„…Kiedy byłam mała,
mama zawsze opowiadała mi historię do poduszki o kobiecie, która spadła z
nieba. O kobiecie, która żyła wiecznie.
Wszystko zaczęło się
od wybuchu. Był jeden wielki wybuch, z którego narodziło się wszystko.
Tajemnica zaczęła gonić tajemnicę, nowe planety i światy, coś, czego ludzki
umysł nigdy nie mógł pojąć. Wraz z nowym światem, wyłoniło się bóstwo – a wraz
z nimi, nowa era dla naszego świata. Historie o bóstwie zawsze przepełnione
były bogactwem, pięknem i wiecznym szczęściem… oprócz jednej, przepełnionej
smutkiem i żalem, ale również dającej nadzieję… historia, która podobała mi się
najbardziej.
W dniu ogromnej
uroczystości, w niebiosach miejsce miała wojna, zimna wojna, która wraz z swoim
przyjściem pochłonęła miliony ofiar. Niebiosa nie były już dużej bezpieczne.
Jeden z potężnych bogów pragnął uchronić swoje jedyne dziecko. Jego miłość była
tak ogromna, że zaślepiony próbą ocalenia go, stracił je. Podczas gdy ten miał
zesłać swego potomka na ziemię, jeden z żołnierzy wystrzelił strzałę, która
ugodziła członka niebiańskiego rodu prosto w serce. Strzała, która sprawiała,
że ofiara zamieniała się w lodową bryłę, zapadała w głęboki sen. Lecz gdy
umiera półbóg, natura próbuje uzupełnić braki, jakie wystąpiły po jego
odejściu, w wymiarze milionów wszechświatów, w każdym możliwym powstaje jego
idealna kopia, a każda za zadanie ma odnaleźć sposób, który przywróciłby go z
powrotem do życia. Wraz z bogiem na ziemi pojawia się strażnik duszy, silnie
związany z ofiarą, który za zadanie ma jej bezwzględną ochronę.
Nikt jednak nie
odnalazł słusznej drogi a miliony poległych nadal tkwią w wiecznym śnie…”
Nowy Jork widziany z mostu Queensboro jest zawsze miastem
widzianym po raz pierwszy, z jego zapowiedzią szampańskich przyjęć, spełnienia
marzeń i wszystkich cudów tego świata. A możecie mi wierzyć, że widziałam go
miliony razy… wliczając ten pierwszy z roku 1909. Świat jednak zmienił się a
wraz z nim ludzie i wszystko to, co tworzyli.
Jechałam Chevroletem SS, kierując się w stronę centrum
miasta, gdzie miałam spotkać się z moim starym przyjacielem. I chodź wydawać by
się mogło, że przyjęcie, na które się wybierałam, nie było najlepszym miejscem
na interesy, to jednak było tam tak wiele ludzi, gwiazd i ogromnych
osobistości, że wszyscy byliby zbyt zajęci tym pięknym miejscem i barwnymi
postaciami, niż dwojgiem ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami. Przejrzałam
w myśli listę na dzisiejsze przyjęcie. Suknia? Odhaczone. Ulubione szpilki?
Odhaczone. Czekoladki nadziewane toffi z „La
Maison du Chocolat”? Odhaczone. Przedmiot, który miałam dostarczyć mojemu
staremu przyjacielowi? Odhaczone. Broń na wypadek nagłej i niespodziewanej
apokalipsy? Odhaczone. Och proszę, jestem hybrydą starą jak świat, zawsze mam
przy sobie broń na wypadek apokalipsy.
Dobrze, powiedzmy sobie wprost. Bycie hybrydą wcale nie
jest taką fajną zabawą jak mogłoby się wydawać wszystkim śmiertelnikom.
