdążył jej wyjaśnić kwestię nowo powstałego tatuażu
na jej nadgarstku i dłoni, do hangaru wpadli łowcy. Wszystkie hybrydy zaczęły
krzyczeć w przerażeniu, a zdezorientowany Klaus kilka razy obrócił się wokół
własnej osi. Wyświadczył im niezłą przysługę – zebrał wszystkie hybrydy w
jednym miejscu.
Pozostało tylko zrobić z tego spotkania rzeź.
– Wynosimy się – krzyknął, łapiąc Hayley i Kayle za
ramiona. – Teraz!
Kobiety były jednak pogrążone w takim bólu, że nie dały
rady się ruszyć. Odczuwały ten sam ból, co każda zamordowana hybryda, a łowcy
raczej nie szczędzili w sposobach zabijania. Klaus złapał Kayle, kiedy upadła,
zmorzona bólem i krzykiem. Straciła przytomność i jej ojciec prędko wyniósł ją
z hangaru, zabijając po drodze kilku biegnących za nimi łowców.
Przy wyjściu napotkał Elijah, który z przerażeniem patrzył
na wydarzenia.
– Klaus! – krzyknął załamany. – Co tu się dzieje, do
cholery?
– Mam wszystko pod kontrolą! – odparł Klaus, kładąc Kayle na asfaltowej
drodze.
– To by wyjaśniało tą rzeź! – Elijah warknął na niego,
wściekły. Potem chyba coś przeskoczyło w jego głowie, bo rozejrzał się w około
i jego oczy aż się rozszerzyły. – Gdzie jest Hayley? – wyszeptał. – Klaus,
gdzie jest moja córka?! – złapał brata za kołnierz.
– Nadal jest w środku, ja–
– Tato… – usłyszeli słabe słowa, kiedy Kayle podniosła
głowę. Wskazała na swój tatuaż. I dopiero wtedy Klaus zrozumiał, o co chodziło
w całym zaklęciu. Za każdym razem, kiedy umierała hybryda, z ich dłoni znikała
jedna kropeczka. I zdążyło ich zniknąć już wiele. Elijah nie czekał dłużej;
zniknął w tłumie morderców i mordowanych.
Nie umrę, odbiło
się echem w głowie Kayle. Nie umrę, nie
mogę umrzeć, to jest niemożliwe. Licz, Kayle, licz. Czterysta czterdzieści trzy.
Czterysta czterdzieści dwa.
Po godzinie liczenia, zostało cztery.
Było ich sześćset sześćdziesiąt sześć. Zostało cztery.
♣
Z góry zapowiadam, że staramy się już skończyć następny rozdział, więc najpewniej pojawi się niedługo. Pracujemy nad tym, serio. Większość tego, czego nie zrozumieliście w tym prologu, zostanie wyjaśnione w przyszłości, więc cierpliwości, okay?
Błagam, komentujcie. To nam daje siłę do pisania dalej - dla was to kilka minut, może nawet sekund, a dla nas to jest naprawdę wiele!
+ jeżeli chcecie zobaczyć, w co były ubrane dziewczyny, po prostu najedźcie myszką na miejsce, w którym imiona dziewczyn po raz pierwszy pojawiają się w tekście.
+ jeżeli chcecie zobaczyć, w co były ubrane dziewczyny, po prostu najedźcie myszką na miejsce, w którym imiona dziewczyn po raz pierwszy pojawiają się w tekście.
Dziękuję za zainteresowanie naszym blogiem. Zapewniam, że pierwszy rozdział pojawi się już niedługo, jesteśmy w trakcie łączenia kilku części tekstu :) Będzie się działo, więc zachęcam do śledzenia naszego bloga :D
OdpowiedzUsuńDodaje do obserwowanych, gdyż bardzo mnie zainteresował ten prolog, jestem ciekawa tego, co będzie dalej :) Będę zaglądać na pewno. Pozdrawiam serdecznie :)
Zacznę od tego: świetny szablon ;) Podoba mi się wizerunek Klausa, tak sarkastyczny i władczy jak zawsze . Elijah - brat, który zawsze o wszystko się troszczy i próbuje naprawiać świat . Zastanawiają mnie konsekwencje rzuconego czaru . Jak naprawdę wyglądać będzie ta więź ? Do czego doprowadzi ? Serdecznie pozdrawiam, czekam na NN i życzę weny :)
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Hej. Bardzo wkręciłam się w wasze opowiadanie. Jest bardzo dobrze napisane i interesujące, więc z zniecierpliwieniem czekam na następną notkę. Jesteście utalentowane <3
OdpowiedzUsuńPierwsze spostrzeżenie: Klaus jest zuy. Cholernie zaczynam go lubić.