Przeżywanie tych wszystkich przygód, poznawanie nowych miejsc czy posiadanie
pewnych umiejętności owszem – jest ciekawym doświadczeniem, ale wszyscy zawsze
zapominają, że istnieje również druga strona medalu. Trzeba nieustannie walczyć
z łowcami, którzy z swoimi wiecznymi humorkami mają ochotę wbić ci sztylet
prosto w serce , często uciekać i nie być pewnym jutra, pozbawionym perspektyw
i bezpiecznego miejsca, w którym można byłoby przeczekać i zaznać chwilowego
spokoju. Och, i żeby tego było mało, jest się nieśmiertelnym, więc wizja
spędzenia cudownego życia z jedną osobą staje się… cóż, tylko wizją. W końcu
większość ludzi albo umiera ze starości albo staje się przekąską w chwili,
kiedy wampirzy instynkt zaczyna działać.
Uciekałam całe życie. Uciekałam przed demonami przeszłości,
które nie pozwalały tak łatwo o sobie zapomnieć. I choć ucieczka przed samym
sobą nie miała najmniejszego znaczenia, nigdy nie przestałam. Podczas tej
niekończącej się tułaczki starałam się zamknąć kilka rozdziałów w moim życiu,
ale czy dało się je zakończyć w chwili, kiedy nawet nie doszłam do ich końca?
Wierzyłam, że gdzieś tam jest ktoś, kto mi w tym pomoże. Szukałam odpowiedzi.
Odpowiedzi na to, kim jestem. A może po prostu pragnęłam odnaleźć miejsce,
które mogłabym nazwać domem? W końcu jedyne, czego tak naprawdę chciałam, to
odnaleźć mojego ojca. Matka rzadko, kiedy mi o nim opowiadała… kiedy jeszcze
żyła, bowiem odebrano mi ją w sposób najbardziej okrutny. Byłam tam. Byłam w
chwili, kiedy po raz ostatni spoglądała na mnie z troską w oczach. Kazała mi
uciekać. Udało mi się. Jednak jej oprawcy pozbawili ją życia. Była wampirem.
Jednak nie zabijali jej zwyczajni ludzie. Dążąc do prawdy, z biegiem czasu,
dowiedziałam się, kim tak naprawdę byli. Łowcami. Z czasem pojawiało się ich
coraz więcej. Mieli jedno zadanie. Zabijać. Zabijać takich jak ja. To nie o
moją matkę tak naprawdę chodziło. To mnie mieli zabić. To ja byłam winna
śmierci mojej matki. A wszystko przez to, że byłam hybrydą, nie byle jaką
hybrydą, ponieważ część mnie pozostaje tajemnicą. Kiedy moja matka była w ciąży
została przemieniona, to wpłynęło również na mnie. Jednak nikt nie wie, kim był
ojciec, jaką siłę posiadał i jak może wpłynąć to na mnie w przyszłości. Do tej
pory pozostaje to tajemnicą… nawet dla mnie.
Gdy zmarła moja matka nie potrafiłam zebrać w sobie siły do
walki, nie potrafiłam jeszcze zaspokoić głodu a co więcej, nie wiedziałam gdzie
mam się udać i co dalej robić ze swoim życiem.
Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy zaopiekowała się mną grupa wampirów. To oni nauczyli mnie panować nad głodem, wyszkolili w walce, oraz przekazali swoją wiedzę na temat łowców. To wtedy nauczyłam się tworzyć własną broń a przez długie wieczory spędzone na poznawaniu nowych technik nie bałam się dłużej łowców. Nie tak jak wtedy. Przez lata w moich dłoniach przewijało się wiele broni. Katana, szable, miecze aż do zabawek tego wieku. Niezastąpiona pozostanie jednak dla mnie kusza. Kusza, która nie tylko ma swoją wartość materialną. Wiąże się z nią historia. Jest bezcenna.
Wampiry, które zaopiekowały się mną były czymś w rodzaju zakonu. W miejscu, w którym się ukrywaliśmy coraz pojawiały się czarownice, które handlowały od czasu do czasu ziołami lub na zlecenie najwyżej postawionego wykonywały niewielkie zaklęcia wzmacniające ochronę miejsca naszego pobytu. Jak się jednak okazało, łowcy również wpadli na podobny pomysł. Z początku próbowali niszczyć czarownice, które wchodziły im w drogę, z czasem zaczęli używać je jako broni. Często kobiety te były przetrzymywane wbrew własnej woli, głodzone a często zabijane za nieposłuszeństwo. W końcu zdjęto barierę. Nikt już dłużej nie był bezpieczny. Nikt jednak nie chciał uciekać. Wszyscy stanęli do walki, jednak przetrwali nieliczni. Przywódca zakonu oddał mnie w ręce jednej z zaprzyjaźnionych wiedźm. W tedy jednak nie myślałam na tyle logiczne by zrozumieć, że nie widzę jej po raz pierwszy. Kobieta, która przewijała się w moim życiu tak wiele razy, nigdy jednak nie wiedziałam, że jest kimś tak ważnym. Zabrała mnie do swojego domu na nieokreślony czas. Opiekowała się mną jak własną córką. To ona przekazała mi skrzynię, w której znajdowała się kusza. Nie była to zwykła kusza. Machina bojowa, posiadała potężny łuk żelazny, na którym umocowano cięciwę ze ścięgien zwierzęcych. Ozdobiona była pięknymi ornamentami w miejscach wykonanych z drewna. Jednak to, co w tamtym okresie najbardziej mnie uderzyło to słowa wypowiedziane przez czarownicę : „Twoja matka pragnęłaby dać ci ją osobiście, często mówiła, że ojciec kazał przekazać ci tą kuszę, kiedy będziesz na to gotowa. Moim zdaniem, właśnie nadeszła ta chwila.” W tej chwili zrozumiałam dwie rzeczy : Czarownica była przyjaciółką, która często odwiedzała moją matkę. Po drugie, mój ojciec prawdopodobnie żył, i był gdzieś w świecie, a ja miałam za zadanie go odnaleźć.
Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy zaopiekowała się mną grupa wampirów. To oni nauczyli mnie panować nad głodem, wyszkolili w walce, oraz przekazali swoją wiedzę na temat łowców. To wtedy nauczyłam się tworzyć własną broń a przez długie wieczory spędzone na poznawaniu nowych technik nie bałam się dłużej łowców. Nie tak jak wtedy. Przez lata w moich dłoniach przewijało się wiele broni. Katana, szable, miecze aż do zabawek tego wieku. Niezastąpiona pozostanie jednak dla mnie kusza. Kusza, która nie tylko ma swoją wartość materialną. Wiąże się z nią historia. Jest bezcenna.
Wampiry, które zaopiekowały się mną były czymś w rodzaju zakonu. W miejscu, w którym się ukrywaliśmy coraz pojawiały się czarownice, które handlowały od czasu do czasu ziołami lub na zlecenie najwyżej postawionego wykonywały niewielkie zaklęcia wzmacniające ochronę miejsca naszego pobytu. Jak się jednak okazało, łowcy również wpadli na podobny pomysł. Z początku próbowali niszczyć czarownice, które wchodziły im w drogę, z czasem zaczęli używać je jako broni. Często kobiety te były przetrzymywane wbrew własnej woli, głodzone a często zabijane za nieposłuszeństwo. W końcu zdjęto barierę. Nikt już dłużej nie był bezpieczny. Nikt jednak nie chciał uciekać. Wszyscy stanęli do walki, jednak przetrwali nieliczni. Przywódca zakonu oddał mnie w ręce jednej z zaprzyjaźnionych wiedźm. W tedy jednak nie myślałam na tyle logiczne by zrozumieć, że nie widzę jej po raz pierwszy. Kobieta, która przewijała się w moim życiu tak wiele razy, nigdy jednak nie wiedziałam, że jest kimś tak ważnym. Zabrała mnie do swojego domu na nieokreślony czas. Opiekowała się mną jak własną córką. To ona przekazała mi skrzynię, w której znajdowała się kusza. Nie była to zwykła kusza. Machina bojowa, posiadała potężny łuk żelazny, na którym umocowano cięciwę ze ścięgien zwierzęcych. Ozdobiona była pięknymi ornamentami w miejscach wykonanych z drewna. Jednak to, co w tamtym okresie najbardziej mnie uderzyło to słowa wypowiedziane przez czarownicę : „Twoja matka pragnęłaby dać ci ją osobiście, często mówiła, że ojciec kazał przekazać ci tą kuszę, kiedy będziesz na to gotowa. Moim zdaniem, właśnie nadeszła ta chwila.” W tej chwili zrozumiałam dwie rzeczy : Czarownica była przyjaciółką, która często odwiedzała moją matkę. Po drugie, mój ojciec prawdopodobnie żył, i był gdzieś w świecie, a ja miałam za zadanie go odnaleźć.