OdpowiedzUsuńDrugie: cholernie dobrze piszesz. Znakomicie się to czyta.
Trzecie: "– Przepraszam. – Faith odrzekła spokojnie. Z wampirzą szybkością pojawiła się przy przyjaciółce i skręciła jej kark. Zwinnie zarzuciła jej ciało na ramię i wrzuciła je do samochodu. Miała mało czasu. Dziewczyna lada chwila mogła się obudzić." - THE FUCK?! O.o
Czwarte: Qetsiyah. Uwielbiam ja za imię i za tajemnicę, którą wszędzie ze sobą nosi.
Piąte: "jednak napotkała wściekłe spojrzenie byłej żony Draculi." - ouuuuuu!!!! <3
Podsumowując: kocham tę wiedźmę, jestem ciekawa, co knuje. Wooo, jakie ojcowskie zachowanie, kiedy Klaus wynosił córusię z miejsca, w której dokonywała się rzeź. Hm, już rozumiem, skąd tytuł rozdziału. Ej, i co one teraz zrobią...? No, ciekawie, ciekawie, idę czytać dalej!
Jestem zainteresowany Waszym blogiem, ponieważ jestem fanem "Teen Wolf" i "The Vampire Diaries". Tylko nie lubię "The Originals" :(
OdpowiedzUsuńJak na razie dobrze się zapowiada!:)
Zapraszam na swojego bloga: co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Ciekawe. Porwałaś się na coś nie łatwego. Mam nadzieje, że dalej utrzymasz ten poziom. Bo oddanie choć w części klimatu Nowego Orleanu z przed II wojny światowej jest bardzo trudne a mam wrażenie, że udało się lepiej niż nieźle.
OdpowiedzUsuńO kurczaki ! Ale świetna akcja ! :) Klaus - jak zwykle, rządny władzy, taki którego kocham <3 A sprowadzenie hybryd w jedno miejsce było genialnym pomysłem, tylko zastanawia mnie fakt jak przez to Klaus miał zostać królem ? Czyżby potrafił je kontrolować ? Mam nadzieję, że kwestia ta zostanie jeszcze poruszona xd No i z tylu hybryd zostało tylko 4 ? Ale w sensie, że nie licząc Klausa, czy któraś z dziewczyn zginęła ? ;p
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę wciągający .
Do ugryzienia ! ;*
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Darowałem sobie na razie wstępy do reszty postaci. Wuchodzę z załozenia, że prolog powinien być dobrym wprowadzeniem do historii tytułowej, a rys historyczny dziewcząt, z pewnością zążę jeszcze nadrobić :)
OdpowiedzUsuńWięc tak. Zauważyłem znaczną poprawę stylu między tym prologiem, a opisem Hayley, bodajże... Nie wem jak działa u was proces twórczy, ale oby utrzymywał podobny poziom, bo jest naprawdę dobrze. Choć oczywiście powtórzenia mnie znowu bolały.
"Połączenie wszystkich Hybryd. Dosłownie wszystkich. Trochę mi zajęło sprowadzenie tutaj ich wszystkich, (...)" - czy naprawdę tego nie dostrzegacie, a może to ja jestem tak cholernie uszczypliwy :D
Szczerze przyznam, że zaprzestałem oglądania TO w momencie, gdy Rebekah odeszła. Niemniej do tej pory, postać Klausa nieszczególnie mnie do siebie przekonywała. Był najzwyczajniej w świecie sztuczny. Zbyt pochłonięty tym, czym się zajmował, cokolwiek to było. W waszym opowiadaniu jest podobnie. Jest to postać, która mnie denerwuje samym byciem. Niemniej jako aktor Jo jest bardzo przekonywujący - takie małe rozszczpienie poglądów mi się zrobiło w głowie :D
No nic. Zobaczymy jak to będzie dalej. Dodaję do linków na blog, o którym zaraz zaspamuję, także spokojnie :P
Pozdrawiam i życzę weny!