Przeszłam ostatnią przecznicę, uśmiechając się pod nosem na
widok mojego starego przyjaciela, który machał mi dłonią przed wejściem jednej
z restauracji.
– Myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy – powitałam go,
przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie w Europie.
– Moja droga, jesteś pierwszą hybrydą, jaką poznałem –
uśmiechnął się, zapraszając mnie do środka budynku. – Zresztą zapomniałaś już,
że jestem winny ci przysługę? Obiecałem ci, że będę informował cię o każdej
nowej hybrydzie. A to, co mam ci do przekazania na pewno cię
usatysfakcjonuje.
– Widzę, że twoje maniery i lojalność względem przyjaciół
pozostała bez zmian – uśmiechnęłam się. – A teraz lepiej przyznaj się ile osób
zakołkowałeś za te informacje – pokręciłam głową, ponownie wracając pamięcią do
naszej ostatniej rozmowy. Oboje czegoś poszukiwaliśmy i oboje byliśmy podobni,
ta znajomość po prostu nie mogła się nie udać.
– Tyle ile akurat było potrzebne… i kilka pobocznych ofiar.
Nic nowego.
–Jesteś potworem – westchnęłam, zajmując swoje miejsce.
– Kochana, istnieją tylko dwa rodzaje istnień. Wampiry,
które zabijając przysłużysz się światu i ludzie, które robią za nasze jedzenie.
Szkody są więc doprawdy minimalne. – Klaus zajął miejsce obok mnie, wyjmując z
kieszeni list. – A teraz lepiej usiądź wygodnie, bo to, co mam ci do
powiedzenia na temat hybryd na pewno cię zaskoczy.
– Proszę, tylko mi nie mów, że to kolejna wizja twojej
małej armii hybryd.
– Trochę tak. Trochę nie. Wiesz, jaki ten świat potrafi być
zaskakujący. Faith Maiden. Czas na hybrydzie ploteczki.
--------------------------
Ostatnia Hybryda za nami! Na następny rozdział będziecie musieli trochę poczekać (sorry/not sorry).
Wpadłam i przeczytałam. Jestem pod wrażeniem- świetny styl. Wciąga od pierwszego zdania. Czekam co dalej.
OdpowiedzUsuńcudowne <3 czekam na następną notkę <3
OdpowiedzUsuńcudowne ♥♥♥ kocham :P informuj mnie o nowych rozdziałach
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział u mnie http://aquasenshi.blogspot.com/2014/02/rozdzia-6.html
Witam ! Blog bardzo mi się podoba - zaczynając od szaty graficznej, a kończąc oczywiście na treści . Początkowo nie byłam pewna, czy te historie - każda z innym głównym bohaterem - będą ze sobą związane, a tu niespodzianka . Opowieść ma kilku narratorów, co czyni ją tak inną i tak wyjątkową . Podoba mi się ten pomysł . Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów . Serdecznie pozdrawiam, życzę weny oraz zapraszam do Nas ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Jeśli jest taka możliwość, to proszę o informowanie o NN .
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
P.S. 2. Uprzejmie informuję, że dodaję do "Odwiedzanych" ;)
UsuńTo slodkie ,, kochanie'' zdradzilo Klausa od razu hahahahahah :*
OdpowiedzUsuńNajstarsza hybryda, tak ? Hmm . Imponujące :) Bardzo fajna historia . Widzę, że Faith zna się z Klausem . Z ich rozmowy wychodzi na to, że jest starsza od Klausa, czy tak jest ? ;p
OdpowiedzUsuńJestem też ciekawa jakie połączenie będą miały wszystkie cztery hybrydy, a najbardziej ciekawi mnie Deliah :)
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]